Dwa tygodnie później.
- Mirka czeka wielka niespodzianka. – Wuj zachwyconym wzrokiem omiótł wnętrze sutereny. Mój szef dotrzymał słowa i kupił wyposażenie. Rozbawiło mnie czym był wcześniej. Rozkładane całkiem porządne w jakości kiedyś należały do salonu „masarzu", jak popularnie nazywane są tu burdele. Taką przykrywkę tu często miewają.
Na szczęście łatwo było je zdezynfekować, lokal najwyraźniej był wysokiej klasy. Przepierzenia pomiędzy fotelami stanowiły parawany w japońskim stylu. Wymieniłam papier zastępując go jedwabiem pokrytym własnoręcznie wykonanymi wzorami tatuaży, niektóre boksy miały już szafeczki podręczne. Wszystkie kupione na targach staroci i odświeżone. Wykończyłam też zaplecze. Wstawiając tam wygodny stolik i krzesła, do tego kanapa z góry, która nigdzie nie pasowała w naszym domku. Pamiętałam też o szafkach pracowniczych, kupiłam takie metalowe, wnętrze stało się przytulne dzięki waniliowej farbie i czarnym meblom i kolorowym obrazom. Magazynek był niewielki, ale miał masę półek. Czego nie damy rady tu przechować, możemy upchnąć w pomieszczeniu obok, ono nadal czeka na remont, ale przynajmniej jest czyste.
- Mam nadzieję, że mu się spodoba. – Odpowiedziałam po raz ostatni wycierając smugi na lustrach przy drzwiach. Za recepcję musi wystarczyć nam antyczne biurko i równie antyczna szafka na dokumenty. Kupiłam okazyjnie obie te rzeczy, wyszorowane i pokryte kilkoma warstwami wosku wydawało się być aż wręcz królewskie.
- Myślałem, żeby może położyć na nim kawałek marmuru lub granitu. Łatwiej by było je dezynfekować i drewno by nie niszczało. Piękny kawałek mebla, teraz już takich nie robią.
- Może. – Powiedziałam rozglądając się.
Uroczy dzwonek umieszczony nad drzwiami, oznajmił mi, że ktoś zawitał w nasze progi. Niedowierzając zamrugałam oczami, bo Sławek mieląc w dłoniach swoją czapkę patrzył mi w oczy.
- Kasia. – Wychrypiał. Jasna cholera, ja nawet nie chciałam na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. Z Liv widuję się regularnie, odeszła do swojego Szławka, gdy wpadł w ciąg alkoholowy. Najwyraźniej miał z tym problem, którego nie była świadoma. Nie wiem co jej zrobił, nasza przyjaźń nie była jeszcze na tym etapie ale widziałam siniaki na jej ramionach.
- Wiesz myślę, że nie jesteś tu mile widziany. – Mój wuj ustawił swoje ciało przede mną jak ochroniarz.
- Wiem, ja tylko nie mam się do kogo zwrócić, wszystko straciłem. – Dorosły mężczyzna brzmiał płaczliwie. – Przepiłem każdy grosz jaki miałem, straciłem mieszkanie a nawet Olivię. Nie mam już nic. Od trzech dni nie piję, ale nadal nie nadaję się do innej pracy, bo ręce mi latają. – Wujek westchnął ciężko a ja poczułam współczucie, po raz pierwszy ktoś w jego sytuacji wydawał mi się tego godny.
- Mała zrobisz mu coś do jedzenia? Słyszę jak mu kiszki marsza grają. – Bez słowa przeszłam obok nich i udałam się na górę. Na szybko zrobiłam kiełbaski w sosie warzywnym, którego sporo ugotowałam po wczorajszych zakupach, dodałam do niego trochę ketchupu i ugotowałam makaron. Przygotowałam dwie olbrzymie porcje, posypując je obficie startym na miał serem.
- Jedzenie gotowe. - Krzyknęłam wychylając się na korytarz. Pojawili się obaj, Jezu nasz gość śmierdział tak jakby nie mył się od miesięcy.
- Jedz, ja znajdę ci coś do przebrania i pójdziesz pod prysznic. Podzielimy się pokojem na poddaszu. – To mnie zaskoczyło, bo najwyraźniej Antoni uznał, że mu pomoże. Sławo jak nazywał go Mirek połykał jedzenie, praktycznie go nie gryząc.
- Zwolnij, bo się pochorujesz. – Nie mogłam się powstrzymać, przed próbą uratowania jego żołądka przed wymiotami. Pokiwał głową i w końcu zaczął przeżuwać. Wuj cierpliwie czekał, aż skończy i zabrał go do swojego apartamentu, jak nazwał wyremontowane poddasze.
Dawniej w tym budynku mieściły się trzy mieszkania, całkiem oddzielne i wygodne. Fajnie, że w suterenie była mała kuchnia. Wyburzyliśmy tam kawałek ściany za zgodą architekta. Nie zliczę, ile pieniędzy mój dobroczyńca tu włożył, ale miejsce pracy będzie komfortowe. Ja zastanawiałam się nad chałupnictwem tak na serio. Mogłabym szyć te laleczki dla jakiś sklepów, znajoma pokazywała mi coś co się nazywało poduszką sensoryczną. Najwyraźniej dzieci się szybciej rozwijają dzięki bodźcom.
Zdobycie tanich resztek materiałów nie wymagało wielkiego wysiłku, tak samo jak wypełnienia. Lubię pracę w restauracji, ale z Mirkiem będziemy się ciągle mijać. Wuj Antoni, nazywany teraz dziadkiem już kupił dwa domy obok nas z myślą o zysku. Obydwoje chcieliśmy pomóc w odrestaurowaniu ich. Nawet moglibyśmy je tanio urządzić. Gdybym kupiła mocniejszą przemysłową maszynę, mogłabym śmiało odnowić jakieś krzesła czy proste fotele. Moja mama odnowiła kilka w naszym domu. To chyba będzie dobry plan. Trąbienie pod domem oderwało mnie od strefy oszczędności według Kasi jak nazywał to Mirek. Zbiegłam na dół będąc pewna, że przyjechały materiały do remontu, z szokiem zobaczyłam poobijaną wielką ciężarówkę na polskich numerach. Mirek właśnie wyskakiwał z szoferki, z szerokim uśmiechem na ustach. Bez zastanowienia pobiegłam w jego otwarte szeroko ramiona.
- Cześć maleńka. – Wyszeptał mi do ucha. – Jak ja za tobą tęskniłem. – Czyjeś chrząknięcie wyrwało mnie z upojenia tą chwilą. – Krzyś to jest moja Kasia. – Przedstawił mnie facetowi bardzo podobnemu do siebie. Chłopak był chyba ledwie starszy ode mnie. – Kasiu to mój szalony kuzyn. Jeździ jak sam szatan, myślałem, że mnie tu nie dostarczy w jednym kawałku. – Podałam mu rękę i uśmiechnęłam się grzecznie.
- Zrobię coś do jedzenia. – Powiedziałam odrywając dłonie od M.
- A my wypakujemy, to co zostaje tutaj. Młody wziął kilka paczek do rozwiezienia i mamy towar dla twojego szefa. – Mirek energicznie ruszył w kierunku drzwi wielkiej naczepy.
- Mirek. Sławek tu jest. – Moje słowa zatrzymały go w pół kroku.
- Co? – Wyraźna złość wylała się z jego twarzy.
- Pogadamy o tym później, po prostu uprzedzam cię, żebyś się nie zdenerwował, gdy zejdzie z góry. Kiepsko z nim Mirek. – Popatrzył mi w oczy i skinął głową.
- Co dzień to nowa przygoda, co? – Roześmiałam się na jego radosny ton.
- Tak, u nas nie bywa nudno. – Pokręcił głową.
– Pojedziesz z nami do restauracji?
- Jasne, jak zjecie możemy ruszać. – Odpowiedziałam wchodząc na schody. Lubiłam ten dom. Podobały mi się drewniane schody z boku domu i niewielki taras, pod którym kiedyś moglibyśmy trzymać samochód, chociaż teraz to przydałby się mi rower.
⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡⚡
Komentarze i gwiazdki proszę 😘 Z góry dziękuję ❤️
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
Roman d'amourUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...