Pov. Julie
Z czarnej, jeans'owej kurtki wyciągnęłam paczkę czerwonych marlboro razem z bordową zapalniczką. Wzięłam jednego i przyłożyłam do ust, odpalając go. Mocno się zaciągnęłam, wprowadzając nikotynę do płuc. Odchyliłam głowę do tyłu, która zderzyła się ze ścianą budynku. Przymknęłam oczy i kolejny raz się zaciągnęłam.
Znaliście ten stan, gdy jednocześnie byliście szczęśliwi, a jednocześnie czegoś wam brakowało, choć nie wiedzieliście czego? Ja znałam go dobrze, aż za dobrze. Często się pojawiał w moim życiu, co mnie frustrosało. Czułam się w tedy bezsilna, słaba. Mimo wspaniałej gromady przyjaciół, kochającej rodziny, to czegoś mi brakowało, ale za cholerę nie wiedziałam, czego. Nie było to fajne, ani miłe uczucie, wręcz przeciwnie. Ale w tamtym momencie nic nie mogłam niestety zrobić, w końcu w tedy byłam bezsilna.
Dalej trzymając w prawej dłoni pół papierosa, drugą ręką wyciagnęłam z tylnej kieszeni spodni swój telefon. Uśmiechnęłam się, patrząc na swoją tapetę, która pokazywała mnie i Leylę, jak jemy lody. Zerknęłam na godzinę w telefonie i ciężko westchnęłam.
- Najlepszego, Julie - szepnęłam sama do siebie. Wyrzuciłam nie dopałek za balkon i przeczesałam swoje brązowe włosy swoimi dłońmi. Mimo, że był początek czerwca, na polu dalej nie było gorąco, co równało się z moimi lekko zmarniętymi dłońmi. Odepchnęłam się od ściany i wróciłam z powrotem do ciepłego wnętrza. Zostawiając uchylone drzwi od balkonu, rzuciłam się plecami na łóżko. Westchnęłam ciężko, wgapiając się w biały sufit.
Dryń, dryń, dryń.
Spoglądnęłam na wyświetlacz, a na moich ustach pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam numer swojej przyjaciółki. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Najleszego, kochanie! - odezwała się Leyla swoim radosnym głosem. Mój uśmiech się poszerzył, gdy uświadomiłam sobie, że dziewczyna zapamiętała datę moich urodzin.
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam, wstając z łóżka i podchodząc do biurka. Włączyłam lampkę, która już po chwili oświetliła mój nie mały pokój - Nie zapomniałaś - dodałam, lekko się śmiejąc, gdy po drugiej stronie usłyszałam śmiech blondynki.
- Nigdy nie zapomniałam - odpowiedziała, a ja parsknęłam śmiechem - Nie moja wina, że piętnasty myli mi się z szesnastym - no tak, miała rację. Ale jakim trzeba być matołem, by mylić piętnasty z szesnastym?
- Słońce, ja kończę, bo muszę się jeszcze umyć - powiedziałam i podeszłam do białej szafy. Obejrzałam się w lustrze, które było w niej i wyciągnęłam czarną bluzkę i tego samego koloru spodenki - Widzimy się jutro - dodałam, zaczynając kierować się w stronę białych drzwi łazienki.
- Przyjadę jutro po ciebie. Papa - rozłączyła się, a ja weszłam już do łazienki, kładąc telefon na pralce. Włączyłam pierwszą, lepszą piosenkę i zaczęłam ściągać z siebie ciuchy.
Związałam swoje włosy w wysokiego koka i weszłam pod prysznic. Już po chwili po moim nagim ciele spływała gorąca woda, co spowodowało gęsią skórkę na nim. Wzięłam malinowy płyn i limonkową gąbkę do mycia, nalałam płyn na gąbkę i płynnymi ruchami umyłam swoje ciało. Spłukałam całą pianę i wyszłam z pod prysznica. Gołe stopy napotkały miły w dotyku dywan, który zakrywał białe płytki. Z komody wyciągnęłam błekitny ręcznik i wytarłam nim swoje ciało. Ubrałam na siebie piżamę, następnie umysłam pożądanie zęby, oraz zmyłam tusz z rzęs. Wycszłam z łazienki, biorąc telefon do ręki i wróciłam z powrotem do pokoju. Położyłam się wygodnie na łóżku i przykryłam ciepłą kołdrą. Czując wibracje pod poduszką, wyciągnęłam telefon z pod niej i odblokowałam.
CZYTASZ
Never say never
Teen FictionByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022