Rozdział 10.

8.4K 220 72
                                    

Jęknełam ze złości, nakrywając na siebie więcej kołdry, gdy usłyszałam trzask drzwi. Wtuliłam się bardziej w łóżko, próbując z powrotem zasnąć. Kiedy usłyszałam kolejny raz trzask drzwi, lecz tym razem moich, wiedziałam już, że nie zasnę.

– Wstawaj śpiochu! – krzyknął Lucas, który rzucił sie na moje łóżko. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i odwróciłam się na drogi bok – O nie, nie, nie moja droga – chłopak szarpnął moją kołdrę i siłą zrzucił ją ze mnie, następnie kładząc na podłogę.

– Pojebało cię?! – krzyknęłam, siadając do pozycji siedzącej i przeczesując swoje ciemne włosy, które zapewne były roztrzepane na każdą stronę świata – Ja chcę spać – powiedziałam i kolejny raz padłam na łóżko.

– Dziewczyno, jest osiemnasta, a ty dalej śpisz! – powiedziała Leyla, wchodząc do mojego pokoju – Ja rozumiem, że kochasz spanie, no ale bez przesady – dodała, siadając na moim łóżku.

Kochałam spać i prawie cały czas byłam zmęczona. Mogłam spać godzinami i nigdy nie było mi mało. Zawsze, gdy przychodziłam ze szkoły to robiłam sobie drzemkę i spałam dobre dwie, trzy, a nawet czasem cztery godziny. Teraz, gdy są wakacje to przesypiam prawie całe dnie. W końcu spanie dawało mi szczęście, a szczęście było bardzo ważne w naszym życiu, prawda? Moi rodzice nawet zastanawiali się czy to nie jakaś choroba, lecz nic z tym nie zrobili i po czasie odpuścili. Cieszyło mnie to, bo przecież nie było to nic złego.

Nienawidziłam, jak ktoś mnie budził. Zawsze, gdy ktoś to robił, bardzo dziwnie i do tego z agresją reagowałam i sama nie wiedziałam dlaczego. Przysięgam, że nienawidziłam, gdy ktoś mnie budził, tak samo, jak nienawidziłam śledzi.

Kto jadł śledzie?! Ohyda!

– Po co tu przyślicie? – spytałam, gdy w końcu ich dobrze widziałam. Leyla w limonkowek sukience spoglądała na mnie z dużym uśmiechem, a Lucas w białej bluzce i błekitnych spodenkach wcina moje ciastko. Chwila, moje ciastko?! – Ty parszywy gnoju! – krzyknęłam i wyrwałam swoje ciastko z jego dłoni.

– No ej! – rzucił blondyn z pełną buzią – Zajebiste jest – mówił, oblizując koniuszki palców z czekolady.

– Zajebiste, bo moje – uśmiechnęłam się chytrze, a następnie ugryzłam ciastko – Po co przyszliście? — ponowiłam pytanie. Nie dość, że mnie obudzili to jeszcze jedzą moje ulubione ciastko.

– Jedziemy na imprezę – powiedziała entuzjastycznie zielonooka. Spojrzałam na nią i mrugnęłam szybko powiekami.

Odziwo nie miałam ochoty na żadną imprezę. Miałam ochotę na jedną, jedyną rzecz, czyli spanie. Naprawdę lubiłam imprezować i to dość grubo, ale nie dziś.

– Nie mam ochoty na imprezowanie – wstałam z łóżka i powoli podeszłam do szafy. Otworzyłam ją, a następnie wyjęłam z szafy świeżą, czerwoną bieliznę.

– Będzie tam też Handerson.

Zatrzymałam się w półkroku. Przejechałam językiem po dolnej wardzę i odwróciłam się w ich stronę. Nie widziałam Williama trzy dni i cholernie chciałam go zobaczyć. Nie wiedziałam dlaczego, ale coś ciągnęło mnie do niego i za wszelką cenę chciałam go często widywać. Zdawałam sobie sprawę, że to, co się ze mną działo nie było dobre, ale gdy go widziałam, chciałam go mieć przy sobie.

– I co w związku z tym? – spojrzałam na przyjaciół, którzy uśmiechali się w dziwny sposób.

Co z nimi jest nie tak?

– Przecież każdy wie, że ciągnie was do siebie – przyjaciółka podeszła do mnie i chwyciła za ramiona – I tego nie zaprzeczysz.

– A właśnie, że zaprzeczę, bo my do siebie nic, a nic – wzruszyłam ramionami, przez co dziewczyna mnie puściła. Przyjaciele głośno westchnęli, na co przewróciłam oczami.

Never say never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz