Rozdział 25.

6.9K 199 28
                                    

– Przestań robić sceny i w końcu zadzwoń – warknął Alex, przejeżdżając dłońmi po swojej twarzy. Przewróciłam oczami na niego i powróciłam wzrokiem do telefonu, który znajdował się w mojej ręcę.

Nadal byłam pokłócona z Leylą i bardzo chciałam się z nią pogodzić. Nie miałyśmy żadnego kontaktu, nawet się nie widziałyśmy. Obie nie odzywałyśmy się przez jakiś tydzień, jak nie więcej, a ja już trochę wariowałam. Zawsze miałam z nią bardzo dobry kontakt, więc czułam się źle, gdy nie miałam z nią go. Chciałam z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko, ale to przecież ona zawiniła w tej sytuacji.

– Stresuję się – burknęłam, dalej bawiąc się swoimi palcami. Blondyn głośno westchnął na moje słowa i wstał z łóżka.

– Nie masz się czym stresować. Tylko pogadacie – wzruszył ramionami, unosząc brwi – No dzwoń – pogonił mnie, intensywnie się we mnie wpatrując.

Dryń, dryń, dryń.

– O mój boże Alex! Dzwoni, to ona dzwoni! – wyrzuciłam ręce w górę, patrząc na wyświetlacz, na którym widniało imię mojej przyjaciółki.

– Boże, William, ja ci współczuję – burknął pod nosem, ponownie pocierając twarz. Otworzyłam usta z szoku i posłałam chłopakowi zdziwione spojrzenie.

– Przepraszam, co? – uniosłam brew, udając, że nie usłyszałam takiego zdania. Nie dokładnie wiedziałam, co William miał do tej sprawy.

– Gówno – mruknął chłopak, tracąc swoją całą cierpliwość – Odbierz w końcu ten telefon – dodał, wskazując na telefon, który dalej dzwonił.

Alex nie należał do osób, które były cierpliwe. Nie trzeba było zrobić dużo, by dostał nerwicy. Był zazwyczaj spokojny, rzadko chaotyczny, ale za to bardzo sarkastyczny. Sarkastyczność była jego najbardziej widoczną cechą charakteru. Często jej używał, a szczególnie, gdy poznawał nowe osoby. Pokazywał wtedy tą wredną i chamską stronę siebie. Za to, gdy przyjaciele byli przy nim lub rodzina, zachowywał się totalnie inaczej. Miły, uśmiechnięty, ale dalej spokojny. W porównaniu do Lucasa i Camerona ten człowiek był oazą spokoju. Czasem wpadał na głupie pomysły, ale na pewno nie na takie, jak jego przyjaciele.

Spojrzałam niego ostatni raz, zanim odebrałam telefon. Już po sekundzie usłyszałam w nim głos blondynki.

– Tak bardzo przepraszam cię, Julie – uśmiechnęłam się, słysząc zdenerowany głos Leyli – Naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jezu, jestem okropną przyjaciółką, wybacz mi – załkała, przez co w moich oczach pojawiły się łzy.

Od zawsze byłam wrażliwa. Byłam pizdą w tych sprawach. Zawsze, gdy widziałam, że ktoś płakał, ja sama płakałam i nie ważne, czy to była bliska osoba, czy daleka. Smutek innych ludzi jakoś dziwnie na mnie działał i przez to byłam zła na siebie. Próbowałam być twarda, ale w niektórych sytuacjach po prostu się nie dało. Moje emocje przebijały się przez moje ego i tak to właśnie wyglądało.

Nie chciałam, żeby Leyla płakała. Ona była tą osobą, która wiedziała o mnie wszystko. Znała mnie doskonale, a ja ją. Ona również była wrażliwa. Często obwiniała się o błędy innych, a później cierpiała. Byłyśmy do siebie bardzo podobne. Nasze emocje również.

– Nie opowiadaj bzdur – poruszyłam powiekami, by łzy zniknęły – Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem – odparłam, cicho sią śmiejąc. Słysząc śmiech Leyli w telefonie, uśmiechnęłam się – Obie zawiniłyśmy, żadna z nas nie jest święta – dodałam, czując, jak chłopak koło mnie przytaknął głową na moje słowa.

– Jeszcze raz przepraszam, obiecuję, że się to nie powtórzy – powiedziała, a jej kojący ton dodał mi otuchy. Ucieszyłam się bardzo, zadając sobie sprawę z tego, że pogodziłam się z zielonooką.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz