Pov. William
Od najmłodszych lat rodzice uczyli mnie kochać. Uczyli mnie tego stopniowo, przy tym mówiąc o miłości. Ja nie rozumiałem czym była miłość i jak kochać. Nie umiałem tego pojąć, było to dla mnie dziwne, niezrozumiałe i takie niecodzienne. Z czasem zdałem sobie sprawę, że ja nie byłem osobą, która miała jakiekolwiek uczucia. Po prostu ich nie posiadałem i wcale mi to nie przeszkadzało, a nawet pomagało mi w codziennym życiu.
Słysząc o miłości miałem odruch wymiotny, bo nie wierzyłem w taką bzdurę. Nie widziałem jej, a byłem taką osobą, która wierzyła tylko w to, co widziała. Byłem również zdania, że nie było mi coś takiego potrzebne do życia. Żyłem bez niej, jednocznie dobrze się przy tym bawiąc. Byłem zimną, sarkastyczną i wredną osobą, a co ciekawe to dobrze mi było z tą świadomością. Latałem po imprezach, sypiając z przypadkowymi dziewczynami, które miałem głęboko gdzieś. Alkohol, papierosy, a czasem nawet jakieś używki były codziennością w moim życiu, które było naprawdę zajebiste.
Przez dwadzieścia jeden lat swojego życia nie czułem miłości do nikogo, oprócz własnej rodziny i byłem pewny, że nigdy jej nie poczuję, ale moje zdanie na ten temat się zmieniło. Zielono - niebieskie oczy, ciemne włosy i malinowe usta sprawiły, że zacząłem mieć wątpliwości do tego, czy miłość na pewno nie istniała.
Nigdy nie pomyślałbym, że miałem zwariować na punkcie jednej dziewczyny. Była, jak narkotyk, który codziennie zażywałem, czując się szczęśliwy, jak nigdy wcześniej. Hipnotyzowała swoim niesamowitym spojrzeniem, kusiła smaczynymi ustami i wodziła kurewsko idealnym wyglądem.
Julie Collins była ideałem, o którym każdy mężczyzna marzył. Ósmym cudem świata, o którym nigdy nikt nie słyszał. Była idealna w dobrym sensie i tym złym, bo ona nie była dobrą osobą, a wręcz przeciwnie. Każdy wiedział, że była zdolna do najgorszych rzeczy na tym świecie, a i tak każdego to tylko podniecało.
Była jedyna w swoim rodzaju i to najbardziej mi się podobało. Była wyjątkowa, inna, idealna. Dlatego chciałem mieć ją dla siebie. Chciałem, by oddała mi się w stu procentach i była tego świadoma. Naprawdę tego chciałem, a ja zawsze dostawałem to, czego chciałem.
Przejechałem po ciemnych włosach Julie, przyglądając się jej twarzy. Boże, jaka ona była idealna. Ciemne włosy, zielono - niebieskie oczy, które teraz były zamknięte i pełne usta. Patrząc na nią miałem wrażenie, że ideały jednak istniały, a ona była jednym z nich.
Wstałem z łóżka, będąc ostrożnym, by nie obudzić dziewczyny, która zasnęła jakieś dwie godziny wcześniej. Wcale się jej nie dziwiłem, że zasnęła tak wcześnie i tak szybko. Opowiedziała mi wszystko o Adrienie i o tym, co powiedziała jej jego matka. Były momenty, w których podziwiałem ją, bo ja na jej miejscu już dawno bym się poddał i zostawił to wszystko.
Julie zadzwoniła do mnie, prosząc, bym przyjechał, co od razu zrobiłem. Była zdenerwowana, co zobaczyłem od razu, gdy wsiadła do mojego samochodu. Miałem trochę wolnego czasu i stwierdziłem, że chciałbym wykorzystać go z nią, więc zapytałem się jej, czy chciałaby przyjechać do mojego mieszkania, na co od razu się zgodziła. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę, patrząc razem w gwiazdy. Może nie wyglądałem na osobę, która lubiła to robić, ale jednak to robiłem i sprawiało mi to nie małą przyjemność, a moje zdziwienie nie było małe, gdy usłyszałem od Julie, że również kochała to robić.
Tak, ona zdecydowanie była ideałem.
Weszłem do łazienki, zostawiając lekko drzwi otwarte z przyzwyczajenia i zacząłem ściągać z siebie ciuchy. Następnie weszłem do kabiny prysznicowej, a po moim ciele zaczęła lać się gorącą woda, przez co na ciele pojawiła się gęsia skórka. Oparłem ręce o białe kafelki i weschnąłem kilka razy.
CZYTASZ
Never say never
Teen FictionByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022