DAMIAN:
Wróciłem do pokoju z herbatą. W środku zastałem Raven z głęboko zanurzonymi nożyczkami w skórze na nadgarstku.
-RACHEL!-Wrzasnąłem, zwracając jej uwagę.-CO TY ROBISZ?!
Przestraszyła się i upuściła ostrze, brudząc krwią podłogę.
Tytanka patrzyła na mnie zszokowana.
-D... Damian..?
Odłożyłem kubek z naparem na pobliską komodę i podbiegłem do niej, chwytając za ramiona.
-RACHEL, DO CHOLERY!-Potrząsnąłem Tytanką.-MIAŁAŚ TEGO NIE ROBIĆ!
Z oczu dziewczyny wypłynęły łzy, a ja zdałem sobie sprawę że wrzeszczę i że tylko pogarszam sprawę.
Puściłem chude ramiona Azaratki, która się rozpłakała.
-Przepraszam...
-Nie, to ja przepraszam...-Położyłem dłoń na policzku Tytanki.-Nie powinienem na Ciebie krzyczeć...
-Nie potrafię przestać...-Wypłakała.-Coś każe mi to robić...
-Posłuchaj-spojrzałem jej w oczy-to co stało się dzisiaj nie było winą Rachel. Zabraniam Ci robić krzywdę mojej dziewczynie.
-Ale...
-Chodź do mnie.-Przytuliłem Roth, która zaszlochała cicho, ale też mnie objęła.
Trwaliśmy naprawdę długo w tym uścisku, dopóki Rachel się nie uspokoiła.
-Pokaż...-Poprosiłem, chwytając delikatnie rękę pół demona, by obejrzeć ranę.
Westchnąłem ciężko.
-Chodź, opatrzymy to.
Pociągnąłem Raven do skrzydła medycznego, gdzie odkaziłem i zszyłem nacięcie oraz owinąłem bandażem.
-Gotowe.-Powiedziałem, gładząc jej dłoń.
-Nie zrobię tego więcej. Obiecuję. Naprawdę.
-Wiem. Ale jeśli coś znowu będzie się dziać... Po prostu mi powiedz, dobrze?
CZYTASZ
|DAMIRAE| 2 Rachel Roth-Zła krew...
Lãng mạnDruga część :) Ojciec Kruka jest uwięziony w krysztale. Nie oznacza to jednak że nie sprawia kłopotów. Roth czuje się coraz gorzej, często tracąc kontrolę nad sobą i mocą. Nie pomaga jej również napięcie między nią, a nowym nabytkiem drużyny - Tarą...