3/1.

1K 102 23
                                    

Trzy kilometry piechotą w upale do przyjemnych nie należą, ale jeżeli musisz oszczędzać to robisz to co musisz. Dzisiaj to moje piąte wyjście i chyba muszę się nauczyć rozmawiać z ludźmi. Cholercia, że też nie robią kursów pod tytułem jak otrzymać pracę, ale lepsze by było, jak ją utrzymać, bo ja najwyraźniej nie umiem nawet jako sprzątaczka się sprawdzić. Całe szczęście, że jutro mogę iść na bazarek i może trafią się jakieś portrety lub karykatury.

Ciągnę noga za nogą zbyt zmęczona by reagować na cokolwiek. Nawet kiedy wpadam na kogoś to tylko mamroczę przepraszam i próbuję obejść tą ludzką ścianę.

- Kasia? Co ty tu robisz skarbie? – Głos mojego ulubionego wujka wyrywa mnie z zamroczenia. Antoni zawsze był dla mnie dobry, w tych chwilach, gdy pojawiał się w naszym życiu oddychałyśmy swobodniej. Cała rodzina tańczyła na paluszkach, gdy ten podróżnik wracał na stare śmieci. Od lat pływał na statkach.

- Cześć wujku. Co u ciebie? – Otula mnie ramionami i przytula. Ta rzadka chwila ciepła od mężczyzny jest dla mnie bezcenna, bo nie pamiętam, żeby ktoś po za mamusią mnie przytulał.

- Właśnie wróciłem do kraju. – Stwierdza z szerokim uśmiechem. To postawny mężczyzna i bardzo wizualnie przypomina mamę. – Zakładam firmę i buduję dom. A co u ciebie szkrabie? – Wzruszam ramionami z uśmiechem.

- Nic ciekawego. – On mruży oczy oceniając mnie.

- Chodź pójdziemy coś zjeść i opowiesz mi wszystko dziecko. Bo coś czuję, że masz sporo do streszczenia. Widziałem niedawno twoją mamę i siostrzyczkę. – Z zaskoczenia moje usta stają się otwarte. Siostrzyczka? Jak? Kiedy? Jezu. Ale czemu ja się dziwię? Ojciec zawsze pragnął tylko syna, znając go zapłodnił ją z premedytacją.

- Jak ma na imię? – Pytam wuja. On zastanawia się chwilę zanim mi odpowie.

- Michalina. – Mam ochotę się śmiać i płakać jednocześnie. Bo poprzednie dziecko rodziców miało na imię Michał, po tatusiu. Zgrzytam zębami i parskam pod nosem.

- Wiem, ten facet ma przerost ego. – Antoni nie ukrywa swojej niechęci do mojego ojca.

- Jest zdrowa? A mama? – Wujek patrzy na mnie z troską.

- Oboje mają się świetnie. – odnosi dłoń przywołując kelnerkę.

- Schabowe? – Pyta mnie. Kiwam odruchowo głową.

- Dwa razy schabowe z ziemniakami i surówką, do tego zupa dnia i kompot. – Kelnerka pochyla się przed nim dając mu wgląd na skarby ukryte pod skromną koszulą, ale on zupełnie nie zwraca na to uwagi. Za to przygląda się mi.

- Pakujecie resztki? Nie wiem, czy zjem całość. – Pytam namolną babę. Wujek przygląda się mi wnikliwie.

- Jeżeli pani chce. – Jej głos przestał już być miły, patrzy na mnie jak na karalucha. Mam w dupie to co ona myśli. Mój żołądek odwykł od dużych porcji jedzenia.

- Zapakują, a nawet zrobią kilka kotletów ekstra. Prawda pani Jasiu? – Unoszę brwi, bo najwyraźniej wujek zna babsko.

- Oczywiście. – Odpowiada przymilnie.

- Dobrze, a teraz proszę nas zostawić, muszę porozmawiać z siostrzenicą. – Oznajmia jej. Baba sapie, ale zostawia nas samych.

- Jak sobie radzisz? Mama się o ciebie martwi. – Co mam mu powiedzieć? Czyżby myślał, że przyznam się do porażki?

- Skończyłam pierwszy rok akademii, ale chyba przeniosę się na zaoczne. Bo potrzebuję pracy na cały etat. – Nie ocenia mnie tylko się uśmiecha. – Egzaminy poszły mi nieźle, mam piąty wynik na roku.

- To cudownie. Jestem z ciebie dumny kochanie. – Jego oczy się śmieją. – Zawsze byłaś bardzo mądrą dziewczynką i wyrosłaś na wspaniałą młodą kobietę. – W tym momencie jakoś nie czuję się nikim wyjątkowym, raczej jak jedna wielka porażka. Przed nosem pojawia mi się talerz z przepysznie pachnącym obiadem, chociaż dzisiaj wszystko smakowałoby jak ambrozja. W lodówce niewiele już zostało a od mojej ostatniej wypłaty minęły dwa tygodnie. Takie danie ostatnio jadłam ponad rok temu, wręcz dostaję ślinotoku. Palce zaciskam na sztućcach tak mocno, że skóra na nich staje się biała. Robię wszystko, żeby nie rzucić się na to z prędkością światła.

- No na co czekasz dziecko, wcinaj. – Antoni mnie zachęca. – Może masz ochotę na coś innego? – Gdyby on tylko wiedział, w mojej głowie pojawia się obraz godnej wilczycy z wyszczerzonymi zębami pochylonej nad wielką porcją mięsa. Kiedyś nie wiedziałam, że inni ludzie nie mają takich spostrzeżeń jak ja, że ich wewnętrzny świat nie składa się z rysunków i bajkowych postaci. Dla mnie taki właśnie był, ale ukrywałam to szczelnie, bo gdy kiedyś opowiedziałam to ojcu sprał mi tyłek, nazywając wariatką. Wuj unosi dłoń. A ja kręcę głową.

- Nie trzeba, to wygląda pysznie. – Zdobywam się na otwarcie ust. Przełykam zgromadzoną w nich ślinę i zaczynam jeść, rozkoszując się każdym kęsem. Nie jestem w stanie podołać tej wielkości i po kilku widelcach czuję się pełna i senna. – Dziękuję. – Uśmiecham się do niego.

- Nie ma za co kochanie. Opowiedz mi jak sobie radzisz. – Te odprężenie chyba tak na mnie działa, bo słowa wypływają ze mnie bez kontroli. Opowiadam mu o zmianie nazwiska, nauce i przygodami z pracą.

- Zawsze to w tobie lubiłem. Tą twoją siłę, chwilami bardzo mi przypominasz mnie i swoją babcię. – To jest zagadkowe, bo babcia nie należy do moich ulubionych osób. To stara suka, trzeba było unikać jej jak ognia. Każdy dotyk bywał bolesny. Wbijała we mnie swoje szpony, gdy tylko dała radę mnie dotknąć, a gdy przytulała szczypała mnie tak boleśnie, że zostawały mi siniaki. Mam nadzieję, że nigdy tej starej czarownicy nie będę przypominać. Antonii się śmieje i kręci głową, bo najwyraźniej miałam jeden z tych momentów, kiedy całe obrzydzenie jakie czułam do mojej rodziny wypłynęło mi na twarz.

- Nie ta babcia, ale to historia na inny czas, kiedyś ją usłyszysz. Pokażesz mi jak mieszkasz? – Pyta mnie cicho. – Byłbym spokojniejszy wiedząc jak żyjesz. – Nie wiem, dlaczego przystaję na to. On wstaje i idzie do kasy. Odbiera coś od kelnerki i macha do mnie bym podeszła. Z żalem spoglądam na resztę kotleta i mam ochotę zawinąć go w serwetkę i schować do plecaka, ale zbyt wiele oczu mnie obserwuje i odpuszczam.

Spacerujemy w kierunku mojego mieszkanka i słucham jego opowieści o ostatnich przygodach na morzu. O sztormach i huraganie. O wielorybach i delfinach wesoło tańczących na falach. Opisuje mi Kubę, na której niedawno był. Czas biegnie szybko a ja dzięki jego opowieściom mam tysiące barwnych obrazów w głowie, palce mnie aż świerzbią, żeby złapać za ołówek, długopis cokolwiek, aby upamiętnić tą rozmowę rysunkami. Nawet nie zauważyłam, kiedy byliśmy na miejscu. Antoni rozglądał się jak oczarowany, podziwiał każdy mój rysunek. W domu dał mi ten wielki pojemnik obiadowy i rozkazał schować do lodówki. Rozczarowała go jej wielkość.

- Muszę już lecieć mała. Kocham cię. – Przytulił mnie ostatni raz i wyszedł. Powinnam go znać lepiej. O poranku obudził mnie dźwięk domofonu.

- Katarzyna Rydź, mamy dla pani przesyłki. – Co do cholery? Od dawna mnie tak nikt nie nazywał, cała struchlałam ze strachu. Ojciec mnie znalazł. – Pan Antoni kazał pani przekazać, że to prezent na nowe mieszkanie. Odetchnęłam z ulgą.

- Na górę pod 13 poproszę. – Rzuciłam do słuchawki.

- Tak wiemy. – Odpowiedział mi ów głos. Co ten wujek wymyślił?

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz