12/1.

735 102 15
                                    


Zeznania podobno miały pomagać ofiarom, jakoś tego nie czułam. Zostaliśmy z Mirkiem rozdzieleni i przemaglowani. Po trzech godzinach tych samych pytań zadawanych tylko w innej formie, wypuszczono nas. Byłam cholernie wdzięczna za prawników jakich mieliśmy, bo byłoby z nami krucho. Bardzo łatwo w paść w jakąś dziwną pułapkę i zaplątać się w matni słów, zwłaszcza obcojęzycznych i nieprzetłumaczonych. Wychodząc stamtąd miałam wrażenie, że wypełzłam z jakiegoś ciemnego lochu.

- Dobrze poszło, na szczęście nie będziecie państwo wzywani na kolejne przesłuchania. - Prawnik zatarł dłonie z zadowoleniem. - Za waszą napastniczką zostały wystawione międzynarodowe listy gończe. Jako że posiada obywatelstwa dwóch innych krajów.

- Całe kurwa szczęście. - Mirek nie ukrywał ulgi.

- Nie ma się z czego cieszyć za szczególnie. Wiemy jedynie, że grozi jej aresztowanie, ale znalezienie jej to inna para butów. - Wymruczał prawnik. Nawet nie trudziłam się zapamiętaniem jego nazwiska i twarzy. To był kolejny facet w garniturze przysłany przez polskie przedstawicielstwo. Zmieniali się jak w kalejdoskopie. Podał mi wizytówkę instruując przy okazji, żebyśmy na siebie uważali i cierpliwie poczekali na pozwolenie wyjazdu z Londynu. No jasna cholera, przecież nie jesteśmy przestępcami.

- Dlaczego to my jesteśmy tu uwiązani? On ma w Polsce własną działalność. Klientów i zobowiązania. Nic nie zrobiliśmy, po za tym, że byliśmy ofiarami napadu a nie jesteśmy przestępcami. - Z każdym słowem stawałam się coraz bardziej wściekła. - Jak długo to potrwa? Czy moja obecność tu nie wystarczy?

Po niewczasie zdałam sobie sprawę, że moje słowa brzmiały tak jakbym się starała pozbyć mojego współlokatora. Mirek zwiesił głowę i podał dłoń prawnikowi i zamachał na taksówkę. Zanim zdążyłam zareagować wsiadł do niej pozostawiając mnie na chodniku.

- Niech to szlag jasny trafi. - Zaklęłam z przejęciem.

- Do widzenia. - Prawnik z trudem ukrył swoją dezaprobatę dla mojego zachowania. Zazgrzytałam zębami i zamachałam ręką na kolejną przejeżdżającą obok taksówkę. Gdy dotarłam do mieszkania Mirek się właśnie pakował, niezdarnie upychając swój dobytek do torby jedną ręką.

- Przestań. - Wyrwałam mu z dłoni jakieś koszulki. - Nie o to mi chodziło.

- Wiem, że ci przeszkadzam. - Zaczął odsuwając się ode mnie i praktycznie pokazując mi plecy.

- Nie przeszkadzasz mi. - Pewnie widział we mnie cholerną zołzę. Może i się nią stałam zupełnie nieświadomie. Ciągła walka o przetrwanie mnie cholernie męczyła i sprawiała, że gdzieś po drodze zgubiłam część siebie, zakrzywiłam własną osobowość i teraz czułam się jak człowiek w labiryncie. Miotałam się wśród emocji. - Przeszkadza mi świadomość, że nas traktują jak przestępców, a ona lata sobie po świecie wolna jak szczygiełek. Skrzywdziła nas oboje. Omal cię nie zabiła i nadal dyktuje w pewien sposób warunki. To mnie wkurza. - Opadłam na nasze ostatnio wspólne łóżko wygładzając odruchowo zagniecenia. Chyba popadam w jakąś nerwicę natręctw, chorobliwie kontrolując moje otoczenie. To mieszkanie, mimo że urządzone z radością teraz po tym wszystkim kojarzyło mi się jedynie z napadem i bólem. Do tej pory widziałam tą wielką plamę krwi na wykładzinie, szorowałam ją już setki razy i nadal jak żona Makbeta tkwiłam w koszmarze wyrzutów sumienia. Bo on porzucił wszystko co było mu drogie i przybył tu mnie uratować.

- Przepraszam. - Wymamrotał cicho nadal odcinając się ode mnie.

- Za co? - Zapytałam oderwana z oględzin podłogi.

- To wszystko moja wina. - No i zaczynamy.

- Ta kobieta to socjopatka i zaatakowała pierwszą kobietę, którą widziała w twoim otoczeniu więcej niż raz. Ona nic o mnie nie wie, nie byłam przyczyną rozpadu waszego związku Mirek. Równie dobrze na moim miejscu mógł być ktokolwiek... - Urwałam zdanie. Bo szczerze brakowało mi już argumentów. Przepraszał mnie średni kilka razy dziennie. I powoli miałam tego dość.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz