7/2.

839 108 18
                                    

Łatwo mu mówić, zwierz mi się, wysłucham cię, opowiedz mi. Od najmłodszych lat ukrywałam wszystko co tylko mogłam przed dorosłymi. Popatrzyłam w te dobre oczy i wiem, że moja odmowa zabolałaby go. Złapałam ołówek i wskazałam mu miejsce, gdzie powinien usiąść. Nie powiedziałabym, że miał szczęśliwą twarz w tym momencie.

- Bądź sobą staruszku. - Rzuciłam mu żartobliwe polecenie. - Przeżyłeś życie z jakiego możesz być dumny, zwiedziłeś cały świat. Widziałeś wiele, nie ukrywaj tego. - Posłał mi smutny uśmiech.

- Czasami nie masz wyjścia dzieciaku. - Ton miał smutny. Ja też to rozumiałam, ja też nie miałam wyjścia. Tak z tym miał rację, czasami nie mamy wyboru i jedynym co możemy zrobić to iść na przód.

- Ta nowa praca była fajna. - Zaczęłam szkicując jego twarz. - Zaprzyjaźniłam się z ludźmi. Często spędzałam z nimi czas prywatny. - Przed oczami mignęła mi uśmiechnięta twarz Mirka. Lubiłam te jego grube oprawki, wiecznie rozczochrane włosy ukryte pod czapką z daszkiem. Uwielbiałam ten szeroki uśmiech jaki mi czasem posyłał i kochałam jego tatuaże. Podziwiałam jego talent artystyczny. To jak skupiał się na swojej pracy. Nawet lubiłam dotyk jego dłoni, co samo w sobie było dla mnie czymś dziwnym, bo był facetem. Wielkim, umięśnionym i chwilami groźnym. - Jeździliśmy na rolkach czasami na rowerach. Wydawało mi się, że dobrze sobie radzę, ale zdarzyła się sytuacja i dostałam ataku paniki. - Oczy wujka stały się olbrzymie, wręcz odbijał się w nich wielki znak zapytania. Chociaż nadal milczał. - Gdy obudziłam się po wszystkim zwyczajnie stamtąd uciekłam. - Wyszeptałam. Czekałam, aż złamie swoją obietnicę i zacznie mnie oceniać. Nie zrobił tego, siedziałam w tej komfortowej ciszy i kończyłam portret pozwalając, aby słońce oświetlające nas uleczyło mnie z bólu. Lubiłam jego ogród i zacisze za domem. Żałowałam, że mnie na taki dom nie było stać.

Wieczorem przy kolacji Antonii wyraźnie się z czymś zmagał. Niewiele się odzywał i chwilami wydawał się zamyślony.

- Tak się zastanawiałem. - No to zaczyna się. Nie wiem czego oczekiwałam od mężczyzny. Lubiany czy nie. Oni wszyscy byli z jednej gliny ulepieni. Lubili kłamać i wykorzystywać kobiety. Spięłam się cała w oczekiwaniu na atak. - Kilka dni temu zadzwonił mój znajomy. Szuka kogoś kto sprzątnie dom. - Antoni cmoknął. - Cholera, czasami brak mi polskich słów. Przepraszam dzieciaku. Zacznę od nowa. Mój kolega jest zagranicą. Ma dom pod Wrocławiem a dokładnie w Oławie. Zmarła jego matka, rodzeństwa nie ma. On tam ułożył sobie życie, nie zamierza tu wracać. Trzeba wszystko przebrać, sprzątnąć, pomalować pokoje i okna. On za to zapłaci. Skoro nie zamierzasz wracać do pracy, może się tym zajmiesz. Ja będę wpadał na weekendy. Wtedy pomogę ci z ciężarami i wywożeniem śmieci. Podobno tam jest sad i ogródek. Na kilka tygodni mogłabyś tam zamieszkać i odpocząć psychicznie. Zastanowić się co robić dalej. Chociaż chciałbym, żebyś w międzyczasie zastanowiła się nad zamieszkaniem ze mną.

Wstrząsnęło mną to. Wyglądał na zawstydzonego, ale i zdeterminowanego uzyskać ode mnie potwierdzenie, że przyjmuję jego ofertę.

- Nie mogę z tobą zamieszkać. - Powiedziałam szeptem. - Kocham cię jesteś jednym z niewielu ludzi, którym ufam, ale ja muszę być samodzielna. I w końcu mi się to uda. - Westchnął ciężko i cicho jęknął.

- Rozumiem. Musisz mi wierzyć, że ja cię nigdy nie skrzywdzę dziecko. Chciałbym zabrać was wszystkie. Ciebie i Michalinę i waszą matkę na drugi koniec świata. Dać wam dobre życie. - Mruczał jakby sam do siebie.

- Mama nigdy nie odejdzie od ojca. - Prawie warknęłam. Byłam na nią zła, wręcz wściekła, bo trwała przy tym potworze jakby dawał jej wielkie szczęście. Mogła odejść lata temu.

- Wiem, niestety. - Tylko tle powiedział i zasępił się ponownie.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz