- Jak poszło? – Dyżurne pytanie jakie zadawałam Mirkowi od tygodnia. Prawda jest taka, że nasze firmy się rozrastały a życie było wygodne. Mieliśmy wspólną sekretarkę. A teraz Mirek usiłował zatrudnić typową złotą rączkę, która by pomogła mu ogarniać pracowników tymczasowych. Prawda jest taka, że domy na rynku pojawiały się coraz rzadziej, a dojeżdżanie do oddalonych o więcej niż dziesięć km miejsc nie miało sensu.
- Majstra brak, ale w sąsiedniej dzielnicy mam dom do obejrzenia i to chyba na jakiś czas ostatni. – Roześmiałam się, bo to słowo pojawiało się często w naszych rozmowach. A później nie mógł się oprzeć wizji odłożenia pieniędzy na przyszłość i brał kolejną ruderę w obroty. Ja miałam dwóch pracowników chałupniczych. Co samo w sobie było dobre, kiedyś wrócę do Polski a one pociągną moje dzieło.
Wzorem mojego dawnego szefa pomagałam przyjezdnym. Olivia i ja współpracowałyśmy przy tym dziele. Może niewiele płaciłam, ale zapewniałam maszyny i materiały. W niedzielne wieczory prowadziłam lekcje oszczędniej kuchni pod hasłem nie marnuj w kuchni obok sklepu organizacji dobroczynnej.
Zaczęło się przypadkiem, bo zobaczyłam, jak ktoś wystawia na zewnątrz całe skrzynki warzyw i owoców. Oburzona tym marnotrawstwem, zapytałam, dlaczego nie zwiozą tego do przytułku, zamiast karmić szczury. Kelner usiłował mnie odpędzić, traktując mnie z góry i wyklinając w obcym języku. Wyszła niezła afera, gdy Olivia do mnie dołączyła. W końcu pojawił się właściciel.
Spodziewać się należało snobistycznego starszego pana, a pojawił się młody chłopak. Młodszy ode mnie i z zaskoczeniem obejrzał skrzynki.
- Przepraszam, odziedziczyłem to wszystko kilka dni temu, staram się ogarniać dokumenty i kuchnię, ale nie znam się na tym. Podejrzewam, że od dawna to robią, bo pod restauracją rano jest pełno szkodników. I masz rację szkoda to marnować. Tylko co ja mam zrobić? – Rozłożył bezradnie ręce. Zrobiło mi się go żal. Zaprosił mnie do budynku, częstując kawą. Omal jej nie wyplułam.
- Jezu co za breja. – Wymamrotałam. Podstawiłam ją pod nos i powąchałam. Zajeżdżało to podejrzanie pleśnią.
- Wiem jest kiepska. Widzisz to prowadził mój kuzyn, staruszek. Od dawna chorował a pracownicy robili co chcieli. Kiedyś to była szanowana restauracja a dziś ludzie odsyłają jedzenie do kuchni. – Pokręciłam głową i łapiąc tą brudną wodę podaną w fantazyjnych filiżankach i ruszyłam w kierunku kuchni.
Ekspres był wiekowy, ale obsługiwałam kiedyś model tej firmy. Otwierając pokrywy spodziewałam się niezbyt miłego widoku, ale ten sprawił, że zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Syf i pleśń. Zatrzasnęłam to i odłączyłam urządzenie od prądu. Złapałam fartuch wiszący przy drzwiach i naciągnęłam na sukienkę. A poszłam tylko po materiały. Pokręciłam głową i ciężko wzdychając ruszyłam na inspekcję. Nie było strasznie brudno, ale czysto wcale. Ludzie wyglądali na zagubionych, jakby przypadkowo tu trafili a od kucharza zajeżdżało alkoholem.
- Jak ty masz na imię? – Zapytałam dzieciaka podążającego za mną jak cień.
- Fin. – Odpowiedział wyraźnie zawstydzony. To też jest problem. Ktoś prowadzący firmę nie może być nieśmiały.
- Finie to miejsce trzeba zamknąć na kilka dni i jedno jest pewne trzeba je wyszorować a żywność posortować. Nic dziwnego, że zwracają wam dania do kuchni. Pijany kucharz niczego dobrze nie ugotuje.
- Szukasz pracy? – O nie, niech on nawet mi tego nie proponuje.
- Nic z tego dzieciaku. Ja mam aż nadto zajęcia. Ale pracowałam na porządnej kuchni. Tej do niej daleko. Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to skontaktować cię z moim dawnym szefem. Może odstąpi ci na jakiś czas, któregoś ze swoich uczniów, ale ostrzegam to będzie obcokrajowiec. – Nie daję mu szansy na odpowiedź i kieruję się do wyjścia. – Masz jakiś transport? – Pytam na zewnątrz, tam, gdzie nadal stoją warzywa.
- Mam. – Odpowiada smutno.
- Ok, to zanieś to do środka, po południu pokażę ci jak się nimi zająć, ale na tym koniec. Dogadaj się z Kevinem albo to sprzedaj. Inaczej zamkną was inspektorzy sanitarni. Twój ekspres to siedlisko pleśni i bakterii, kucharz jest pijany a restauracja brudna. – Wyliczam, gdy idziemy w kierunku ulicy. Szkoda mi go, gdy on milczy przypominam sobie historię mojego dziadka.
- Masz jeszcze jakąś rodzinę? – Kiwa głową.
- Tak, ale mieszkają na drugim końcu kraju i mają swoje życie. Ja muszę sobie z tym sam poradzić albo podwinąć ogon i wrócić do domu. Siostry się zrzekły praw do niej dla mnie. I dziękuję za pomoc. – Chyba go zaszokowałam swoim podejściem.
- Nie ma za co. Ja wiem jak ciężko sobie radzić samemu w nowym miejscu. Pokażę ci, gdzie i co, ale reszta zależy od ciebie.
Kilka tygodni później prowadziłam zajęcia z gospodarności, Kevin i Fin mnie w to wrobili. Poświęcałam na to trzy godziny tygodniowo i szłam z biegu. Zero przepisu. Szokowałam ludzi i z tygodnia na tydzień było ich coraz więcej. Nigdy nie trzymałam się jednego rodzaju kuchni. Pomagałam tak jak kiedyś pokazał mi mój były szef.
✨✨✨✨✨✨
1. Moja grupa na Facebooku chętnie Was powita. Zagubieni w literkach. A.I.Martin - Wattpad.
2. Gwiazdki mile widziane, komentarze tym bardziej.
3. Dzięki, że jesteście i czytacie 😘
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...