9/1.

847 108 28
                                    

Tkwił tu od tygodnia cierpliwie ze mną pracując. Nie rozmawialiśmy wiele, unikałam go i jego dotyku jak mogłam. Co wieczór wychodził do domu swojej matki i co rano wracał, bez słowa zabierając się do kolejnych zadań, które miałam na swojej liście. Kiedy nadeszła niedziela, zwyczajnie się nie pojawił. Za to pojawiła się jego matka. Wlazła do środka bez pukania, naruszając moją prywatność, kiedy jeszcze spałam. Wykorzystując to, że dzień święty należy święcić. Może nie byłam przykładnie chodzącą do kościoła katoliczką, ale pewne wartości miałam zatopione w sobie na stałe. A to była jedna z nich.

- Wstawaj. - Warknęła na mnie z taką złością, że wyrwana ze snu miałam wrażenie, że to ojciec mnie znalazł. Przerażona ledwie mogłam złapać oddech. - Nie wytrzeszczaj na mnie tych swoich gałów. Co ty sobie zdziro myślisz przywiązując do siebie żonatego faceta? - I wtedy to do mnie dotarło, że przyszła ze mną zrobić porządek.

- Co pani tu robi? I jakim cudem się tu pani dostała? - W końcu zebrałam się w sobie i naciągnęłam na piżamę szlafrok. Stając przed nią spokojnie.

- Mam klucz, zajmowałam się panią Stefanią. - Nawiązała do poprzedniej mieszkanki.

- To miłe, ale pani Stefania nie żyje, a pani chodzi po miejscu, którym to ja się zajmuję, bez zaproszenia. To niegrzeczne. Pozwoli pani ze mną. - Nie oglądając się za siebie ruszyłam w kierunku kuchni. Starałam się zachować spokój, bo mimo wszystko to była matka Mirka. Nie radziła sobie z rozwodem syna i byłam w stanie to zrozumieć. Nie przyjmowała go do wiadomości. Właśnie wstawiałam wodę, gdy wtoczyła się do kuchni. Kobiecina powinna trochę schudnąć, bo tusza jej chyba nie służyła, dyszała podejrzanie. Albo była tak piekielnie wściekła albo coś jej dolegało. - Mirka i mnie nic nie łączy, co najwyżej przyjaźń i szacunek do siebie wzajemnie. - Oznajmiłam spokojnie i wyjęłam kubek zasypując go odpowiednią ilością kawy.

- Mój syn twierdzi co innego. - Warknęła wściekle. - Oznajmił mi, że zamierza się z tobą ożenić. - Wypluła z siebie te słowa, jak przekleństwo.

Jęknęłam wewnętrznie na jej słowa. Bo jak miałam jej wyjaśnić, że to raczej jego urojenia, niż moje plany?

- Uczciwie mogę obiecać pani jedno, ja nie mam wpływu na jego plany czy to co on mówi. Ja nie jestem z nim w żaden sposób związana. Pracowałam dla niego. Nie sypiam z nim i nie zamierzam robić sobie planów na życie z żonatym facetem. Niedługo stąd wyjadę, więc nie ma się pani czego bać. - Zapewniłam ją spokojnie z całym szacunkiem jaki mogłam z siebie wygrzebać do tej kobiety. Rozumiem jej tok myślenia. Chciała, aby związek jej syna się udał.

- Jego żona jest wspaniała. - No i zaczyna się wciskanie kitu. Westchnęłam ciężko.

- Ona mieszka z innym mężczyzną, a czy jest wspaniała to kwestia gustu. Miałam nieszczęście poznać tą chodzącą doskonałość. - Odparłam sarkastycznie, przypominając sobie tą syczącą żmiję. Co ta zapatrzona w nią kobieta w niej widziała to naprawdę nie wiem.

- To nie prawda. - Gorliwie zaprzeczyła. - Ona chce, żeby Mirek znowu zamieszkał w Niemczech. Miał tam swój salon tatuażu, ale zostawił to wszystko i wrócił do Polski. Ona tam robi karierę, mam kilkanaście gazet z jej zdjęciami na okładkach. Była tu trzy tygodnie temu i zapewniła mnie, że nadal kocha mojego syna.

Grochem o ścianę rzucać można, starając się wybić jej pewne rzeczy z głowy. Nie ma to najmniejszego sensu.

- A ty zabierz się stąd i wyjedź, zostaw ich w spokoju. Jak znikniesz on w końcu do niej wróci. - Westchnęłam. Kręcąc głową zalałam kawę. - Gdyby nie stracili synka ułożyłoby się im. Musisz stąd odejść, albo sprawię, że nawet bochenka chleba tu nie kupisz. - Zagroziła mi. - Zadzwonię do syna Stefanii i cię zwolni.

Nie zauważyłam, kiedy mój osobisty prześladowca pojawił się za swoją matką.

- Nie straciliśmy synka. - Oznajmił wściekłym głosem. - Ta twoja ukochana synowa - zamachał palcami jakby coś cytował. - Wzór pierdolonych cnót była w ciąży ze swoim kochankiem murzynem. Może dzieciak urodził się wcześnie, ale kurwa był czarny. Czy ja ci na bambusa wyglądam? Szczęśliwie dla tego twojego wzoru żony maluch umarł, nawet po nim nie zapłakała. W przeciwieństwie kurwa do mnie, bo przywiązałem się do idei posiadania dziecka. Wiesz, jak się czułem, gdy lekarz mnie zapytał o dawcę kurwa nasienia? Bo krew nam się za cholerę nie zgadzała a ona mu wmówiła, że wzięliśmy dawcę?

- Kogo? - Zaskrzeczała niepewna czy rozumie.

- Za granicą możesz iść do kliniki i się zapłodnić. Wybierasz sobie tatusia i cię zapładniają pod mikroskopem. - Powiedział przeczesując swoje ciemne włosy. Przeżegnała się.

- Jezu co za grzech. - Wyjęczała. Miałam wrażenie, że gdyby miała pod ręką różaniec to zaczęła by się modlić za potępione dusze, stworzone pod mikroskopem.


- Żaden grzech. Nie każdy może mieć dzieci. - Mirek przemówił zmęczonym głosem. - Uznałbym go.

Zagubiona. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz