3 dni później.
To jakiś koszmar, bo jak inaczej miałabym określić to co mnie spotkało. Kiedy do mojego mieszkania wpadła policja Mirek był nieprzytomny, dzwoniąc pod numer alarmowy powiedział, że zaatakowała go kobieta, ale nie sprecyzował kto. Blondyna korzystając z tego, że z powodu chyba wstrząsu mózgu byłam ledwie kontaktowa oskarżyła mnie o napad. I zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wylądowałam na jakimś obskurnym komisariacie i drzwi celi się za mną zatrzasnęły.
Jakaś litościwa policjantka, sądząc po głosie opatrzyła mi mniej więcej rany. Nadal nie miałam okularów a uszkodzone oko było tak spuchnięte, że nie byłam w stanie go otworzyć. Nie rozmawiano ze mną, nikt mnie nie przesłuchał i nikt nie reagował na moje krzyki, nawoływania ani prośby o kontakt z ambasadą, bo w końcu na to wpadłam, że sama się z tego nie wywinę. Potrzebowałam mądrzejszej od siebie głowy do tego celu. Angielski jako tako znałam, ale nie na tyle, żeby poradzić sobie z obroną przed oskarżeniem mnie o próbę morderstwa.
Ten atak na Mirka mną wstrząsnął, bo zależało mi na nim, bez ogródek przyznawałam się przed sobą, że jestem w nim zakochana. I cholernie się o niego martwiłam. Pytałam o niego, każdego kto zbliżał się do mojej celi, ale zazwyczaj to byli stażyści i naprawdę zupełnie nie zwracali na mnie uwagi. Co nie znaczy, że się poddałam, że poddam się kiedykolwiek.
Zmęczona stresem wiecznie drzemałam czatując na kolejne odwiedziny, karmiących mnie ludzi. Umęczony mózg lubi przenosić mnie w miejsca, w które nie lubiłam trafiać. Rodzinny dom.
Tamtego dnia skończyłam szesnaście lat. Mama upiekła mi moje ulubione ciastka i dała mi skromny prezent, to było niewiele. Prosty srebrny łańcuszek z niewielkim serduszkiem, mama musiała odkładać na niego miesiącami. Byłyśmy same, ojciec nawet się nie trudził, żeby udawać troskliwego czy kochającego. Wieczorem mama czesała moje włosy z czułym uśmiechem na wargach. Wtedy coś we mnie pękło, miałam ochotę ją zaatakować.
- Jak możesz się tak uśmiechać? Przecież masz tak skopane życie, a ty zawsze do każdego się uśmiechasz, zawsze jesteś grzeczna i uprzejma, jakim cudem mamo? - Pogładziła delikatnie moją głowę, odsłaniając wielkiego siniaka na przedramieniu. Przełknęłam łzy na ten widok.
- Widzisz ja wierzę, że jeśli uśmiechasz się do świata, on w końcu uśmiechnie się do ciebie. Dobroć w końcu do nas wraca córeczko. - Pokręciłam głową, z niedowierzaniem przyjmując jej naiwność.
- Do ciebie jakoś nie wróciła. - Odburknęłam wstając z krzesełka.
- Ale kiedyś może. -Odetchnęła głęboko. - Muszę w to wierzyć, bo nic innego mi nie pozostało. - Wyszeptała.
Zajęczałam zrywając się gwałtownie, bo ktoś wchodził do korytarza dzielącego pomieszczenia.
- Katarina Klinowska? - Jakiś męski głos zabełkotał z kierunku drzwi.
- Katarzyna Kalinowska. Kim pan jest? - Zapytałam przerażona. Znowu zabełkotał. Zrozumiałam jedynie, że jest moim adwokatem.
- Ambasada. - Wykrztusiłam. - Jestem Polką, poproszę kontakt z konsulatem. - Mam nadzieję, że zrozumiał. Tu odkryłam, że tak zwany angielski ma tu tyle odmian i naleciałości, że niektórych ludzi bardzo ciężko było mi zrozumieć. Powtórzyłam to samo zdanie jeszcze trzy razy, wypowiadając słowa bardzo wyraźnie. Odburknął mi ok. i wyszedł.
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomanceUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...