Rozdział 47.

5K 202 81
                                    

– Gotowa jesteś? – spytał brunet, gdy zabierałam z komody telefon. Spojrzałam się na niego kątem oka, wygładzając śliski materiał satynowej, granatowej sukienki, która opinała moje ciało – Nie stresuj się – mruknął chłopak, wyciągając ku mnie swoją dłoń. Z małym uśmiechem chwyciłam za nią, splatając nasze ręcę.

– Przecież się nie stresuję – odpowiedziałam w jego kierunku, chwytając za klamkę od drzwi i wychodząc z domu, kierując się do auta Williama.

– Nie, wcale – parsknął chłopak, kręcąc głową z rozbawienia. Spojrzałam na niego, posyłając mu groźne spojrzenie, przez co Handerson spróbował być poważny, lecz średnio mu to wychodziło.

Tu musiałam mu przyznać rację, bo stresowałam się i to bardzo. Było to w sumie głupie i nie potrzebne, bo w końcu wiedziałam, że zorganizował wszystko na ostatni guzik i był też osobą, przy której czułam się bardzo swobodnie, ale sama myśl, że to miała być nasza pierwsza oficjalna randka, dziwnie na mnie wpływała. Czułam szczęście, satysfakcję i adrenalinę, ale też się stresowałam. Natomiast William był bardziej spokojny, niż zawsze. Cały dzień uśmiechał się pod nosem, mówiąc mi, że to będzie miły wieczór. Oczywiście zgadzałam się z nim, lecz to i tak nie zmieniało faktu, że chodziłam, jak na szpilkach.

Wieczór był spokojny, a niebo nie miało żadnej chmurki, dzięki czemu mogłam widzieć te wszystkie gwiazdy, które migotały. Wyglądało to tak pięknie, że brakowało mi tchu. Ten widok był magiczny i mogłam patrzeć na niego godzinami i to z osobą, którą pokochałam.

W ciszy wsiedliśmy do auta bruneta, który po chwili odpalił go. Zapieliśmy pasy, a William położył swoją ciepłą dłoń na moim kolanie, jeżdżąc nią coraz wyżej. Nie mogłam opanować śmiechu, który wyszedł zmoich ust, gdy chłopak coraz bardziej zaczął nią jechać do góry. Skarciłam go wzrokiem, lecz chłopak nie zwrócił na to uwagi, tylko skupiony patrzył na drogę, mając jedną dłoń na kierownicy.

Jechaliśmy około piętnastu minut w spokojnej ciszy, która była bardzo przyjemna. W końcu lamborghini zatrzymało się na wzgórzu, które już doskonale znałam. Z nie małym uśmiechem spojrzałam na uśmiętego Williama, który zerknął na mnie, wychodząc z auta, co po chwili również uczyniłam. Stanęłam obok samochodu i spojrzałam na kawałek trawy, na którym leżał duży koc. Na nim znajdował się koszyk, a obok niego dwa kieliszki i butelka wina.

– Wziąłem cię tu, bo moim zdaniem jest to nasze wspólne miejsce – odezwał się nagle William, dlatego spojrzałam się na niego.

Uśmiechał się w moją stronę, lecz wydawało się, że był nieco spięty. Nie wiedziałam, dlaczego taki był. Mimo tego podeszłam do niego, gdy on ciężko przełknął ślinę. Stanęłam krok od niego, a następnie posyłając mu szczęśliwe spojrzenie, zarzuciłam ręce na jego szyję, całując go krótko, lecz z czułością. Chłopak dopiero po chwili zorientował, co się stało i oplutł mnie ramieniem, dając jedną dłoń na mój policzek, który miło głaskał kciukiem.

– Dziękuję – szepnęłam mu w usta, opierając swoje czoło o jego – Prawdę mówiąc to nigdy nie wierzyłam w miłość i takie inne. Byłam zdania, że nigdy nie pokocham, a tym bardziej, że nigdy nie wejdę z nikim w związek. Lecz też wiedziałam, że jeśli doszłoby do takiego obrotu zpraw to na pewno wiele by to zmieniło w moim życiu – głośno westchnęłam, patrząc głęboko w oczy brunetowi. Bałam się, że powiedziałbym coś, co by go zaboli – Nie chciałam się zakochiwać. Nie chciałam poczuć tego czegoś, ale w końcu poczułam. I prawdę mówiąc nie jest to takie złe, jak myślałam, a wręcz przeciwnie – jest to niesamowicie uczucie i teraz trudno mi bez niego żyć. Jest to naprawdę dziwne, wiem to, ale po osiemnastu latach życia w końcu...kogoś pokochałam. I tak, jestem pewna, że kocham tą osobę, bo...no sama nie wiem, za co go kocham – powiedziałam lekko drgającym głosem. Cały czas czułam na sobie uważny wzrok Handersona i wcale mi to nie pomagało – Przed poznaniem go czułam dziwną pustkę i nie potrafiłam jej racjonalnie wyjaśnić, aż do momentu, w którym poznałam ciebie. Ty zmieniłeś moje życie, jesteś dowodem na to, że potrafię kochać i czuć się przy kimś niesamowicie – spuściłam wzrok, wiedząc doskonale, że musiałam powiedzieć te ważne słowa – Kocham cię, William. Wiem, że mówię to szybko, bo w końcu nie znany się kilka lat, a tylko kilka miesięcy, ale naprawdę to, co mówię teraz jest prawdą i nie chcę, by się to zmieniło.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz