Dwa dni później poszłam na pierwsze zajęcia z zarządzania. Myślałam, że coś już przecież wiem. Prowadziłam firmę, zmagałam się z rozliczeniami, przeliczałam każdy grosz. A tu? Nie rozumiałam tych teorii ni w ząb i poczułam się totalnym głąbem kapuścianym. Mmm Kapustka. Aż się zaśliniłam na myśl o młodej kapuście duszonej. Mój mózg był w ciąży i poczuł się upoważniony do bycia wiecznie głodnym. Bo przecież niedawno jadłam, dawniej na takiej porcji żywności jaką pochłonęłam na śniadanie funkcjonowałbym cały dzień. Przez ostatnie trzy godziny myślałam tylko o jedzeniu. Mirek z szokiem przyglądał mi się jak zajadałam jajecznicę i jogurt na raz.
- Kotku, nie zemdli cię? - Popatrzyłam na niego jak na wariata.
- Głodna jestem. - Wymamrotałam z pełnymi ustami, plując przy okazji drobinkami na stół. Odsunął ode mnie talerz i stanowczo na mnie spojrzał. - Oddaj mi to. - To nie była prośba.
- Kotku, pogryź to chociaż. - Mój facet stanowczo nie był zwolennikiem braku wychowania przy stole. Poczułam się głupio dziecinna, bo miałam ochotę się rozpłakać. Postawił talerz ponownie i delikatnie wytarł mi twarz. - Zwolnij, bo się pochorujesz. Tylko o to proszę. - Choćbym chciała nie miałam się za co gniewać. - Dzisiaj jadę obejrzeć auto. - Odwrócił moją uwagę. - Antoni dzwonił, coś jest nie tak z pozwoleniem na otwarcie salonu. To też sprawdzę, a ty grzecznie się ucz i dbaj o naszego malucha.
- Ok. - Odpowiedziałam zagryzając korniszonem. Pokręcił głową ze śmiechem na te moje spożywcze zwyczaje.
Teraz śpiąca i głodna wracałam do domu. Cały dzień znudzona i niecierpliwa wyglądałam tego momentu. Nie odpowiadał mi ten kierunek kursu. Może to ja źle wybrałam. Potrzebowałam wiedzy o prowadzeniu drobnej działalności gospodarczej. Tutaj prawo było zupełnie inne niż tam. Inne progi podatkowe i dziwne wymagania.
Mieszkanie nie powitało mnie ciszą. Mirek najwyraźniej na poważnie wziął się do pracy nad nim. I coś przestawiał sądząc po dźwiękach. Nauczona jednak doświadczeniem po cichutku podkradłam się pod drzwi pokoju. Dawne meble zniknęły, teraz pod ścianą leżała gromada desek, tak mi się przynajmniej zdawało. Mój mąż z nagą klatką piersiową, obsypaną jakimiś wiórkami, piłował coś zwykłą ręczną piłą.
- Co robisz? - Zapytałam cicho.
- Cześć kochanie. Jak tam twój dzień? - Przekora jeden, nie miał zamiaru mi niczego ułatwiać.
- Nudny. I jestem ciągle głodna. I te lekcje są do bani. Tam sami dyrektorzy wielkich firm prowadzą prelekcje. Każdy z nich mówi to samo, tylko w innej formie. Bezsens zupełny. - Wszystko to opowiadałam starając się ściągnąć z półki miseczkę do zupy. Bulgotała miło na gazie. Nie próżnował i planował mnie nakarmić. Jego ciało oparło się o mnie, a dłonie podążyły za moimi. Dla niego, to wszystko miało odpowiednią wysokość. To tylko ja byłam skrzatem.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego. Lekki zarost, okulary w grubych męskich oprawkach, rozczochrane i pokryte trocinami włosy, spocony tors. Pachniał dobrze, zbyt dobrze. Bo w moim ciele obudził się inny głód. Przejechałam palcami po jego brzuchu, gdzie tańczyły moje wróżki, z czułością wspominając nasze pierwsze spotkanie.
- Kokietka. - Wymruczał z czułością. Rzuciłam mu spojrzenie spod rzęs.
- Skąd wiesz? Może jednak nie. - Droczyłam się otaczając dłońmi jego bicepsy. - Mój własny seksowny budowlaniec, artysta i tatuażysta w jednym. Któż by ci się oparł chłopaku? - Niewiele myśląc podskoczyłam i otoczyłam nogami jego biodra.
- Już nie jesteś głodna? - Seksowny pomruk jaki z siebie wydał nastroił mnie na nagie przytulanki jeszcze bardziej.
- Jestem, ale na coś innego. Tamto będzie na deser. Nigdy nie mieliśmy seksu w kuchni. - Roześmiał się.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem moja wróżko. - Usta z czułością potarły moje. O tak, to będzie miłe popołudnie.
Dobre kilka chwil później, kiedy ubrana jedynie w jego koszulkę siedziałam przy obdrapanym kuchennym stole i wcinałam jarzynową zagryzając ją parówką. On sprawił, że apetyt minął mi bezpowrotnie.
- Nie mam dobrych wieści. Sanepid nie uznał naszego lokalu za bezpieczny. Niedawno zmieniły się przepisy i musimy go przerobić. I co najgorsze kolejna inspekcja dopiero za trzy miesiące. Muszę na nowo zrobić wszystkie badania, angielskich mi nie uznają. - Odłożyłam łyżkę. - To wszystko ma i swoje dobre strony. Mam czas na remont tu. Mamy pieniądze i czas na odpoczynek. Po za tym, dzwoniła moja matka. Chce tu przyjechać za kilka dni. - No masz babo placek. Jakby mało złych wieści było w okolicy. - Kazik i chłopaki wpadną jutro pomoc mi usunąć meble. Pomyślałem, że może na czas remontu przeniesiemy się na poddasze. Na razie jest nas dwoje, nie potrzebujemy wiele miejsca. Mogłabyś znowu zacząć rysować. Powiem ci szczerze, że czasami mi samemu brakuje pędzli w dłoniach. - Zapatrzyłam się w jego oczy.
- Wrócę, jeśli i ty wrócisz. Nie wynajmiemy poddasza. Zrobimy tam pracownię. - Przechylił głowę i uśmiechnął się do mnie.
- Pieniądze nie są najważniejsze. Myślę, że nas utrzymam z salonu. Mamy w cholerę oszczędności. - Westchnęłam ciężko.
- Mirek, kocham cię. Wiesz o tym, ale ja muszę zarabiać i mieć pewność, że nie zależę od nikogo. - Pokiwał głową.
- Zawrzemy umowę, ok? Wydaj książeczkę, masz cholernie wielką wyobraźnię. Napisz i narysuj bajki dla naszego syna lub córki. Z myślą o dziecku i wyślij je do wydawców. Te pieniądze wpłacisz na konto własne. Jeżeli się nie uda, to gdy małe podrośnie, a mówię tu o czasie, gdy skończy rok ponownie założysz firmę. Na te dwa lata weź sobie urlop macierzyński. Twojego konta nie zamierzam ruszać. Na naszym wspólnym jest dość pieniędzy. Masz do niego dostęp. Chcę żebyś się czuła zabezpieczona. Zawsze. Bo wiem jak ważne to jest dla ciebie. Rozumiesz?
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomansaUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...