4/ 2.

899 109 10
                                    

Tydzień później nie pojawiłam się szczęśliwie na zajęciach, jedna z moich podopiecznych wylądowała w szpitalu. Zaczęłam sobie zdawać sprawę, że jestem zbyt wrażliwa na to zajęcie, nie umiałam wyłączyć się i pozostawiać ludzkie cierpienie na przysłowiowym korytarzu. W pracy nazywano mnie aniołem od spraw beznadziejnych. Uznali, że świetnie daję radę sobie z umierającymi. To nie była prawda, nikt nie wiedział jak wiele łez połykałam za drzwiami własnego mieszkanka. Mój stan ducha za to odwzorowywał się w moich obrazach, które były coraz mroczniejsze i przepełnione bólem. Nawet moje magiczne elfy nie wyglądają na mnie radośnie zza kwiatów. Rysowanie tej powieści zawsze poprawiało mi nastrój, ale nie ostatnio. Jedno jest pewne jestem o krok od depresji i zaczynam zastanawiać się nad zmianą zatrudnienia zanim jak typowy artysta popadnę w obłęd. Bałam się jednego, że zranię wuja. To on załatwił mi tą pracę.

Po kolejnym przesranym weekendzie, gdy moja podopieczna umarła a ja przepłakałam całą noc zacisnęłam zęby i napisałam podanie o zwolnienie. Kochałam wujka, ale to wszystko kosztowało mnie zbyt wiele. Nieśmiało zapukałam do drzwi kierownictwa.

Pan Arkadiusz podniósł głowę znad papierów, patrząc na mnie nieobecnym wzrokiem. Ten starszy pan był legendą wśród swoich pracowników, zawsze znajdował rozwiązanie problemów rodzin, którymi się zajmował.

- Przepraszam, że przeszkadzam. - Zaczęłam nieśmiało. Zamrugał oczami i westchnął.

- To nie najlepszy moment. - Odpowiedział mi.

- Rozumiem, ale to dla mnie ważne, nie zawracałabym panu głowy gdybym nie musiała. - Wskazał mi fotel naprzeciwko swojego biurka. - Za miesiąc kończy mi się umowa i chciałabym jej nie przedłużać. - Wypaliłam z grubej rury. Uniósł brwi zaskoczony moją deklaracją.

- Powiem szczerze tego się nie spodziewałem, bo jest panienka jedną z najbardziej wychwalanych pracownic ośrodka. Miewałem tu całe delegacje rodzin, mówiących jak bardzo są wdzięczni za opiekę nad ich bliskimi, a panna mi mówi, że chce odejść. Niebywałe. - Kręcił głową.

- To dla mnie zbyt trudne, za bardzo się nimi przejmuję. - Starałam się mu pokazać mój punkt widzenia. Uśmiechnął się delikatnie.

- Serce to skarb, nie trać go. - Powiedział podając mi dłoń. - Jeżeli poszłabyś na studia o tym kierunku byłabyś wspaniałym opiekunem rodzin pomyśl o tym panienko. Świat jest pełen skrzywdzonych dzieci i dobrze, gdy zajmuje się nimi, ktoś kto te serce ma. - Zaskoczył mnie tą propozycją.

- Ja nie jestem pewna. - Zaczęłam się wykręcać.

- Ja za to jestem tego pewien, więc pomyśl. Dziękuję za twoją pracę. - Pokiwałam głową i cicho wydostałam się z gabinetu. Miałam miesiąc na znalezienie nowej pracy.

- Do przodu Kalinowska. Ty musisz sobie dać radę. - Wymruczałam wychodząc z biura.

Nadchodzi lato i niedługo odpocznę, wmawiałam sobie ciesząc się ze zbliżających się egzaminów. Tydzień temu zakończyłam pracę i nadal poszukiwałam nowej, niestety byłam studentką a to oznaczało, że w marketach i hurtowniach nawet nie chciano ze mną gadać. Pozostawało jak zawsze sprzątanie lub praca w godzinach nocnych.

- Pani Kalinowska. - Wywołał mnie znajomy głos, ja nie mogę. Miałam ochotę walnąć głową w najbliższą ścianę. Ten facet był moją zmorą, zastanawiałam się, ile razy tygodniowo mogę na niego wpaść.

- Profesorze. - Wymruczałam patrząc na jego buty, zawsze to właśnie robiłam, gdy miałam nieszczęście spotkać moją Nemezis.

- Mówiłem pani, że nie posiadam takiego tytułu i za tydzień przestaję uczyć to oznacza, że będzie się pani mogła ze mną umówić na kawę. - W gardle powstawał mi niechciany warkot, miałam ochotę odgryźć mu głowę i zagrać nią jak piłką. Mógłby sobie dać spokój i przestać mnie zaczepiać.

- Panie profesorze spieszę się na egzamin. - Pozostawiłam jego propozycję w strefie nie słyszę ciebie i odczep się ode mnie. Roześmiał się w odpowiedzi.

- Rozumiem pani Kasiu. Zobaczymy się za tydzień. - Brzmiało to jak cholerna groźba. Nie wytrzymałam.

- Czy pan mnie obleje, jeżeli nie pójdę z panem na tą kawę? - Zamachałam dłońmi pokazując palcami znak cudzysłowu. Roześmiał się a moje oczy odruchowo powędrowały do jego twarzy, przystojny jest jak cholera, nawet można rzec piękny. Tacy jak on nie muszą się uganiać za kobietami a już na pewno nie za dziewczynami. Jest starszy ode mnie o kilka dobrych lat.

- Broń panie boże. Kawa to kawa i dotyczy pracy a nie jakiś zalotów. - Tym udało mu się mnie zaskoczyć.

- Pracy? - Skinął głową uśmiechając się do mnie szeroko.

- Tak pracy. Myślę, że w niedzielę możemy tą kawę wypić, egzamin ma pani w piątek. - Wyciągnął w moim kierunku dłoń i podał mi mały arkusik. - Zapraszam na dwunastą. - Gapiłam się w ten kartonik zupełnie zamroczona. - Do widzenia pani Kasiu. - MMInk Głogowska 15.

- Coś takiego. - Wymruczałam do siebie. Udało mu się mnie zaskoczyć i zaciekawić. Chyba ja i profesor jednak wypijemy tą kawę.  

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz