12/2.

799 98 20
                                    

Wstałam na nogi rozglądając się po mikrym mieszkanku. Po tych wszystkich rzeczach, które przestały mnie cieszyć. Wszystko tu przypominało mi o napadzie i groźbie jego śmierci. Mimo całej mojej oszczędności miałam ochotę na coś co nigdy nie przyszłoby mi do głowy w innych okolicznościach.

- Pakuj się. – Wskazałam na jego bagaż. Cały zesztywniał i bez słowa rozpoczął wkładanie rzeczy do torby, nie spodziewał się tylko jednego, że moja pojawi się obok jego.

- Mam dość tego cholernego mieszkania i tych wszystkich wspomnień, wszędzie widzę tylko krew i zniszczenie. Mamy pół dnia na znalezienie dla nas mieszkania. To tutaj może nie być takie łatwe i wymaga pewnie wpłacenia kaucji, ale jak dla mnie jest konieczne. Tak naprawdę nie czuję się tu bezpiecznie, ona tam gdzieś jest i doskonale wie, gdzie nas znaleźć. – Moja logika pewnie była nieźle zakręcona, ale uważałam, że moje mieszkanie zostało zbezczeszczone a spokój skradziony. To już nie było sanktuarium, do którego tak chętnie wracałam.

Złapał moją dłoń i odwrócił moje ciało do siebie. Popatrzył w moje oczy.

- Obronię cię. – Zapewnił. Może w to wierzył, ale ostatniego starcia z nią omal nie przypłacił życiem. – Tym razem nie odwrócę się do niej plecami. Obiecuję.

- Jestem pewna, że będziesz się starał, ale skąd wiesz na jaki może wpaść pomysł i kogo ze sobą przyprowadzi? Teraz ona już nie ma nic do stracenia. Dlatego lepiej stąd odejść. – Pokiwał głową na zgodę.

- Kilka domów dalej widziałem ogłoszenie, to już inna dzielnica, ale jest równie miła jak ta. – Skierował się do łazienki, pewnie w poszukiwaniu kosmetyczki. Przepraszam saszetki, jak ją nazywał. Mężczyźni nie noszą kosmetyczek. Mawiał. No cóż jak zwał tak zwał.

- Tuż obok parku? – Wystawił głowę i się lekko uśmiechnął, chyba świadomość, że nie próbuję go wystawić za drzwi mu pomogła. Jak mogłabym? Tak wiele razy mi pomógł, był moją ostoją w niejednej ciężkiej chwili. – To tam zerkniemy najpierw. Fajnie by było, bo moglibyśmy sprawdzać czy tu nikt się nie włamał.

Dwa dni później po raz pierwszy od tygodni zasnęłam spokojnym twardym snem. Mieliśmy nowe lokum. Z oddzielną sypialnią, sporą jak na starą kamienicę kuchnią i wielkim jasnym salonem. Po dodaniu dodatkowych zamków i wyszorowaniu wnętrza mogłam zacząć się nim cieszyć. Mirek dostał sypialnię a ja rozkładaną kanapę w salonie. Złościł się na mnie, że wepchnęłam go tam.

- Jesteś ranny i potrzebujesz porządnego materaca. Mnie wystarczy kanapa, jest wygodna. – Oznajmiłam wypakowując jego rzeczy. Odebrał mi je z dłoni i sam wepchnął je do szuflady komody. Miejscami do przechowywania musieliśmy się dzielić, tak samo jak łazienką, ale przecież u nas w Polsce mało kto ma dwie łazienki czy wielki salon.

- Od dwóch dni nic innego nie robisz, tylko szorujesz to mieszkanie. Odpocznij. Ja zrobię nam coś do jedzenia. – Popatrzyłam na niego sceptycznie, owszem wiem, że umie gotować, ale miał tylko jedną sprawną rękę. Gdy ostatnim razem próbował coś upichcić musiałam zbierać jajecznicę z podłogi, nie ważne, że nadal była surowa.

- Mirek. – Jęknęłam dramatycznie. Podniósł dłoń do góry.

- Dobra, kupię nam jakiegoś gotowca, mamy mikrofalę. Nie zabije nas, jeżeli raz zjemy coś do odgrzania. – Poddałam się, słysząc to stwierdzenie. Nas.

- Nas nic nie zabije. – Odpowiedziałam ze śmiechem. Odkąd wyszliśmy z tamtego mieszkania, jakimś cudem wrócił mój dobry nastrój. Tu nie unosił się w powietrzu zapach starej krwi i nie groził nam napad i śmierć. Uśmiechnął się szeroko, jakby cieszyła go moja nagła radość.

- I to jest to. – Powiedział całując moje czoło i czym prędzej czmychając przed ścierką, którą nadal trzymałam w dłoni. Nowe zamki wprawiły mnie w naprawdę dobry nastrój.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz