8, 9, 10 września 2021
Te trzy dni opiszę bardzo skrótowo z tym co najbardziej zapadło mi w pamięci.
No więc w środę ofc się spóźniłam i chciałam jak normalny człowiek usiąść na miejscu, na którym siedziałam dzień wcześnie i co? Ta baba kazała mi usiąść w 2 ławce. I ja jej mówię, że siadam tylko na swoim miejscu, a ona do mnie, że "o, spóźniła się i jeszcze pyskuje".
Na dwóch wf poszliśmy na spacer i w ogóle miałam jakieś depresso. W ogóle byłam wyjątkowo cicho i aż nauczyciel mnie spytał czy wszystko w porządku i czy to może przez jakieś problemy, które mam. DUH, moje życie to jeden wielki problem, a ja takie "nie, nie po prostu się nie wyspałam". I potem laski z mojej klasy się tak martwiły czy coś mi jest, ale lets be honest, nawet gdyby było to i tak bym im nie powiedziała, bo po pierwsze: nic z tym nie zrobią, po drugie: pewnie nawet ich to nie interesuje.
W czwartek byłam gotowa na speecha, ale babka nie pytała i byłam konfjuzd. I w ogóle kiedy to piszę, to mam tyle do zrobienia z angielskiego (z podstawy i z rozszerzenia), że a już nie wiem, które jest do którego.
Na niemieckim chwilę rozmawialiśmy o meczu i o tym, że Polsza w ostatnich minutach zremisowała. I babka była w szoku, że tak mało osób oglądało ten mecz. Well, ja oglądałam Top Model.
I czwartek ogólnie był git, bo nie było wf na ostatniej lekcji i dziewczyny miały 5 lekcji.
W piatek na pp kobieta miała problem, że się spóźniłam i mam się już nie spóźniać. Miałam takie bicz wtf, mam kazać kierowcy jechać szybciej?
No i planowałam sobie pospać na lekcjach, ale akurat tak się stało, że mieliśmy pod rząd matematykę, chemię i biologię. O i pamiętam co odjebałam na biologii. Ostatnio u nas w automacie w szkole zamiast kawy, w kubku był sam wrzątek albo mleko, dlatego miałam takie, a chuj z tym i przyniosłam własny kubek, kawę w saszetce i mleko i robiłam kawę na korytarzu. I potem tak z tą filiżanką siedziałam jak jakiś boss na biologii i ogólnie to polecam, zajebisty vibe.
13 września 2021
Witam w poniedziałek. Humor już zjebany.
Zmieniono nam plan i teraz zamiast 6 lekcji mamy 7. Za to we wtorek na 9, ale co za różnica jak i tak będę musiała jechać tym wcześniejszym pociągiem. Ale przez zmianę, zamiast być w domu o 14 jestem o 16. Niby tylko jedna lekcja więcej, ale jak kończę o 13 30 to moja matka po mnie przyjeżdża, bo akurat kończy prace, a teraz chuj jestem w plecy dwie godziny.
Na dwóch pierwszych lekcjach był polski i mieliśmy znaleźć jakieś fragmenty w tekście w grupach i w ogóle moja grupa się pruła, że dostaliśmy najtrudniejsze, a okazało się, że to było najłatwiejsze i improwizacja wyszła bardzo dobrze.
Przed matematyką poszłam do toalety i jakieś laski dostały opierdziel od nauczycielki za zalewanie epeta. Wygoniła je i sama poszła do toalety, więc ja uznałam, że to dobry moment, żeby spierdolić z tego kibla. No, ale rączki umyte muszą być i ja tak stoję przy zlewie i jakies dwie laski wchodzą. I jedna mówi tak głośno "japierdole" i ta kobieta z tej kabiny takie: "ej! Kogo i gdzie?!". Miałam beczunię z tego i z min tych dziewczyn.
Chyba przez cały poprzedni tydzień nie było laski, z którą siedzę na matmie i no nie powiem było zajebiście. Ale teraz wróciła. Ale w sumie to miałam wyjajone na to, że siedzi obok.
Na historii babka miała problem, że nic nie wiem, ale jak mamy coś wiedzieć kiedy mamy nauczyciela, który nie potrafi nas porządnie nauczyć. Na fizyce były jakieś gówno zadanka, a mnie w połowie już zaczęło się przysypiać.
Gdyby nie ta fizyka na ostatniej lekcji, to byłabym wcześniej w domku i mogłabym sobie walnąć drzemkę, ale nieee.
sekcja marudzenia speszyl dla Was ->
~Queenie
CZYTASZ
Przeżyć W Liceum | klasa druga, trzecia i czwarta
Losoweciąg dalszy mojego jakże ehem nieciekawego życia aka narzekanie na zajebisty system edukacji oraz na wszystko inne. Nie obejdzie się bez opinii z dupy wziętych na temat wszystkiego. Zapraszam