Epilog.

1.1K 98 36
                                    

Obudziłam się już na sali szpitalnej. Mirek siedział trzymając mnie za rękę.

- Jak się czujesz? - Głos miał zgaszony i bardzo zmęczony. Ubrany w specjalny fartuch, bez swojej czapeczki w przekrzywionych okularach wydawał się kimś innym. Dużo starszym, poważniejszym i bardzo wystraszonym.

- Pić. - Wychrypiałam. Podał mi kubeczek ze słomką. Pociągnęłam gorliwie.

- Bardzo długo spałaś, zacząłem się bać. Tylko cud sprawił, że pozwolili mi tu zostać na noc.

- Całą noc? - Zaskoczył mnie. - Co mówią lekarze? - Popatrzył na maszynę, która wypluwała właśnie kolejny wykres.

- Mówią, że nie będziemy uprawiać seksu do porodu. I jak ty beze mnie w sobie wytrzymasz? - Roześmiał się.

- Jak się ma nasz chłopczyk? - Zapytałam cicho.

- Chłopczyk? - Łzy zaświeciły się mu w oczach.

- Nie powiedzieli ci? Mamy synka. Pielęgniarka mi mówiła, że jest zdrowy i silny. Nic nam nie będzie. - Zapewniłam go. Uśmiechnął się do mnie i ucałował delikatnie moją dłoń.

- Kocham cię. Kocham was oboje, ale nie martwiłem się stratą jego. Bałem się wyłącznie o ciebie. Przetrwałbym, gdyby on się nie urodził. Ale bez ciebie nie. Poszedłbym za tobą. - Zwariował.

- Nie. Obiecaj mi, że nigdy tak nie postąpisz. W życiu bywa różnie. Oboje możemy je szybko stracić. Czy chciałbyś, żebym postąpiła tak samo? - Zaskoczyłam go tą logiką.

- Nie. Oczywiście, że nie. - Pogłaskałam go po pochylonej nad moją ręką twarzy. Moja dłoń opatrzona wenflonem i bandażem była jak obcy twór. Przy każdym ruchu dłoni, miałam wrażenie, że igła się przemieszcza i powoduje dodatkowy ból.

- Obiad. - Spod drzwi zabrzmiał surowy, nieprzyjemny głos. - No już, podawać mi talerze, ja nie mam całego dnia. - Mirek uniósł brwi i uśmiechnął się do mnie.

- W każdym szpitalu się taka trafi. - Wyszeptał i podszedł do parapetu, gdzie stały nasze rzeczy. Wyciągnął z kieszeni dwa banknoty i ruszył na korytarz.

- Dałem jej parę groszy, to i dla mnie włożyła. Od wczoraj nic nie jadłem i nawet nie pomyślałem o tym, dopóki się tu nie pojawiła. Nie wygląda to źle. - Paplał ustawiając to wszystko na stole. - Dasz radę zjeść sama? Czy ci pomóc? Rano lekarz mówił, że możesz już normalnie jeść. - Jakoś nie miałam ochoty.

- Może niech przestygnie. Ty zjedz teraz. - Nie kusiła mnie zaprawiana Vegetą zupa ani wyglądający jak odpad kotlet. - Nie patrz tak na mnie, najwyraźniej w tej kroplówce jest masę jedzenia, bo naprawdę nie kusi mnie to. Zjedz Mirek. - Poprosiłam. Musiał być naprawdę głodny, bo łykał to z prędkością karabinu maszynowego. Kiedy skończył, umył ręce i twarz w umywalce przy wyjściu. Wycierając się w pośpiechu naszym sądząc po wyglądzie ręcznikiem. Potem stanowczo podszedł do mojego łóżka i zaczął coś kombinować przy zagłówku. Łóżko delikatnie się uniosło pod moimi plecami.

- Nakarmię cię kochanie. - Miałam ochotę zachować się jak dziecko. - Nie będziesz jadła, to nie wypuszczą cię ze szpitala. A Antoni kupuje nam dziś samochód. Chłopcy kończą remont, zamówiłem stolarza do kuchni. Dałem mu zdjęcie mebli z UK, z tamtej kuchni, którą zamawialiśmy do domku na sprzedaż. Kanapę dziś kupię i porządne łóżko z materacem. Drewniane, takie jak lubisz. Wrócisz do czystego domu, choćbym miał nie spać. - Zapewnił mnie.

- Mirek to nie jest konieczne. - Próbowałam go zatrzymać. Ja tego wszystkiego nie potrzebowałam.

- Konieczne i nie zmienię zdania.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz