Rzadko się stresowałam, a jeśli już to robiłam, to naprawdę miałam ku temu powód. Stres wywierał na moją psychikę dziwny nacisk i też dlatego nie lubiłam go czuć. Był niepotrzebnym uczuciem, bo jedynie szkodził. A wszystko, co szkodziło powinno nie istnieć.
– Przestań się tak stresować – śmiech Handersona rozniósł się po jego aucie, gdy zaparkował przed dużym, nowoczesnym domu. Zerknęłam na niego kątem oka, oblizując swoje usta.
– Łatwo ci mówić – burknęłam, a w gardle poczułam kule. Przełknęłam ślinę, lecz nic to nie dało – Nie wiem, po co tu przyjechaliśmy – zerknęłam na niego, gdy ten gasił samochód.
– Chciałem, byś spędziła z nimi trochę czasu. Polubili cię – odparł, wychodząc z auta. Po chwili zrobiłam to samo i ponownie na niego zerknęłam – Posiedzimy, pogadamy i odwiozę cię domu, okej? – spytał, unosząc brew do góry. Skinęłam wolno głową, odwracając się do domu.
Chwilę stałam przed domem, ale gdy w końcu stres zszedł, podeszłam do niego. Czułam na sobie uważne spojrzenie bruneta, co wcale nie pomagało mi w obecnej sytuacji. Zapukałam w ciemne drzwi, a po chwili otworzyła je Hannah.
– Julie? Cześć, słoneczko – uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do mnie i przytulając – Mój syn w końcu się mnie posłuchał i przyprowadził cię – zaśmiała się, spoglądając swoimi błękitnymi oczami.
– Stresowała się – mruknął William, stając za mną. Czułam jego klatkę piersiową na plecach, przez co wciągnęłam niezauważalnie powietrze.
– Nie było czego – rudowłosa posłała mi szczery uśmiech, a następnie przywitała się z brunetem – Chodźcie, bo obiad wystygnie – mruknęła, gdy oderwała się od chłopaka i weszła do środka.
– Nie mówiłeś, że jedziemy na obiad – spojrzałam na Williama, który uśmiechnął się. Położył swoją ciepłą dłoń na moich plecach i lekko popchnął mnie w stronę domu, do którego po chwili weszłam.
– To było oczywiste, że jadąc do moich rodziców zjesz obiad, który zapamiętasz do końca swojego życia – zaśmiał się, patrząc na mnie.
Parsknęłam na jego odpowiedź i w końcu rozejrzałam się po środku. W przed pokoju znajdowała się wielka, biała szafa, a cały pokój był pomalowany na ciemnoszary kolor. Z podwieszanego sufitu migały światła, co dawało miły klimat. Gdy się weszło głębiej na wprost znajdował się kuchnio - salon. Kuchnia była cała szara, oprócz białej wyspy, natomiast salon był cały biały z dodatkami srebra. Wszystko było eleganckie i nowoczesne.
– Pięknie tu macie – odezwałam się, przyglądając się dużym oknom. Matka chłopaka cicho się zaśmiała i zaczęła rozkładać talerze.
– Miło, że tak sądzisz – odparła, a jej policzki nabrały różowego koloru – William, zawołaj brata! – krzyknęła do bruneta, przez co ten wydał z siebie jęk niezadowolenia.
– Ten gamoń jest w domu? – spytał z obojętnym wyrazem twarzy. Parsknęłam niekontrolowanie na to, jak mówił o swoim bracie, natomiast jego mama skarciła go wzrokiem – No już idę – burknął, a ja wiedziałam, że nie był tym faktem zadowolony.
W sumie nie wiedziałam, dlaczego był tak dziwnie nastawiony do Jacka. Poznałam go i to naprawdę fajny i zabawny dzieciak. Poczucie humoru miał zdecydowanie po starszym bracie, co powodowało, że jego charakter był jeszcze lepszy. Był serio znośnym chłopakiem, więc czułam, że jeśli miałabym okazję się z nim bliżej poznać, na pewno dogadałabym się z nim.
– Mam nadzieję, że to nie problem, że tu jestem – zaśmiałam się nerwowo. Uniosłam spojrzenie na Hannah, która mnie pogoniła wzrokiem.
– Zwariowałaś? – uniosła brew, przeczesując swoje rude włosy i patrząc na mnie, jak na debila – Już od dłuższego czasu namawiałam Williama, by przyprowadził cię do nas, ale nie chciał – nagle jakby posmutniała, ale po chwili znów się ożywiła – Z Thomasem od początku cię polubiliśmy, a na pierwszej kolacji nie było dużo czasu, by porozmawiać z tobą, więc stwierdziliśmy, że trzeba cię w końcu zaprosić na kolację – zaśmiała się, a ja razem z nią.
CZYTASZ
Never say never
Ficção AdolescenteByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022