Każdy miał kiedyś choć raz taką sytuacje, gdy nie wiedział, czy robił dobrze, czy wręcz przeciwnie. Wtedy myśleliśmy nad wszystkimi konsekwencjami, ale również nad korzyściami. Bo przecież w każdej sytuacji były dobre strony, nawet w mojej. Od małego uczono nas, byśmy w przyszłości podejmowali dobre i te lepsze decyzje, choć często tego nie robiliśmy. Wybieraliśmy te gorsze i straszniejsze decyzje, ale co jeśli gdy one dla nas były lepsze? Co jeśli to te gorsze dawały nam szczęście i ukojenie?
Jechanie z Williamem w jego aucie, nie wiadomo gdzie, było tą gorszą i straszniejszą decyzją. Lecz właśnie ona dawała mi to szczęście i ukojenie, które tak bardzo lubiałam. Nie wiedziałam, czy będę kiedyś tego żałować, ale w tedy liczyła się tylko tamta chwila.
- Powiesz mi gdzie jedziemy? - spytałam, odwracając głowę w jego stronę. Może i był chamskim i aroganckim chujem, ale musiałam przyznać, że jego profil był wręcz idealny.
- Zobaczysz - odparł, przez co zacisnęłam szczękę. Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam lekki strach.
- To przynajmniej powiedz mi, kiedy dojedziemy - mruknęłam i spojrzałam na jego nogi, które z gracją wciskały pedały. Handerson naprawdę dobrze prowadził. Mimo, że jechał z dość szybką prędkością, to odziwo bezpiecznie. Za kierownicą był pewny siebie, w sumie jak zawsze i spokojny. Miałam wrażenie, że był urodzony właśnie do tego, by jeździć.
- Już jesteśmy - powiedział, przez co spojrzałam przed siebie, jednocześnie wychodząc. Stanęłam przed autem, wpatrując się w obraz przed sobą, który pokazywał całe nasze miasto. Zachód słońca oświetlał budynki San Francisco, a ciepły powiew wiatru bujał gęste drzewa.
- Podoba się? - spytał Handerson, a ja odwróciłam się w jego stronę. Stał kilka metrów ode mnie, a ja nie wiedziałam czym się wtedy kierując, podeszłam bliżej niego.
- Nie wierzę ci - szepnełam, spoglądając w jego czarne oczy. Dalej nie mogłam pojąć, jak można było mieć tak ciemne oczy. Nie wierzyłam chłopakowi w kwestii, że to Alex zawinił i do niego zadzwonił. Coś mi podpowiadało, że to wszystko słabe kłamstwa i choć byłam kurewsko naiwna to w to, akurat nie uwierzyłam. Moim zdaniem było za dużo zbiegów okoliczności, by był to przypadek.
- W czym mi nie wierzysz? - zmarszczył brwi, podchodząc do mnie bliżej. Weschnęłam, gdy nachylił się nade mną, bo doskonale zdawałam sobie sprawe z tego, że jego bliskość mnie rozpraszała.
- Nie wierze ci, że Alex mnie wystawił, a szczególnie, że zadzwonił akurat do ciebie - odparłam, splatając ręce na klatce piersiowej. Chłopak wpatrywał się w moje oczy, jakby w nich czegoś szukał. Lecz niczego nie znalazł.
- Uważasz, że mógłbym kłamać w tej sprawie? - spytał i uniósł brew do góry. Nie wiedziałam dlaczego, ale zaśmiałam się cicho - Dlaczego tak uważasz? - zadał kolejne pytanie.
- Nie wiem - odpowiedziałam godnie z prawdą - Nie wiem, dlaczego mógłbyś kłamać i nie wiem też, dlaczego tak uważam, ale wiem, że okłamujesz mnie w tej sprawie - odparłam pewna siebie.
- Mylisz się - odpowiedział krótko. Teraz to ja uniosłam jedną brew, czekając na jego dalszą odpowiedź - Ale nie będę Ci tego udowadniał - wyprostował się nagle i odchrząknął. Miałam wrażenie, że w jakimś stopniu się zdenerwował, gdy zaczęliśmy rozmawiać na ten temat. Nie wiedziałam, czy miałam rację, czy nie, ale cholernie zastanwiała mnie ta sytuacja. Postanowiłam, że za wszelką cenę, dowiem się, o co tu chodził.
- Zagramy w pięć pytań - mruknęłam i odwróciłam się w stronę miasta. Weschnęłam głośno, wiedząc, na co się pisze - Ja i Ty zadamy sobie na przemian pięć pytań i odpowiemy szczerze - wytłumaczyłam, czekając na jakąkolwiek reakcje z jego strony.
CZYTASZ
Never say never
Teen FictionByłeś tym, czego od zawsze mi brakowało. 06.05.2021 - 14.04.2022