Rozdział 43.

4.9K 187 109
                                    

Z ciężkim oddechem stanęłam na ostatnim schodzie. Przełknęłam ślinę, gdy przed oczami pojawiły mi się czarne drzwi. Stanęłam przed nimi i od razu zapukałam w nie, czekając, aż one się otworzą. Czułam dziwną satysfakcję, gdy po głowie mi chodziła myśl, że po kilku ciężkich dla mnie dniach miałam zobaczyć Williama i zapewne spędzić z nim trochę czasu. Również chciałam z nim porozmawiać na temat naszej relacji, powiedzieć mu, co do niego czułam i do czego mogłaby doprowadzić nasza relacja.

Z jednej strony cieszyłam się, że w końcu go miałam zobaczę, bo brakowało mi jego osoby, ale z drugiej bałam się, że te kilka dni spowodowały, że coś się zmieniło między nami i już nie będzie tak, jak kiedyś, a zależało mi bardzo, by między nami było tak, jak wcześniej, ale też nie miałam prawa się zdziwić, gdyby jednak coś się zmieniło. Chciałam, byśmy mieli relację taką, jaką mieliśmy cały czas. Jedyna rzecz, która mogła temu przeszkodzić to ta, że brunet zaczął mi się podobać, tak bardzo podobać i naprawdę nie wiedziałam, czy to dobrze.

Uśmiech pojawił się na moich ustach, gdy usłyszałam, jak drzwi od mieszkania się otwierały. Uniosłam wzrok z nadzieją, że zobaczę Williama, lecz nie zobaczyłam jego, a długowłosą blondynkę, która miała na sobie jedynie zarzuconą czarną bluzkę. Błekitne oczy patrzyły w prost na mnie, a ja zjechałem wzrokiem na jej długą szyję, która była cała w czerwonych śladach. Wpatrywałam się w nią, jakbym conajmniej zobaczyła jakiegoś ducha. To nie mogło być prawdą.

– Mogę w czymś pomóc? – spytała, a jej piskliwy głos zabrzmiał w moich uszach. Uśmiech zmienił się w grymas, a ja przełknęłam z trudem ślinę.

– Jest może William? – spytałam spokojnie, zaciskając dłonie w kieszeniach czarnego płaszcza. Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie, kręcąc głową.

– Jakieś dziesięć minut temu wyszedł do pobliskiego sklepu, bo stwierdził, że zrobi nam śniadanie – zaśmiała się, a moje brwi powędrowały do góry – Kochany jest – dodała, uśmiechając się szeroko.

Zabolało. Bardzo zabolało.

Coś dziwnego uderzyło w moją klatkę piersiową i spowodowało tym samym, że niezauważalnie syknęłam z bólu. To był inny wymiar bólu, takiego jeszcze nigdy nie poczułam. Nie znałam takiego uczucia, a wtedy już wiedziałam, jak bardzo go znienawidziłam. Był tak kurewsko nieprzyjemny, że trudno było go wytrzymać. Czułam, jakby coś...jakby moje serce pękło na pół. Mogłam kłamać do woli i na każdy dowolny temat, ale nie moglam okłamać samej siebie i powiedzieć, że nie zabolało mnie to, bo zabolało i to bardzo mocno. To był ból i psychiczny i fizyczny.

Nie mogłam zrozumieć tej sytuacji. William często powtarzał, że mu na mnie zależało, a gdy nagle ja chciałam przystopować naszą relację to poleciał do innej. Zaufałam mu. Zbyt bardzo pozwoliłam, by mnie poznał oraz wszedł do mojego życia, bym wtedy mogła być obojętna. Jeszcze kilka dni temu pewnie powiedziałabym, że byłam dla niego ważna, a wtedy już tego nie powiedziałabym, bo przede mną stała blondynka, z którą zapewne tamtej nocy spędził noc.

– Przekazać mu coś? – spytała niebieskooka, jednocześnie sprawiając, że moje oczy się zaszkliły.

Nie płacz, idiotko, nie tutaj.

– Nie, to nie będzie konieczne – odparłam, zmuszając się sama, by nie pokazać skruchy, jaka pojawiła się u mnie – Dowidzenia – dodałam i nie czekając na reakcję blondynki, skierowałam się w dół schodów, by jak najszybciej znaleść się na polu.

Gdy już wyszłam z kamienicy, chłodne powietrze uderzyło we mnie, przez co poczułam gęsią skórkę na ciele. Zacisnęłam usta w linię i wzięłam kilka głębszych oddechów, a następnie najciszej, jak mogłam wybuchłam goszkim płaczem. Łzy lały się po moich policzkach, zbierając cały tusz z moich oczu. Stałam tak kilka chwili na chodniku, aż w końcu, nadal płacząc, ruszyłam z miejsca, kierując się w stronę swojego domu. Przetarłam oczy, jednocześnie sprawiając, że tusz był na mojej całej twarzy. Szłam przed siebie, mając głowę spuszczoną w dół, ponieważ przez łzy dużo nie widziałam.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz