- Co ty tu robisz? - Warknęłam w kierunku pogrążonej w cieniu postaci.
- Wianki plotę. Jak ci się kurwa zdaje co tu robię? - Zaskoczył mnie swoją złośliwością, bo on taki dla mnie nie bywał. W tych ciemnościach jego oczy ukryte za szkłami okularów wydawały się olbrzymie i czarne. Wyglądał jak nierealna istota, która przybyła wyssać moją duszę. Najdziwniejszym zjawiskiem była wściekłość jaką od niego czułam, aż nią wibrował. Co było jeszcze dziwniejsze nie bałam się go. Gdyby to jakikolwiek inny mężczyzna zachowywał się w stosunku do mnie w taki sposób zaczęłabym natychmiast uciekać. Zgrzytnął zębami i warkną. - Odsuń się. - Ten Mirek, którego znałam nigdy nie wepchnąłby się do mojego domu. On by poprosił o pozwolenie albo odszedł gdybym odmówiła.
Przepchnął się tuż obok mnie i śmiało ruszył w kierunku kuchni. Miałam wręcz wrażenie, że doskonale znał rozkład tego domu. Jasna cholera, ta upiorna baba z domu obok to jego mama a ten dyszący jak parowóz ze złości facet to ukochany synuś. Ta wizja była tak upiorna i śmieszna zarazem, że z trudem powstrzymałam się od histerycznego śmiechu. Jednak coś z tego było najwyraźniej widać na mojej twarzy, bo wkurzył się jeszcze bardziej.
- Przez pierdolony tydzień nie wychodziłem z twojego mieszkania. - Wytrzeszczyłam na niego oczy, bo to dla mnie było nieprawdopodobne. - W jednej chwili masz jakiś popieprzony atak paniki, a w następnej wybiegasz z salonu i znikasz. Nie pojawiasz się w pracy, nie wracasz do domu. Byłem bliski zgłoszenia zaginięcia na policję, kiedy pojawił się tam twój wujek i zwyczajnie stwierdził, że tam już nie wrócisz. I nie było szansy, żeby mi powiedział, gdzie jesteś, co robisz, jak się czujesz. Nie było odpowiedzi, spakował twoje bambetle i wyszedł. Nawet zostawił tą jebaną lodówkę, pełną jedzenia i te twoje cholerne słoiki z przetworami. Popatrzył po kuchni parsknął śmiechem, bo na wyszlifowanym do żywego drewna kredensie stały słoiki pełne przetworów. - Poznał bym je wszędzie. - Stwierdził podnosząc jeden i pokazując mi plaster z naklejoną datą. Odstawił go delikatnie i pogłaskał wręcz z czułością.
- Ja nie wiem co powiedzieć. - Dałam mu jedyną możliwą w tym momencie odpowiedź. Potarł twarz zmęczonym ruchem, zresztą kiepsko wyglądał. Jak ktoś kto od tygodni nie spał.
- Tak w tym jesteś dobra. - Warknął. Wzruszyłam ramionami, dziwnie obojętna na jego złość. To nie tak, że mi na nim nie zależało. Było wręcz odwrotnie, ale facet był żonaty. Moja sympatia dla niego była stanowczo zbyt wielka. Zdawałam sobie sprawę, że jestem w nim lekko zadurzona, jak typowa nastolatka, podkochiwałam się w kimś niedostępnym. Jedne z nas kochały aktorów, inne chłopaków z zespołów muzycznych, jeszcze inne obdarzały niegroźnymi uczuciami przystojniaków, którzy nawet nie wiedzieli o ich istnieniu.
- Chyba mam prawo zrezygnować z pracy czy mieszkania. Prawda? To nie tak, że jestem twoją własnością czy kimś bliskim. Byłam tam przez chwilę i odeszłam. - Te trochę butne słowa miały sprawić, że stąd wyjdzie i zniknie z mojego życia. Wiedziałam, co robię. Zaszokowany wytrzeszczył na mnie oczy i kilkakrotnie poruszył ustami. Jednak żaden dźwięk nie wyszedł z jego ust a później odkręcił się na pięcie i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami. Odetchnęłam i usiadłam przy stole, całe to moje sztuczne opanowanie opadło a ja ukryłam twarz w dłoniach, pozwalając łzom płynąć. Lata temu nauczyłam się bezgłośnie płakać, bo ojciec nie znosił moich wybuchów emocji. Teraz będąc dorosłą nadal bezgłośnie szlochałam.
Nie słyszałam, kiedy wrócił, poczułam go dopiero wtedy, kiedy jego ramiona zgarnęły mnie ze stołka i posadził mnie na swoich kolanach, wtulając moją twarz w swoją szyję.
- Przepraszam. - Wyszeptał. - Nie płacz, nie mogę tego znieść.
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...