Nigdy nie czułam strachu, co równało się z tym, że nie wiedziałam, jakie to uczucie. Starałam się trzymać te emocje spokojnie i nie pokazywać ich. Byłam zdania, że strach był słabością i nie można było go pokazywać, bo w każdej chwili mógłby być użyty przeciwko nam i to bardzo w mocny i zły sposób. Wystraczyła chwila słabości i to mogło spowodować, że ktoś zniszczyłby nas naszym własnym strachem. Strach był oznaką słabości, a słabości nie można było pokazywać. Nigdy. Pokazywanie słabości było tak ryzykowne, jak skoczenie z wieżowca, mając nadzieję, że się nie umrze.
Nigdy nie pokazałam słabości, ale kiedyś musiał nadejść moment, w którym pierwszy raz poczułam strach i nie był on przyjemny. Poczułam, jakby coś zaplątało się przez moją szyję, a na ręce wylał wodę, bo były tak mokre i do tego trzęsły się, jak galareta. Nagle zrobiło mi się tak kurewsko gorąco, że zapragnęłam wziąść zimny prysznic. Brakowało mi powietrza, przez co panikowałam.
Patrzyłam w jeden punkt, który stał się nagle ciekawy. Nie widziałam nic, oprócz białej ściany, której przyglądałam się, jak zahipnotyzowana. Nie wiedziałam, dlaczego tak dziwnie zareagowałam, ale nie chciałam tego czuć. To uczucie strachu przejęło nade mną kontrolę, którą traciłam coraz bardziej.
Nie wiedziałam, ile stałam, patrząc się w ścianę, podłogę, czy inne miejsca. W pewnej chwili poczułam, jak telefon wypadł mi z rąk, upadając gdzieś pod moimi nogami. Nie przejęłam się tym ani trochę. Po prostu wsłuchałam się w odgłos, jaki spowodował puszczenie go na ziemię.
Otrząsnęłam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam odgłos auta, a dokładnie to odgłos lamborghini. Światła odbiły się w oknie, rzucając światło na ściany kuchni. Przymknęłam powieki, modląc się do Boga, bym zniknęła i pojawiła się w jakimś totalnie innym miejscu. Nie minęło kilka sekund, a odgłos otwierających się drzwi od mojego domu rozniósł się po moich uszach. Słyszałam głośne i ciężkie kroki, które coraz bardziej zbliżały się. W końcu nie słyszałam nic, ale za to poczułam na swoim ciele dobrze mi znany wzrok. Wzrok, w który uwielbiałam patrzeć, ale wtedy nie mogłam.
On tam był...
Czułam go. I choć stał zaledwie dwa metry ode mnie to doskonale poczułam, jak jego intensywne perfumy owiały mnie z każdej możliwej strony. Nie widziałam go, ale słyszałam jego ciężki i szybki oddech.
– Wiesz, co zrobiłaś?
Moje ciało zadrżało pod wpływem jego głosu. Zimny i szorstki ton spowodował, że po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Cały czas miałam przymknięte powieki i nie zdołałam ich otworzyć. Dokładnie tak, jakby oczy same nie chciały go wtedy widzieć. Bałam się spojrzeć w jego czarne oczy, bo bałam się, że zobaczę w nich coś, co mnie zabije od środka. Doskonale wiedziałam, co zrobiłam i kurewsko tego żałowałam. Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Miałam tylko nadzieję, że dałl się to odkręcić i życ tak, jak kiedyś.
– Przepraszam – szepnęłam i zacisnęłam usta w wąską linię. Po sekundzie usłyszałam parsknięcie, co spowodowało, że skuliłam się w sobie.
I gdzie moja odwaga, którą zawsze miałam przy sobie? No gdzie?
– Julie, do kurwy! Jak mogłaś?! – uniósł ton, a ja usłyszałam, jak zaczął do mnie podchodzić. Podszedł tak blisko, że mój nos prawie dotykał jego klatki piersiowej – Wiesz co zrobiłaś?! – spytał, cały czas krzycząc. Podskoczyłam po chwili, gdy jego dłoń uderzyła o blat obok mnie, powodując tym samym huk.
– Przepraszam! – tym razem krzyknęłam, lecz dalej nie uniosłam na niego wzrok. Jedynie lekko uchyliłam powieki, patrząc na swoje drżącę dłonie. Nie dziwiłam się, że był zły, bo miał do tego prawo, ale szczerze mówiąc nie myślałam, że będzie aż tak. Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale to przecież nie był koniec świata.
CZYTASZ
Never say never
Teen FictionByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022