16

13.4K 258 2
                                    

Nyx

Rozglądałam się po prywatnym lotnisku, na którym wylądowaliśmy przed kilkoma minutami. Fraser postanowił nie zawiązywać mi opaski na oczach ani nie skuwać mi rąk ani nóg. Miałam nadzieję, że po szczerej rozmowie w samolocie zrozumie, że moje obawy przed otworzeniem się na niego wiązały się z wielokrotnie złamanym w przeszłości sercem. Było mi trochę wstyd, że przyznałam mu się do swojej słabości, ale wolałam wyjaśnić mu wszystko przed Vegas, zanim będzie za późno.

- Zapraszam do mojego świata, kochanie. Zobaczysz, czym zajmuję się, kiedy nie siedzę w lesie.

Fraser wziął mnie na ręce, abym nie nadwyrężała poranionych stóp. Mogłam już samodzielnie chodzić, gdyż w nocy ból magicznie zmalał, jednak mężczyzna nie pozwoliłby mi na to. Było mi nawet przyjemnie, gdy wziął mnie w objęcia i zaniósł do limuzyny, która miała nas zawieźć do miejsca, o którym tyle słyszałam, ale którego tak się obawiałam. 

Kiedy wsiedliśmy do samochodu, powitało nas luksusowe wnętrze. Dopiero teraz zobaczyłam na własne oczy, że Fraser Callahan z pewnością był wpływowym mężczyzną, skoro stać go było na coś takiego.

Wyatt usadowił się na siedzeniu przed nami. Przeciągnął się i uśmiechnął do nas. Starałam się nie patrzeć na jego wzwód. Słyszałam, że kilkanaście minut przed lądowaniem mężczyźni ze sobą flirtowali, jednak docierały do mnie jedynie strzępki ich rozmów. Wyatt jednak chichotał, więc uznałam, że nie rozmawiali o planach, jak mnie ukatrupić. Choć jakby nie patrzeć, mogli to zrobić.

Zacisnęłam odruchowo nogi, gdy Fraser się nade mną nachylił, aby zapiąć mi pasy. Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, zdając sobie sprawę, jak na mnie podziałał.

Nie spodziewałam się, że w samolocie wyznam mu, że powodem, dla którego z nim walczyłam, był strach przed odrzuceniem. Nie powinnam postrzegać Frasera jako mojego wybawiciela, gdyż nim dla mnie nie był, jednak nie potrafiłam ukryć, że coś nieopisanego mnie do niego ciągnęło.

- Za piętnaście minut dojedziemy do Chalcedony, kochanie.

- Chalcedony? - spytałam, gdy ruszyliśmy z miejsca. 

- To nazwa mojej szkoły dla uległych. Oznacza chalcedon. To minerał, który jest przezroczysty. Uznałem, że taka nazwa jest idealna, gdyż w Chalcedony prześwietlamy dusze uległych i dajemy im to, czego potrzebują. 

Uznałam tą nazwę za całkiem trafną i oddającą elegancję, którą Fraser emanował na kilometr. 

- Czy będę musiała się przebrać, zanim wejdziemy do środka? 

Ani Fraser, ani Wyatt nie mieli na sobie garniturów, które kojarzyły mi się z dominującymi. Oboje byli ubrani luźno. Fraser miał na sobie koszulkę z długim rękawem opinającą jego mięśnie i czarne spodnie do biegania. Wyatt natomiast zarzucił na siebie niewyprasowaną bluzę i szorty, choć byłam zdumiona, że nie było mu w tym stroju zimno. 

- Przebierzemy się na miejscu. Nyx, spójrz na mnie.

Brunet chwycił mnie za rękę. Spojrzałam mu w oczy i coś we mnie drgnęło.

- To, co tam zobaczysz, cię przerazi - oznajmił opanowanym głosem, gładząc kciukiem mój policzek. - Będziesz świadkiem i uczestnikiem rzeczy, które wielu ludzi uważa za odrażające i niemoralne. Poddam cię kilku próbom i pokażę, na czym polega prawdziwe życie uległej. Pamiętaj proszę, że masz do dyspozycji hasło bezpieczeństwo. Pamiętasz, jak brzmi?

- Zielony. Kolor twoich oczu, panie.

Uśmiechnął się chłopięco, co sprawiło, że moje serce znów żałośnie drgnęło.

FraserOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz