Pov. StarkWróciłem do swojego łóżka, gdy tylko Peter zasnął i teraz, już od kilku godzin leżałem na boku i wpatrywałem się tępo w ścianę. Ja. To ja mu się śniłem. To ja byłem głównym bohaterem jego koszmaru. To ja sprawiłem, że jego sen stał się koszmarem. On... właśnie tak mnie widzi. Jako potwora. I właśnie tym byłem w jego śnie. A potem, kiedy się obudził i mnie zobaczył... przeraził się. Nic dziwnego, że tak zareagował. Obudził się i pierwsze co zobaczył, to swój koszmar na jawie. Tylko że... cholera, czy ja mu dałem jakiekolwiek powody do strachu? Jakkolwiek pokazałem, że chcę go skrzywdzić? Dałem mu jakikolwiek znak, który jasno pokazywał, że nie jest tu bezpieczny? Że chcę go skrzywdzić? Heh, zabawne pytania jak na człowieka, który go porwał i uwięził. On... nie zaufa mi, dopóki tam siedzi. Może i w końcu przestanie zachowywać się tak agresywnie. Może w końcu będę mógł wejść do jego celi bez strachu o życie. Może w końcu przestanie podejmować kolejne próby ucieczki. Może zrobi się grzeczny i potulny. Ale on... on mi nie zaufa. Jak może zaufać człowiekowi, który trzyma go w zamknięciu? Tylko że... przecież nie mogę go wypuścić. Nawet jeśli zachowa pozory i będzie grzeczny przez cały dzień, w co wątpię, to i tak zwieje przy pierwszej lepszej okazji, najpewniej zadając nam możliwie najwięcej obrażeń. Ale z drugiej strony, im dłużej będzie tam siedział... ja nie chcę go złamać. Nie chcę, żeby stał się posłuszny. Nie chcę, żeby skończył z tymi swoimi bezczelnymi odzywkami i wywracaniem oczami. Nie chcę, żeby się mnie bał. A jeśli będzie siedział w zamknięciu, odizolowany od świata, to czego innego mogę się spodziewać? To go zniszczy. Złamie. Ehh, przecież nie mogę na to pozwolić. Nie wolno mi. Jeśli do tego dopuszczę, nie będę miał prawa nazywać się jego mentorem, ani tym bardziej... no cóż, tatą. Powinienem o niego dbać.
Ja... powinienem pokazać mu jakiś dowód. Coś, co by go przekonało. Coś, czemu nie mógłby zaprzeczyć. Coś, co by nim wstrząsneło. Ale... ehh, co to może być?
Nagle mnie oświeciło. Zerwałem się z łóżka i otworzyłem szufladę szafki nocnej, gorączkowo przekopując się przez stertę różnych śmieci, żeby znaleźć tą jedną rzecz. Tą jedną, jedyna rzecz, która stanowi niepodważalny dowód na autentyczność relacji, która łączyła mnie z Peterem. A przynajmniej miałem taką nadzieję.
Pov. Peter
Otworzyłem niechętnie oczy i od razu zauważyłem, że Stark sobie poszedł. To był sen? Czy wydarzyło się naprawdę? Bo jeśli tak, to... jak ja mam mu teraz spojrzeć w oczy? Zachowałem się jak mały, zapłakany dzieciak. Pokazałem, jaki jestem słaby i teraz... on już wie. Wie, że się go boję. Mogę dalej grać twardego, ale on wie, jak bardzo mnie przeraża. Tylko... dlaczego tak się zachował? Dlaczego mnie uspokoił? Dlaczego nie wyśmiał mnie, kiedy poprosiłem, żeby został? Dlaczego siedział tu, aż usnąłem? Dlaczego mnie przytulił? Przytulił... w domu jeszcze nikt nigdy tego nie zrobił. Dlaczego do cholery pierwszą osobą, która mnie przytula, jest mój najgorszy wróg? Czy moi rodzice to robili? Wczoraj... to wydawało się takie znajome. Jakby już to kiedyś robił. Jakbym to pamiętał. Ale skąd?
Czy teraz będzie się ze mnie śmiać? Wytykać mi to, jak słaby i żałosny byłem? Będzie ze mnie kpić i pokazywać mi, jak bardzo mną gardzi? Choć z drugiej strony... on też okazał słabość. Gdyby role się odwróciły, na pewno z radością patrzyłbym, jak zwija się na ziemi, płacząc i błagając o litość. Śmiałbym się widząc, jaki strach w nim wywołuję. Delektowałbym się tą cudowną chwilą. A on... on nie potrafił. Nie potrafił się tym napawać. Nie potrafił czerpać z tego przyjemności. Był zbyt słaby i dlatego musiał to przerwać, nawet jeśli oznaczało to uspokojenie mnie w taki sposób. Ehh, i tak to wciąż ja jestem tym żałosnym. On... po prostu zachował się... po ludzku. Mimo że był potworem. A ja...
CZYTASZ
Without past
FanfictionNie pamiętam. Bardzo chciałbym pamiętać, ale nie pamiętam. Nie pamiętam mojej rodziny. Nie pamiętam, jak rozróżniać przyjaciół i wrogów. Nie pamiętam, kto mnie kocha, a kto oszukuje. Nie pamiętam, czym jest dobro, a czym zło. Nie pamiętam, jak się b...