Rozdział 23.

7K 226 76
                                    

– Rozgość się – odparł William, gdy weszliśmy do jego mieszkania. Uśmiechnęłam się minimalnie, patrząc na ładny wystrój, który tam był – Chcesz coś do picia? – spytał, a ja przytaknęłam głową, prosząc o herbatę.

Brunet naprawdę miał ładne mieszkanie. Każda ściana pomalowana była na szaro, a przy suficie zawieszone były ledy. W przed pokoju po lewej stronie było lustro, a gdy weszło się dalej, po prawiej znajdował się duży salon. Duży telewizor wisiał na ścianie, a granstowe kanapy były na około szklanego stolika.

– Proszę – mruknął Handerson, wchodząc do salonu z herbatą. Posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił i wziełam od niego kubek – Serio w to uwierzyłaś? – spytał, gdy ja brałam łyk gorącej cieczy.

Spojrzałam się na niego, przełykając ślinę. Wiedziałam, o co pytał, to przecież było oczywiście i oczywiste było jeszcze to, że w to uwierzyłam. Ale nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Po chwili ochrząknęłam, odkładając naczynie i siadając na kanapę.

– A dlaczego miałabym nie uwierzyć? – uniosłam brwi do góry, patrząc, jak ciemnooki patrzył mi prosto w oczy, jednocześnie siadając na kanapie.

– Naprawdę sądziłaś, że po tym co... – urwał na chwilę i westchnął, przejeżdżając swoimi dłońmi po twarzy – Po tym co nas połączyło nagle poleciałbym do innej? – otworzyłam usta, a po chwili zamknęłam na jego pytanie – Może i jestem skurwysynem, ale nie jestem aż tak głupi, by sprawić taką krzywdę osobie, do której coś poczułem.

I przysięgam, że w tamtej chwili moje serce zabiło sto razy szybciej, a dłonie spociły się. Zrobiło mi się niewyobrażalnie duszno, przez co gwałtownie wciągnęłam powietrze. Czułam, jak atmosfera stawała się coraz gęstsza i to wcale nie było spowodowane moją herbatą, której dym unosił się do góry.

– Ja... – zaczęłam, lecz nic nie potrafiłam z siebie wydusić, bo poczułam, jak moje gardło się zaciska. Przełknęłam gule, która się w nim pojawiła i ponownie westchnęłam – Przyznaję, że gdy zobaczyłam to zdjęcie, nie byłam ucieszona – ponownie zaczęłam, wymuszając się na uśmiech. Brunet dalej patrzył mi w oczy, a z każdym moim słowem jego twarz nabierała kolorów – Przyznaję też, że zabolało mnie to w jakiś sposób, ale nie potrafiłam tego z siebie wydusić. Dlaczego pomyślałam, że byłbyś do tego zdolny? Nie wiem. Może dlatego, że tak naprawdę nie jesteśmy razem i w końcu możesz robić, co tylko chcesz – wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok z twarzy chłopaka.

Stresowałam się tamtą chwilą i to kurewsko. Nie wiedziałam dokładnie, co czuł do mnie ciemnooki, ale wiedziałam, że jednak nie byłam mu obojętna. Może nie powiedział tego tak, jak powinien, ale powiedział to tak mniej więcej. Tak, jakbym tylko ja miała to zrozumieć.

– Ta dziewczyna ze zdjęcia to Ashley – odparł po chwili William, przerywając ciszę między nami. Spojrzałam się na niego ze zmarszczonymi brwiami – Ashley to przyrodnia siostra Shawna. To zdjęcie zostało zrobione przed tym, jak przyszedłem do ciebie na kolacje – westchnął, oblizując swoje wargi. Cały czas patrzyłam na niego z lekko uchylonymi ustami, bo naprawdę to, co wtedy słyszałam nieźle mnie zaskoczyło – Ashley o dawna się we mnie kocha, więc gdy Taylor poprosił ją o to, by mnie pocałowała, nie zawachała się ani chwili – dodał ciszej.

– Więc to wszystko było ustawione? – uniosłam brwi, a chłopak szybko przytaknął na moje słowa. Choć trudno było mi to sobie poukładać w głowie, to gdzieś tam z tyłu zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to możliwe – Co się stało po tym, jak cię pocałowała? – spytałam, biorąc łyk herbaty. Chłopak cicho zaśmiał się na moje pytanie, ale nie wiedziałam, czym było to spowodowane.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz