7/3.

908 104 24
                                    

Oława.

Tydzień później.

- Tu masz klucze. Jutro przywiozę twoje rzeczy. Napaliłem w kominku. - Wuj jak zwykle zbytnio się przejmował i za bardzo starał. - Nie rób dzisiaj nic, spróbuj się zadomowić i ustalić jakiś plan prac. Będę przyjeżdżał regularnie, pomogę w cięższych pracach. - Żachnęłam się na te słowa. Może nie byłam olbrzymką, ale dam sobie radę.

- Wujku. - Ten ton mówił sam za siebie.

- Wiem, wiem. Jesteś dorosła. Rozumiem. - Pogłaskał mnie po głowie. - Nadal jesteś zdecydowana zrezygnować z tamtego mieszkanka? I pracy?

- Tak. - Nic więcej nie musiałam mu mówić.

Wysiedliśmy z jego mercedesa i ruszyliśmy do mojego nowego domu. Przynajmniej na najbliższe tygodnie. Właściciel zaoferował mi pól roku dzierżawy w zamian za oczyszczenie terenu i ogarnięcie domu do sprzedaży. Zależało mu jedynie na dwóch rzeczach. Albumach ze zdjęciami i solidnie wykonanej robocie. Antoni za mnie poręczył i zobowiązał się nadzorować prace remontowe.

Ogródek od frontu był całkowicie zarośnięty, trawa sięgała mi do bioder. Na schodach i zadaszonym wiatrołapie wisiały chyba zeszłoroczne doniczki, z których zamiast zwyczajowych surfinii i petunii zwisały pędy bylicy i komosy. W oknach były kraty, najwyraźniej przymocowane na szybko i nawet nie pomalowane. Rdza spływała z nich nawet po elewacji.

- Z tyłu jest sad, jeszcze sporo jabłek jest na drzewach, i jakieś warzywa samosiejki. Pani Maria umarła tuż przed zbiorami i większość zgniło na grządkach, ale część odrosło w tym roku. Dwa domy dalej co trzy dni dostaniesz swojski chleb i jajka. Obok twaróg. Opłaciłem te zamówienia. - Wyliczał mi.

- Wujku ja mogę sama robić zakupy, przecież to jest całkiem spore miasteczko. - Roześmiał się.

- Wiem przecież, ale ja mam w tym swój cel. Będą na ciebie zerkać. Zaopiekują się w razie czego. - No to pięknie mnie urządził. Rozejrzał się po okolicy. Dom stał niezły kawałek drogi od centrum miasteczka. Wydawał się chatką na końcu świata, bo wyżej wspomniani sąsiedzi mieszkali ze dwa kilometry stąd. - Przywiozę ci rower. - Stwierdził i ruszył na inspekcję domu. - Na pewno chcesz tu zostać? W moim domu miejsca nie brakuje. - Kusił.

- Nie zostanę u ciebie. - Odpowiedziałam jak zawsze. Ojciec miał by używanie, gdyby mnie dorwał. Westchnął tylko, bo zabrakło mu argumentów.

Odstawił zakupy na stoliku przy drzwiach. Bo przecież ja sobie sama nie będę robić zakupów, zrobił je za mnie. Zachowywał się jak nadopiekuńcza matka - kwoka. Gdy moja mama uczyła mnie zaradności i samodzielności on, gdyby mógł schowałby mnie do kieszeni i zagłaskał na śmierć.

- Dziękuję ci. - Powiedziałam przytulając go.

- Zawsze możesz na mnie liczyć, szkoda tylko, że nie pozwalasz mi bardziej sobie pomóc. - Marudził.

- Pomogłeś aż nadto.

Odetchnęłam, gdy wyszedł i ruszyłam na zwiedzanie. Spodziewałam się szczurów, syfu i pajęczyn zwisających z sufitu. Nie było tak źle. Chociaż myszy popiskiwały po kątach. Przydał by się kot. Może powinnam sobie jakiegoś załatwić, miałabym do kogo usta otworzyć. Nawet jeżeli byłaby to jednostronna rozmowa.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz