Rozdział 44.

5.2K 196 48
                                    

Lubiłam imprezować, a szczególnie z przyjaciółmi. Same imprezy nie były tak dobre i zajebiste, gdy imprezowało się samemu. Przyjaciele sprawiali, że impreza była jeszcze lepsza. Ta muzyka, która dudniła nam w uszach, te światła, które migały nam w oczy i ten alkohol, który wlewaliśmy do swojego organizmu litrami, sprawiał, że byliśmy w świecie, w którym mogliśmy zapomnieć o wszystkim. Działało to na mnie tak samo, jak słuchanie piosenek.

Pamiętam swoją pierwszą imprezę w życiu. Pójście na nią podjęłam w dość chaotyczny sposób, ponieważ poszłam na nią od razu po kłótni z rodzicami. Byłam zła i potrzebowałam czegoś, co mnie rozluźni i jednocześnie sprawi, że zapomnę o tamtej kłótni.

W wieku piętnastu lat pierwszy raz poszłam na jakąkolwiek imprezę i patrząc na to z biegiem czasu to nie żałowałam tego. Świetnie się bawiłam, poznałam masę wspaniałych osób, z którymi do teraz się przyjaźniłam i zapomniałam o gorszych chwilach, czego bardzo potrzebowałam. Przez to zaczęłam uwielbiać imprezy i chodziłam na nie coraz częściej. Jakimś dziwnym cudem wpuszczali mnie na nie bez patrzenia na moje dane. Może miałam farta, a może mieli w dupie to, kto szwędał się po takich klubach.

Tamtego dnia również poszłam do klubu, by zapomnieć o wszystkim, co mnie dręczyło. A dokładnie to chciałam zapomnieć o Williamie, który cały czas chodził mi po głowie, ani na sekundę nie przestając. Przez to nienawidziłam go jeszcze bardziej. Nie ważne, co zrobił, bo ja i tak nie mogłam wyrzucić go ze swoich myśli. Jego dotyk, głos i oczy odtwarzały się w mojej głowie niczym pieprzone video. Nie mogłam od tak sprawić, by moje uczucia wobec tego człowieka zniknęły. Choć bardzo chciałam to nie mogłam, a przez to czułam się jeszcze gorzej.

Chyba zaczęłam kochać osobę, która zniszczyła mnie doszczętnie.

Wspomnienia o nim mnie bolały, bardzo, ale nie aż tak, jak to, co się wydarzyło tydzień temu. Wtedy moje serce pękło na milion małych kawałeczków, które porozrzucały się po moim ciele, dając mi tym ogromny ból fizyczny. Przez ostatni tydzień czułam się, jak totalny wrak człowieka, którego przejechał autobus. Nie miałam siły na nic, a na imprezy chodziłam ledwo i tylko po to, by w końcu zapomnieć o Handersonie, choć nie było to proste, a nawet mogłam powiedzieć, że niewykonalne.

– Będzie dziesięć dolarów – powiedział kierowca taksówki, a ja dałam mu do ręki wyliczone pieniądze – Miłej nocy życzę – dodał chłodno, przez co o mało nie parsknęłam.

Wyszłam z taksówki, od razu kierując się w stronę domu. Rodziców nie było w domu, z czego się cieszyłam, bo gdyby uwidzieli mnie w takim stanie zaczęły by się pytania. Wiedziałam, że się o mnie martwili, ale to normalne, że w wieku, w jakim byłam pojawiały się problemy, a rodzice nie powinni byli na siłę się wtrącać w nie, gdy ich dziecko tego nie chciało. Moi chcieli dla mnie, jak najlepiej, ale nie zdawali sobie sprawy, że wolałam utrzymywać swoje problemy i zmartwienia w sobie, bo po prostu było to dla mnie lepsze.

Weszłam po schodach na górę, a następnie do swojego pokoju. Rzuciłam czerwoną torebkę na łóżko, wcześniej wyciągając z niej paczkę czerwonych marlboro i zapalniczkę, by następnie kręcąc przy tym biodrami, wyjść na balkon. Zimne powietrze oplotło moje ciało, przez co przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Oparłam się o ścianę domu i zamknęłam oczy, zaciągając się używką.

– Mówili mi, że jest z tobą źle, ale nie przypuszczałbym, że aż tak.

Przyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, gdy dotarł do mnie ten głęboki, niski ton głosu. Mając nadal zamknięte oczy, lekko uchyliłam wargi, zaciągając się powietrzem, gdy w płucach zaczęło mi go brakować. W gardle zrobiło się sucho, a ja poczułam, jak pod powiekami zrobiło się mokro i nie wiedziałam dlaczego.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz