Londyn
3 miesiące później.
- Miss Kaszia. Letter for you. – Zarządca mojego budynku uroczy starszy hindus, który nie umiał wypowiedzieć poprawnie mojego imienia bardzo poważnie podchodził do swoich obowiązków. Odbierał wszystkie przychodzące paczki i pilnował wejścia tak jakby mieszkała tu jego rodzina. Może mieszkała. Któż to wie.
Tamtego dnia, gdy Mirek jakimś cudem pojawił się w remontowanym przeze mnie domu spakowałam cały swój dobytek i wróciłam do wujka. Trzy dni później byłam już w drodze do Anglii. Wuj miał sporo kontaktów za granicą. I dysponował małym mieszkankiem w Londynie.
Pracę znalazłam w ciągu trzech godzin. To nie było nie wiadomo co, obierałam warzywa na kuchni dość sporego hotelu. Płacili jak dla mnie godnie, po za tym miałam zapewnione dwa ciepłe posiłki. Szef kuchni był bardzo wymagający, często podnosił głos, ale też chwalił pracowitych. Szybko stałam się jego pupilką, bo nigdy nie narzekałam i nie szukałam okazji, żeby wykręcić się od tego za co mi płacą. Nazywał mnie Katarzyną, z tak śmiesznym akcentem, że było to wręcz komiczne, bo bardzo się starał wypowiadać to poprawnie.
Pokochałam to miasto pomimo jego brudu. Miało swój urok, nawet to, że po ulicach biegały swojsko wyglądające lisy a w mieszkaniu musiałam tępić szkodniki i naprawiać wygryzione ściany. Byłam wdzięczna losowi za brak karaluchów i pcheł. Bo i z takimi dodatkowymi lokatorami zmagali się inni imigranci.
Mikre mieszkanie wujka, kojarzyło mi się z poddaszem Mirka, miało prawie taki sam układ. To było ciut większe i nie przegrzewałam się w nim. Chociaż kto wie co będzie latem.
Popadłam w przyjemną rutynę, praca, rysowanie, sen i znowu praca. Dwa razy w tygodniu zakupy, co niedzielę wyjście na pchli targ. Tam siadałam i rysowałam portrety za kilka funtów. Zarobione pieniądze inwestowałam w odzież, bo przyjechałam z jednym plecakiem. Odkryłam sklepy z tanią odzieżą. Większość rzeczy w nich była używana, ale trafiały się i nowe rzeczy z metkami. Właśnie wśród takich polowałam na nowe ubrania i buty. Zmienił się mój styl, nawet nie zauważyłam, kiedy. Mnogość tanich błyskotek sprawiła, że kupowałam je namiętnie. Słodkie kolczyki, wesołe kolorowe bransoletki czy długie zakończone zazwyczaj wielkimi wisiorami naszyjniki. Polubiłam makijaż i wymieniłam swoje najtańsze polskie oprawki okularów na dwukolorowe, czarno-czerwone. Kilka dni temu odważyłam się na pójście do fryzjera, dzięki czemu moje włosy układały się miękko wokół twarzy i spływały w dół pleców.
Czułam się tak jakbym odkryła siebie na nowo i o dziwo zaczynałam siebie lubić. Często zdarzało mi się, że zupełnie mi nieznani mężczyźni zapraszali mnie na przysłowiową kawę a nawet kilka kobiet odważnie mnie adorowało. Zaskoczyło mnie to zupełnie, bo zawsze uważałam siebie za kogoś bezbarwnego i niknącego w tle. Za szarą myszkę.
Listy. Zaczęły przechodzić miesiąc po mojej przeprowadzce. Każdy składał się jedynie z rysunku i jednego lub dwóch słów, zazwyczaj wytartych gumką na cieniowaniu. Prosił mnie, żebym wróciła albo nie zapomniała. Przychodziły co tydzień i po miesiącu zaczęłam ich wyczekiwać. Tęskniłam do niego, chociaż starałam się o nim nie myśleć. Jednak niewiele mogłam zrobić w kwestii snów. A w nich prześladował mnie codziennie.
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...