Totalne szaleństwo, tak mogę określić ten ostatni miesiąc. Pojawiają się nowi dla mnie pracownicy, chociaż tam pracują od początku. Dwie przemiłe dziewczyny i facet, którego z jakiegoś powodu nie jestem w stanie polubić, bo wydaje się jakiś oślizgły. Najczęściej trzymam się Malwiny i Karoliny, a gdy nie ma ich w pobliżu to Peter i MM stanowią moją tarczę obronną. Śmiesznie to, bo nie jestem w stanie sobie uzmysłowić czym on mi zawinił. Do czasu. Któregoś dnia podnosi wyżej rękę a ja odruchowo się zasłaniam, patrzę w te wyłupiaste lekko gały i mam przed oczami ojca.
- Kasia. - Kazik winowajca patrzy na mnie z niezłym szokiem. - Chciałem tylko wziąć zapas ręczników, są za tobą. - Wskazuje na umieszczoną wysoko półkę a mi robi się tak cholernie wstyd. Nie wiem, gdzie oczy podziać, bo cała się trzęsę.
- Co jej kurwa zrobiłeś? - Pada gdzieś obok. Odruchowo spoglądam za tym głosem i po raz pierwszy widzę całkiem niezwykłe zjawisko. Mój szef wręcz dyszy ze złości, oczy zza okularów miotają błyskawice, wargi ma uchylone, wręcz szczerzy zęby. Zdumiewa mnie też jego postawa, zaciśnięte bojowo pięści i napięte muskularne ramiona. Jest całkowitym przeciwieństwem przysłowiowego nerda. Mirek uwielbia wszelką aktywność fizyczną o czym przekonałam się w ciągu ostatniego miesiąca, bo wyciągał mnie na rower, na biegi czy jazdę na wrotkach. Jego motto to, skoro długo siedziałeś musisz się ruszać. Za punkt honoru przyjął mnie owej zasady nauczyć. - Kazik kurwa pytałem o coś.
Peter pojawił się w przejściu najwyraźniej gotowy do interwencji. Jego najwyraźniej reakcja MM nie zdziwiła.
- Szefie, kurwa. Nic jej nie zrobiłem. Chciałem tylko zdjąć rolkę ręcznika. Naprawdę. - Posądzony uderza się z całej siły w pierś aż wręcz rozchodzi się wszędzie echo. - Przestraszyła się. Kasia dzieciaku, nie chciałem. Przepraszam.
Zwieszam głowę i próbuję się przedrzeć do drzwi. Jak zwykle mam ochotę uciec. Udaje mi się zrobić ledwie dwa kroki, gdy wytatuowane ramię otacza mnie w talii i szarpie w kierunku ciepłego ciała. Zanim zdołałam się zorientować byłam na jego rękach a on biegł do swojego gabinetu. Szarpałam się i usiłowałam wydostać z jego ucisku. Zatrzasnął stopą drzwi za nami i biodrem przesunął mobilne biurko opadając na ustawiony za nim fotel. Przytrzymał mnie na kolanach pozwalając mi uderzać siebie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wręcz rzężę i brakuje mi powietrza w płucach. Przed oczami zaczęły mi latać ciemne plamy.
- Kasia, cholera dziewczyno ocknij się. To tylko ja. - Jego ton o dziwo był twardy i naglący. - No już, spójrz na mnie. - Ryknął mi prosto do ucha. Moje oczy odruchowo powędrowały tam, gdzie żądał. - Oddychamy, nabierz spokojnie powietrza i wypuść razem ze mną. No już. - Wciągnął powoli powietrze, o dziwo moje ciało posłuchało. - Powoli wypuść. - Oddychał ze mną. - Już dobrze mała, tu nikt cię nie skrzywdzi. Oddychaj. - Nie wiem, ile czasu trwało to wszystko, ale nagle poczułam się strasznie zmęczona. Jakby spłakana. Spać. Marzyłam o tym, żeby odlecieć w znajomą krainę snu. Tam, gdzie panują dziecięce marzenia i brudna rzeczywistość nie ma dostępu. Tam mogłam tańczyć wśród kwiatów z moimi wróżkami. Wtuliłam się w jego pierś i odpadłam.
Przez chwilę czułam się tak jakbym płynęła na jakiejś przyjemniej chmurce, potem zostałam otulona ciepłym kocem.
- Co z nią? - Szept Petera przebił się gdzieś wśród mojego snu.
- Miała atak paniki, ale podejrzewam, że nawet nie zdaje sobie sprawy, że ma astmę. Będę musiał zabrać ją do lekarza.- Na korytarzu słychać było szepty, niknące w miarę oddalania się ludzi.
- Kurwa. Kazik cały aż dygocze, nawet nie przyszło mu do głowy, że coś takiego może się mu przytrafić, teraz będziemy ostrożniejsi. Biedna mała. - Oni mi współczuli. Nie podobało mi się to. Jęknęłam próbując się obudzić. Pogłaskano mnie i otulono bardziej. - Spadam, bo jeszcze ją obudzę. - Peter mruknął z oddali.
- Śpij maleńka, nikt już cię nie skrzywdzi, nie dopóki ja żyję. - Czułe usta musnęły moje czoło. - Jesteś bezpieczna.
Bezpieczna, nie znałam takiego uczucia. Zawsze tkwił we mnie strach, że ojciec mnie znajdzie. Pamiętam to co usłyszałam dzień przed moją ucieczką. Ojciec był na zewnątrz ukryty za garażem. A ja jak zwykle wydostałam się oknem na nocny spacer. Zdziwiona usłyszałam swoje imię.
- Kaśka się nie liczy, potrzebuję syna. Na szczęście Anka ma jeszcze czas. - Słuchał czyjejś odpowiedzi. - To kurwa nie ma znaczenia, jeżeli jej się nie uda sprzedam je obie. Zawsze znajdzie się chętny kutas na te dziwki. Trochę rohypnolu i któryś z twoich burdeli zyska nowe cipki. - Zarechotał jakby to był jakiś dobry żart. - Mam je w dupie, obie.
Moje ciało drżało ze strachu i obrzydzenia do tego człowieka, miałam ochotę pobiec na posterunek, ale wiedziałam, że ma tam kumpla i za chwilę wróciłabym do domu. A on spełnił by swoje groźby. Kiedyś już próbował mnie sprzedać, wtedy byłam dzieckiem. Nawet przyprowadził kogoś, żeby mnie sobie obejrzał. Ten chory człowiek sprawił, że jako kilkulatka przestałam być dzieckiem. Już nigdy nie zostałam z nim sama w domu. Wolałam ukryć się w lesie i poczekać na mamę, której wmawiałam, że idę do koleżanki, niż być z nim w jednym domu bez jej nadzoru.
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...