Rozdział 14.

7.9K 217 72
                                    

– Wstawaj, córciu, już trzynasta – usłyszałam głos w swoim pokoju, a następnie rozpoznałam głos swojej mamy, która w tym samym czasie odsłoniła rolety w moim pokoju. Jęknęłam i odwróciłam się na drugi bok, mając nadzieję, że kobieta słysząc mój jęk, zaprzesta swoich czynów – Julie! – krzyknęła i odkryła z mojej twarzy kołdrę.

– Daj mi spać, zła kobieto ź burknęłam cicho pod nosem i chciałam z powrotem się przykryć pierzyną, ale kobieta mi to utrudniła, biorąc ją w swoje dłonie – No ej! – krzyknęłam, gdy nie poczułam na sobie pierzyny.

– Powinnaś już wstać – odpowiedziała, poprawiając pasek, który był opleciony wokół jej talii – Patrz, jaka ładna pogoba, idź się spotkać z przyjaciółmi – pokazała w stronę okna, przez które wpadały promienie słońca i przez które można było zobaczyć niebieskie niebo.

– Przecież pójde – ziewnęłam i przełknęłam ślinę – Co? – spytałam, gdy kobieta zmarszczyła brwi i patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.

– Czy ty spałaś w bluzie? – spytała i przechyliła głowę w bok, jednocześnie dając ręce na swoje biodra i patrząc na moją bluzę, o której dopiero teraz sobie przypomniałam.

– No wiesz...zimno mi było – wymyślam pierwsze lepsze zdanie na poczekaniu, mając przed oczami sytuacje z wczoraj.

Gratulacje, Julie, połowa lipca i napewno jest zimno w nocy.

Po tym jak poczułam pocałunek na tyle
głowy i jak William przytulił mnie do siebie, kolejny raz czułam tej nocy pierdolone motylki w brzuchu. Myślałam, że tam umrę z przyjemności, gdy zaczął się bawić moimi włosami, co jakiś czas za nie ciągnąć. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam na jego kolanach. A bardziej zastanawia mnie to, jak znalazłam się w swoim łóżku.

– To pewnie dlatego, że śpisz przy otwartym oknie – odparła, wychodząc z mojego pokoju, a ja pomału zwlekłam się z łóżka – Ale czekaj. Przecież jest lipiec, a noce są bardzo ciepłe – stanęłam przy drzwiach, gdy usłyszałam jej głos – Czy ty byłaś gdzi... – nie dokończyła, bo weszłam do łazienki i trzasnęłam drzwiami.

– Pa mamo! – krzyknęłam, by kobieta mnie usłyszała. Następnie odwróciłam się w stronę lustra, skanując się od góry do dołu.

                                     ***

– Nie, w prawo, o tak! – krzyknęła Leyla, z drugiego końca boiska – Źle, bardziej w lewo! – dodała, wymachując dziwnie rękami.

– Kobieto, do chuja wafla! – odkrzyknął Alex, nie wytrzymując już i kolejny raz przechodząc z innego miejsca na inne.

Od dobrych dziesięciu minut blondynka kłóci się z blondynem o to, jak ma stanąć i gdzie. Granie w siatkówkę nigdy nie było naszą mocną stroną, ale nie byliśmy w tym tacy źli. Może czasami myliliśmy zasady, ale ogółem to byliśmy w tym nawet dobrzy.

– Możecie przestać się już kłócić? – spojrzałam na nich z pod okularów przeciwsłonecznych i dałam ręce na swoje biodra — Z tego, co wiem to Alex dobrze stoi, więc po co ta złość? – spytałam, patrząc na Leyle, która miała na sobie błekitny strój. Skarciła mnie wzrokiem, a ja przewróciłam oczami.

– On źle stoi, bo powinien stać bardziej w lewo – odparła cała czerwona, przez co Alex jeszcze bardziej się wkurzył. Zaczął krzyczeć na dziewczynę, a ona ponownie na niego.

– Debile – burknęłam pod nosem i zaczęłam kierować się w stronę leżaków, na których znajdowały się nasze wszystkie ciuchy.

– Gdzie idziesz? – spytał leżący Marcus na leżaku, obdarzając mnie ciekawym spojrzeniem. Również spojrzałam na niego, skanując jego ciało i wyciągnęłam ze swojej torby portfel.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz