– Nie wiem, na jaką cholerę ja tam mam iść – burknęłam, ubierając czarne szpilki. Spojrzałam na brunetkę w białej sukience, która przewróciła na mnie oczami.
– Rozmawialiśmy już na ten temat – powiedział tata, poprawiając swój czarny garnitór – Jesteś naszą córką i twoim obowiązek jest towarzyszyć swoim rodzicą – dodał, lekko się uśmiechając.
Nienawidziłam chodzić na takie kolacje, bo zazwyczaj były nudne i drętwe. Żadnego śmiechu, tylko poważne rozmowy, które mogły zanudzić na śmierć. Prawie nic sie nie odzywałam na tych spotkaniach, a jeśli już się odzywałam to zazwyczaj prosząc o dokładkę jedzenia.
Co jak co, ale żarcie mieli niezłe.
– Ci znajomi mają dwójkę synów, może zakolegujesz się z jednym z nich – mama podeszła do mnie, poruszając brwiami, a ja uśmiechnęłam się na ten ruch.
– Może nawet któryś z nich ci wpadnie w oko! – krzyknął tata z łazienki. Spojrzałyśmy z mamą po sobie i głośno się zaśmiałyśmy.
Dryń, dryń, dryń.
– O mój boże, już są! – mama popiegła do przedpokoju, omału się nie wywracając na szpilkach. Powędrowałam zaraz za nią, a po chwili już otworzyła drzwi.
– Julie, poznaj rodzinę Handersonów.
Czułam, jak po jej słowach moja twarz w sekundę bladnie. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, nie mogąc odwrócić się w stronę gości. Dopiero po chwili odwróciłam głowę, skanując twarze przede mną. Moja mina musiała być komiczna, gdy przyglądałam się uśmiętemu Williamowi w czarnych garniturze. Obok niego stała zapewne jego mama, ubrana w błekitny kombinezon. Jej rude włosy były spięte w koka, z którego wychodziły pojedyncze kosmyki. Błekine oczy tryskały radością, a śmiech nie zchodził z pomalowanych na czerwono ust. Obok niej, za rękę trzymał ją wysoki brunet, który był kurewsko podobny do Williama. Takie same oczy, włosy, a nawet bardzo podobny uśmiech.
– Ty jesteś Julie, prawda? – kobieta postawiła krok w moją stronę i wyciągnęła dłoń. Jej głos był miły do słuchania i taki...szczery. Wystawiłam do niej dłoń i ścisnęłam ją, dopiero teraz odwracając zwrok od innych – Ja jestem Hannah. Twoi rodzice wiele o tobie mówili – jej uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
Patrzyłam na swoich rodziców, którzy uśmiechali się, jak myszy do sera. Karciła. ich wzrokiem, mając już w głowie, co powiedzieli Handersonom. Zapewne, że lubię spać i nic nie robię, albo to, że potrawie wpierdolić całego MacDonalda.
– Miło mi Panią poznać – odwzajemniłam uśmiech dopiero, gdy moja twarz powoli nabrała kolorów. Puściła moją dłoń, a do mnie podszedł mężczyzna, który stał obok niej.
– Thomas – również się ciepło uśmiechnął, podając mi dłoń – Miałeś rację synu – zwrócił się do Williama, a brunet zmarszczył brwi na jego słowa, w sumie, jak ja – Jest śliczną dziewczyną – mój oddech zatrzymał się gdzieś w środku, gdy usłyszalam słowa mężczyzny.
Spojrzałam na Williama, który karcił swojego ojca wzrokiem. Próbowałam ukryć swój uśmiech, który pojawił się na moich ustach po słowach Pana Handersona. Choć jakaś część mnie dalej była zła na Williama za nagranie, to cała reszta mnie srała ze szczęścia. Nie mogłam opisać tego, co wtedy czułam. Takie słowa zawsze sprawiały mi satysfakcję, ale te słowa zadziałały na mnie jak morfina, czy inne gówno. Sprawiły, że przez moje ciało popłynęło kurewsko gorące ciepło.
– Tato... – burknął ciemnooki na swojego ojca, a następnie spojrzał na mnie. Jego oczy były puste jak zawsze, ale na ustach widniał...nieśmiały uśmiech, a policzki były lekko zaczerwione.
CZYTASZ
Never say never
Teen FictionByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022