Podchodząc do zaparowanego lustra w łazience, odwijałam folię pokrywającą bandaż, dzisiejszy dzień sprawił, że zaczynałam wierzyć w pecha. Rano w drodze do pracy ochlapała mnie przejeżdżająca obok chodnika taksówka. Po tym manewrze wyglądałam jak wymalowany plakatówkami mokry kot. Na szczęście w pracy mieliśmy dostęp do łazienek i ciuchy na zmianę. Kiedy już przestałam trząść się z zimna i skupiłam na pracy, wydarzył się kolejny incydent. Przechodzący obok mnie młodszy kucharz potknął się nieszczęśliwie i oparłam się bokiem ramienia o gotujący się na jednej z kuchenek gar pełen zupy. Trochę jego zawartości wylało mi się na dłoń. Podsumowaniem tego wszystkiego była wizyta na pogotowiu. Sam szef kuchni odwiózł mnie tam i uprzykrzał życie opatrującym mnie ludziom, wrzeszcząc na nich i pośpieszając. Byłam wykluczona z pracy na dobry miesiąc. I czekały mnie znaczne wydatki na lekarstwa.
- Kalinowska, dzień jak co dzień. Prawda? - Zadałam sobie pytanie patrząc w zamglone lustro. Nie pozostało mi nic innego jak sarkazm, czasami tylko on mnie ratował przed zmorami dnia codziennego. Powinnam się cieszyć, że to lewa ręka pokryta była bandażami, wystawiłam ją poza zasłonkę i jakimś cudem udało mi się ustrzec te wszystkie bandaże przed zamoczeniem.
Nie ma co się roztkliwiać nad samą sobą, jaki to ma cholerny sens? Złapałam leżącą na umywalce szczotkę i zaczęłam z uporem maniaka szarpać te moje kołtuny. Odruchowo podniosłam lewą rękę i syknęłam z przeszywającego bólu. Człowiek nie docenia tej dłoni, nazywając siebie praworęcznym, ale ona jest tą cichą częścią nas, której nie zauważamy, dopóki jej nie zabraknie albo gdy nie możemy jej używać.
Skupiona na ubieraniu nie zwróciłam uwagi na obce dźwięki dochodzące z mieszkania. Wciągnęłam koszulkę po niezłej szarpaninie jaką urządziłam z wkładaniem majtek i spodni od piżamy. Wtedy to do mnie dotarło, kroki, ktoś chodził po mieszkaniu. Zaskoczona zamarłam, a wtedy drzwi do łazienki zostały szarpnięte, odruchowo odwróciłam się w ich kierunku.
- Jesteś tu suko. - Wykrzywiona twarz blondyny przypominała mi rozmytą plamę. Okulary zostawiłam na szafeczce nocnej. Nie zdarzyłam się nawet odezwać, gdy uderzyła mnie po raz pierwszy. Pięć trzasnęła mnie w bok szczęki z siłą o jaką jej nie podejrzewałam.
Żebra boleśnie to odczuły, bo uderzyłam bokiem o umywalkę, powtórzyła cios drugą ręką, tym razem trafiając mnie w oko. Jasna cholera jak to zabolało. Ledwie się otrząsnęłam, gdy złapała mnie za włosy i uderzyła moją skronią o lusterko. Pękło ze starości i rozcięło mi skórę. Piekielny ból ogłuszył mnie na chwilę i czułam się jak bezwładna lalka zsuwająca się po ścianie. Z trudem rejestrująca to co się wokół mnie dzieje.
Wiedziałam tylko tyle, że w pomieszczeniu obok pojawił się ktoś jeszcze i odciągnął tą wariatkę ode mnie. A potem świat stał się czarny.
- Kasia, ocknij się. - Ochrypły głos, który tak dobrze znałam wyrwał mnie z otępienia. Zamrugałam oczami i popatrzyłam w pochyloną nade mną twarz, trzymał mnie na kolanach, delikatnie głaszcząc mój obolały policzek. - Zaraz przyjedzie karetka. - Wyszeptał, chwiejąc lekko całym ciałem. - Wszystko będzie dobrze. - Miałam wrażenie, że coś jest z nim nie tak. - Przepraszam mała, tak bardzo przepraszam. Nie pomyślałem, że będzie próbowała cię dorwać. - Głos mu się załamał. A ciało zaczęło się osuwać. Przerażona zerwałam się próbując go złapać za lewą rękę, wyślizgnęła mi się a palce pokryła jakaś lepkość. Krew.
- Mirek. - Wyjęczałam. - Co ci jest?
- Wszystko będzie dobrze mała. - Wyszeptał. Tylko dlaczego mu nie wierzyłam, podciągnęłam się do pozycji siedzącej i przesunęłam dłonią po jego ciele. W ramieniu tkwił mu wielki nóż. Jezus, co tu się stało?
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...