Oboje najwyraźniej przetrawiliśmy ostatnią rozmowę w ciszy, tak blisko a jednocześnie tak daleko od siebie jak to tylko możliwe. Bycie z drugim człowiekiem nie jest takie proste, to mijanie siebie w drodze do łazienki co rano. To pranie, które ktoś musi zrobić, czy też inne proste czynności. A bycie z kimś obok bez wymiany nawet jednego słowa, jest prawie niemożliwe. Jednak ja dałam radę, znikałam rano i wracałam po pracy z gotowymi daniami, bo szef w ramach rekompensaty za rany odniesione w jego kuchni, uczył mnie. Poznałam ich kilkanaście.
Prawda jest taka, że awansował mnie na młodszego kucharza, co napawało mnie dumą. Pracowałam tuż obok niego, tak, żeby nikt nie mógł mnie skrzywdzić a on mógł mnie mieć na oku. To nie był miły człowiek, nie w takim prostym słowa znaczeniu, ale był dobrym facetem. Troszczył się o innych, chociaż czasami ta troska przybierała formę wrzasków i przekleństw w różnych językach. Widział wszystko i na wszystkich zwracał baczną uwagę, nie odpuszczał sobie. Ceniłam go za to, nawet wtedy, gdy wrzeszczał na mnie. Czasem jego Katarzyna brzmiało jak przekleństwo.
Uwielbiałam te godziny, gdy po wydaniu lunchu w restauracji przygotowywaliśmy we dwoje jedzenie dla personelu. Często to były oszczędne dania, ale porcje były wielkie i pracownicy część z tego zabierali do domów. Jeżeli mi się wydawało, że moja mama umiała oszczędzać żywność to ten facet był mistrzem i nie marnował niczego.
- Też kiedyś bywałem głodny. – Zwierzył się mi, gdy gotowaliśmy wywar rybny z kości. – Wychowałem się w jednej z takich rozwalających się przyczep, w małym miasteczku w USA. Tam była pewna rodzina, bogata, ale żyli jak wszyscy. A jedna z nich pracowała w jadłodajni dla ubogich. Reszta często pomagała nam w nauce. Gdyby nie oni nigdy bym niczego nie osiągnął. Nie wyjechałbym do szkoły kulinarnej, nie pracowałbym w Paryżu, nie zwiedziłbym Chin. – Uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Pamiętam, jak pan T, opowiadał mi o swoim dzieciństwie i jak on doszedł do spełnienia swoich marzeń. Dlatego też ja zawsze wspomagam imigrantów, gotuję dla nich, pozwalam im zabierać to co przetworzymy do domów. W normalnej restauracji to wszystko wylądowałoby w śmieciach. – Wskazał na kości i resztki wyciętych mięs czy zbyt małe lub wysuszone warzywa. – Tutaj robimy właśnie to.
Miło było patrzeć na człowieka, który szanował innych i pomagał jak mógł. To takie małe światełko dobroci w mroku walki o lepsze jutro.
Wytarł dłonie w kolejną czystą ściereczkę i wyciągnął coś z kieszeni.
- Masz. – Wcisnął mi kopertę. – Mówiłaś, że ten twój facet to tatuaże robi. Jakiś fikuśny u nas organizuje zlot ze szkoleniami, nowe techniki itd. Nie znam się na tym. Załatwiłem mu miejsce na tym kursie, co ma się chłop w domu nudzić.
Zaszokowana mrugałam oczami, nie wiedząc co powiedzieć lub co zrobić.
- Ale jak to? – Spojrzał na mnie z krzywym uśmiechem.
- Zniżki chciał, ostry negocjator z niego, więc ja wziąłem coś dla siebie. A dokładniej dla ciebie. – Mrugnął do mnie. – W końcu połowa tego miejsca należy do mnie, prawda? Pora z tego skorzystać. I nie marudź już, jedzenie czeka i głodni ludzie też. Dzieciaku. – Rozczochrał mi ukryte pod chustką włosy. – Ruchy. – Pokrzykiwał, wciskając mi w dłonie półmisek.
Chyba, żaden posiłek w życiu nie smakował mi tak dobrze. I nie sprawił, że w sercu zapanowała mi radość. Mirek będzie miał z tego olbrzymią frajdę, przynajmniej taką miałam nadzieję.
***********************************
Rozdział 12 kompletny. Dzisiaj pojawi się i część 1 rozdziału 13.
* Komentarze mile widziane.
** Polecenie autorki lub dzieła na swoim profilu tym bardziej.
*** Gwiazdki wręcz obowiązkowe. - Nie wstydź się, czytasz bo to lubisz. A ja Lubię wiedzieć, że komuś się podoba.
CZYTASZ
Zagubiona. ✓
RomansaUkryta pomiędzy regałami z albumami malarskimi, mogłam swobodnie skupić się na dopracowaniu szczegółów. Wróżki tańczyły wśród kwiatów. Miałam cztery wersje tego samego ujęcia. Będę musiała wysłać je rano do asystentki Górskiego. Gdy wybiorą jeden wy...