Rozdział 3

303 29 0
                                    


Mieszkanie Ronalda było przesiąknięte zapachem fajek i alkoholu, spożywanych zarówno przez poprzednich lokatorów, jak i obecnego wraz z przyjaciółmi. Miejsce, w którym żył, było zużyte niczym szkolne podręczniki, które z roku na rok przechodziły w ręce kolejnych uczniów. Nawet czas był podobny. Prawdopodobnie tylko rok ludzie wytrzymywali w tym klaustrofobicznym mieszkanku wybudowanym w jednej z biedniejszych dzielnic Londynu.

- Ile można myśleć? - popędziłem Sebastiana, który od kilku minut gdybał nad swoimi kartami.

- Nie przeszkadzaj. - zganił mnie, nadal planując taktykę wygrania, a może po prostu wyjścia z patowej sytuacji.

Tymczasem do pomieszczenia wszedł Othello, który nie czuł się dziś na siłach do gry w pokera. Zaoferował, że w zamian zrobi drinki, które rozdał właśnie osobom przy stole. Tylko ja dostałem kakao, jako że Sebastian od zawsze pilnował, abym nie miał bezpośredniej styczności z alkoholem. Od bardzo młodych lat zabierał mnie na wizyty do jego przyjaciół, lecz mimo to nie poznałem życia, które ci na co dzień wiedli. Był to żywot przepełniony używkami, które umilały czas człowieka z pozoru skazanego już tylko na porażkę.
Byłem zdania, że nawet z najtrudniejszych sytuacji da się wyjść, jeśli się odpowiednio przyłoży, jednak nie pouczałem ludzi w całkiem innym położeniu niż moje. Ja nigdy nie mieszkałem w miejscu takim jak to. Nie byłem skazany na wyliczanie pieniędzy, aby starczyło na jedzenie do kolejnej wypłaty. Możliwe, że szybko bym poległ, gdyby przyszło mi kiedyś żyć w ten sposób.

- No nieźle. - skwitował Ronald, kiedy rozgrywka dobiegła końca.

Mój kamerdyner miał taktykę, dzięki której przez długi czas prowadził, ale to mi pod koniec trafił się poker królewski, dzięki któremu rozniosłem przeciwników. Przyjaciele Sebastiana to byli w kwestii hazardu starzy wyjadacze, więc nie wygrywałem tak często. Triumf był przyjemny. Satysfakcja wygranymi była mi wpojona już za dzieciaka. Często czułem radość i ulgę podczas tak błahych rzeczy, jak pokonanie przeciwników w niezobowiązującej partyjce pokera. 

- Brawo. - Sebastian zmierzwił mi włosy, na co mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze, poprawiając fryzurę.

- Mogłeś wygrać, gdybyś lepiej to rozegrał. - ocenił Othello, pstrykając Ronalda w kark. Od kiedy wrócił z kuchni, chodził wokół stołu i zaglądał graczom w karty.

- Cóż, może następnym razem. - blondyn podrapał się po szyi, po czym wzruszył ramionami i upił z uszczerbionej szklanki łyk trunku. - Kolejna partyjka?

- Ja już spasuję. - odłożyłem karty na środek stołu. Byłem potwornie zmęczony. Zapewne dam radę posiedzieć z nimi jeszcze godzinę lub dwie, jednak nie myślałem wystarczająco trzeźwo, aby grać.

- To może ty się przyłączysz, Othello? - zagadnął William. Wraz z Ronaldem wydawali się pełni energii.

- Dalej nie czuję się wystarczająco dobrze.

- Więc na dziś koniec, nie ma co grać we trójkę. - gospodarz poskładał zmęczone życiem karty i włożył talię do jeszcze bardziej sfatygowanego pudełka. - Co teraz? Film?

- Udało mi się ostatnio spiracić taki jeden horror, leci w kinach od kilku dni. Obejrzymy? - zaproponował Othello.

- Możemy obejrzeć. - Ronald skinął głową i spojrzał na resztę, która chętnie poparła ten pomysł. - Dobrze się czujesz, Ciel?

- Jest w porządku. - uspokoiłem go, chociaż faktycznie było mi słabo, jak zresztą ciągle w ostatnim czasie. Chodziłem niedospany i głównie to mnie wykańczało. Cudem znalazłem siłę na spędzenie kilku chwil z chłopakami.

Przyjaciele Sebastiana byli moim wybawieniem od bardzo dawna. Już jako dzieciak spędzałem z nimi sporo czasu, odpoczywając od pędu codziennego życia. Oni woleli myśleć w perspektywie chwili, nie przejmowali się jutrem ani tym bardziej tym, co będzie za kilka lat. Starali się cieszyć rzeczami, które w danym momencie mieli, nawet jeśli najczęściej nie było tego dużo. Czasem żałowałem, że i ja nie potrafię tak po prostu odpuścić i nie zamartwiać się tym wszystkim, co mnie otacza. Przynajmniej w trakcie spotkań z nimi wszystko przestawało mieć znaczenie. Byli pauzą, która zatrzymywała w moim życiu wszystko to, co było absolutnie nieznośne.

- Obejrzyjmy, może będzie śmiesznie. - także Sebastian zgodził się na seans, ukradkiem kładąc dłoń na moim ramieniu. Tylko on wiedział, jak zmęczony jestem.

***

Niestety nie dane mi było nacieszyć się filmem. Słyszałem głównie zabawne komentarze reszty i ich śmiech, zapewne z potworów, które niespodziewanie ''wyskakiwały'' na widza. Mnie niestety udało się w trakcie odpłynąć. Starałem się dzielnie trzymać, jednak w pewnym momencie zamknąłem oczy i okazało się to tak przyjemne, że już pozostałem w sferze pomiędzy snem a rzeczywistością. Mgliście czułem, jak ktoś okrywa mnie kocem, jednak niedługo później wszystkie odgłosy zniknęły gdzieś w sennej pustce.
Gdy byłem młodszy, nie wyobrażałem sobie uśnięcia w takim hałasie. Na szczęście życie przy Sebastianie nauczyło mnie dostosowywania się do świata, a nie podporządkowywania go pod siebie. 

- Żałuj, że przysnąłeś. Było zabawnie. - to były słowa, którymi powitał mnie Ronald gdy tylko otworzyłem oczy.

Wyglądało na to, że drzemka na ramieniu mojego kamerdynera była dość długa. Film się już skończył i towarzystwo dyskutowało przy drinkach. Jedynie Sebastian pił sok, nie mógł być zbyt wstawiony z uwagi na fakt, że będzie dziś prowadził. Ktoś musi odwieźć nas do domu.

- Która godzina? - zapytałem, trąc oczy, które szczypały i piekły. Wygląda na to, że niespodziewana drzemka nie wyszła mi jednak na dobre.

- Po dwudziestej. - Sebastian wstał i podał mi dłoń, którą ująłem, z jego pomocą podnosząc się z kanapy. - Będziemy się zbierać.

Mężczyzna znał rutynę i zakres obowiązków, zarówno moich, jak i swoich. Zapewne chętnie zostałby dłużej, ja zresztą też pobyłbym tu jeszcze jakiś czas, ale czekały na nas niemożliwe do przełożenia zadania. Dla mnie była to nauka, dla niego kontrolowanie wszystkich spraw związanych z utrzymaniem dość sporego domu na przedmieściach Londynu.

***

- Może zajedziemy po coś słodkiego? - zaproponował, bębniąc palcami o kierownicę.

Było wietrznie i wilgotno. Światła latarni odbijały się w kałużach powstałych w okolicy południa. Przez uchylone okno wpadało powietrze pachnące ulewą oraz tą tajemniczą wonią, którą nasiąkał Londyn po zmroku. Skłamałbym, mówiąc, że nie robiło to na mnie wrażenia. W momentach takich jak ten czułem potęgę tego miasta i dumę, że mieszkam w miejscu, któremu wystarczy tylko mrok i odrobina deszczu, aby oczarować wszystkie zmysły.

- Chętnie. - przytaknąłem, mimo że byłem wyczerpany i wciąż miałem na głowie masę nauki.

Po łakocie udaliśmy się do jednego z otwartych całodobowo marketów. Wybór był spory, w dodatku o tej porze nie kręciło się tu zbyt dużo ludzi. Na pewno nikt, kto mógłby nas nakryć na kupowaniu słodkich, ''chemicznych'' przysmaków.
Zgodnie z oczekiwaniami po przekroczeniu progu zastaliśmy tylko kasjerkę, która, znudzona do granic możliwości, czytała jakieś kolorowe pisemko. Nawet na nas nie spojrzała, kiedy weszliśmy do środka. Ja również nie poświęciłem jej zbyt wiele uwagi, swoje kroki kierując w stronę lodówek. Padało, ale wieczór był ciepły. Idealny na lody w kolorowych papierkach, które zastałem za szybą. Błądziłem po nich nieobecnym wzrokiem, czując, jak drażni mnie zimno bijące od lodówki i jaskrawe światło wiszącej nade mną jarzeniówki.
Nim się obejrzałem, obraz zaczął mi się lekko zamazywać. Oparłem się bezsilnie o krawędź zamrażalnika i starałem się zapanować nad zawrotami głowy. Nawet nie zauważyłem, kiedy przy moim boku zjawił się Sebastian. Stanął obok i podtrzymał mnie za ramię. Nie wydawał się zaniepokojony moim stanem, w końcu słabsze dni zdarzały mi się już wcześniej.

- Już dobrze, spokojnie. - poklepałem go lekko po dłoni, którą obejmował moje ramię. - Trzymam się.

- Pójdziesz spać po powrocie do domu. - zarządził, ostrożnie mnie puszczając. Widziałem jednak, że jest spięty. Szykował się, aby mnie złapać, jeśli faktycznie miałbym zemdleć. - Pokażesz mi, co jest zadane i zrobię za ciebie, jasne? Musisz odespać.

- Dawno nie podrabiałeś mojego pisma, dasz radę to zrobić? - zapytałem, uznając, że spieranie się z nim nie ma sensu.

Faktycznie nic się nie stanie, jak raz zrobi to za mnie. Nie ubędzie mi zbyt dużo wiedzy. Już wcześniej zdarzało mu się odrabiać za mnie lekcje, dziś natomiast naprawdę przyda mi się trochę odpoczynku. Jutro ewentualnie wstanę trochę wcześniej i skoryguję jego błędy. Jedyne co miał, kiedy zaczął się mną zajmować, to podrobione papiery z Oksfordu. W związku z tym nie oczekiwałem, że wszystko zrobi bezbłędnie. Nigdy nie dowiedziałem się, do jakiej szkoły chodził i ile klas ukończył. 

- Piekielnie dobry ze mnie kamerdyner, jakoś dam radę. - oznajmił beztrosko.

Uważałem, że ''piekielnie'' to zbyt lekkie określenie. Był niesamowity. Nie tylko z tym odrabianiem za mnie lekcji, ale w całokształcie. Od zawsze zazdrościłem mu tej zaradności i pomysłowości, która nieraz ocaliła go przed utratą pracy.

- Dziękuję, Sebastianie. - odpowiedziałem, czując napływ ogromnej wdzięczności. 

Zrobienie kilku zadań nie było wyczerpujące, zajmie mu to góra godzinę, może półtora, jeśli będzie się guzdrał. W ciągu dnia miał sporo wolnego czasu (szczególnie kiedy rodziców nie było), więc poświęcenie chwili na tego typu pomoc nie psuło mu grafiku. Mimo to czułem, że z wdzięczności mógłbym się popłakać. Być może zrobiłbym to, gdybym nie bał się, że słone łzy jedynie bardziej podrażnią moje oczy.

- Nie ma sprawy, Ciel. - przeczesał dłonią moje włosy, które po drzemce u Ronalda były w nienajlepszym stanie. W trakcie drogi starałem się je ułożyć, jednak niesforne kosmyki robiły, co chciały, więc pozwoliłem im trwać zgodnie z ich wolą. - Weź sobie, co chcesz. Zjemy i wracamy.

***

Po powrocie do posiadłości pokazałem Sebastianowi co mam na jutro, po czym udałem się do łazienki. Dziś miałem wystarczająco siły, aby zaczerpnąć gorącego prysznica. Czułem, jak nieco się odprężam wraz ze strużkami wody spływającymi po moich plecach i włosach, które przy okazji umyłem. Byłoby idealnie, gdyby nie nadgarstek, który w kontakcie z szamponem zaczynał piec. Coraz częściej go drapałem, tym samym tworząc świeże rany. Nieraz wbijałem w poranioną skórę paznokcie i jeździłem nimi, tworząc głębokie zadrapania. To były jedyne zranienia na moim ciele. Być może i pierwsze blizny, jeśli kiedyś nadejdzie dzień, w którym pozwolę im się zagoić.

Wyszedłem spod prysznica i owinąłem biodra ręcznikiem, zbliżając się następnie do umywalki. W trakcie mycia zębów mimowolnie błądziłem wzrokiem po moim lustrzanym odbiciu, które prezentowało mizerną, zmęczoną postać. Wyglądałem źle. Bardzo źle. Na co dzień nie uważałem się za ideał, ale przejmujący zmęczenie i stres czyniło mnie bardziej odpychającym.
Patrząc tak na siebie, ledwie żywego i z wilgotnymi włosami okalającymi dziecięce jeszcze rysy twarzy, pomyślałem, że nie mam żadnych predyspozycji do bycia człowiekiem, którego rodzice chcieli wychować. Byłem uzdolniony, ale nie wybitnie. Nie potrafiłem na dobre zainteresować się sprawami związanymi z firmą. Nie cieszyłem się na myśl o założeniu rodziny. Nie potrafiłem myśleć o zdobyciu wszystkiego, co mogę, aby potem przekazać to kolejnemu pokoleniu i w spokoju odejść na emeryturę. Obecnie nawet mój wygląd kłócił się z pozycją, którą miałem objąć. Już wcześniej to dostrzegłem, ale chyba pierwszy raz od dawna pomyślałem, że faktycznie nawet moje oblicze nie prezentuje niczego godnego uwagi. Tak jakby natura pomyliła się w każdym aspekcie i moi inteligentni, pewni siebie i przedsiębiorczy rodzice dostali syna, który miał być całkiem przeciętnym człowiekiem.

Drgnąłem przestraszony, słysząc pukanie. Pośpieszyłem się z myciem zębów i wypłukałem usta, potem przebrałem się w piżamę, a następnie uchyliłem drzwi łazienki, za którymi zastałem Sebastiana. Nie spodziewałem się nikogo innego, rodzice mieli ważniejsze sprawy niż siedzenie w domu, na który pracowali całe życie. Sprzątaczka też nie przychodziła o tej porze.

- O co chodzi? - zapytałem, opierając się o framugę drzwi.

- Niezbyt rozumiem kilka słów w tym ćwiczeniu. Nawet internet nie tłumaczy tego w normalny sposób. - pożalił się, podając mi książkę.

- Zobaczmy... - westchnąłem cicho, czytając polecenie. Sebastian był inteligentny, ale nic nie zastąpi wiedzy podawanej w szkole. Nawet ja jakiś czas temu nie zrozumiałbym tego polecenia. W której klasie miały to ''zwyczajne'' dzieciaki? W średniej, czy to jeszcze podstawówka? I tak potrzebowałbym więcej informacji, aby dowiedzieć się dokąd doszedł Sebastian w swojej edukacji. Sam pewnie już nigdy mi nie powie, skoro przez siedem lat milczał zarówno w tej kwestii, jak i wielu innych. - To pokrzepiające, że nawet ty czasem czegoś nie umiesz, wiesz?

Zgasiłem światło i udałem się do swojego pokoju. Wygląda na to, że tym razem to ja go czegoś nauczę. Być może przyda mu się, kiedy wybierze się na jakieś studia. W końcu za niedługo kończy się nasza ''współpraca''. Skończę osiemnaście lat i Sebastian odejdzie, bo według rodziców nie będę już potrzebował jego troski i pomocy. Miałem ochotę zadrżeć na samą myśl, jednak zamiast tego uśmiechnąłem się, mówiąc:

- Chodź, pomogę ci.

- Dzięki. - udał się za mną. - Po tym od razu połóż się spać, w porządku?

- Jasne. - skinąłem głową, myśląc o tym, że pewnie zaharuję się na śmierć, jeśli nikt nie przypilnuje mnie w ten sposób.

Byłem padnięty, jednak mimo to usiadłem z nim przy biurku i wyjaśniłem kilka stwierdzeń, z którymi miał problem. Byłem tak potwornie wdzięczny, że to nie ja będę teraz nad tym ślęczeć, że to Sebastian poświęci swój czas i energię, żeby nieco mnie odciążyć, bo widzi, jaki jestem zmęczony. Mogłem na niego liczyć, od kiedy pojawił się w moim życiu, nawet jeśli na początku tego nie doceniałem. Jako jedyny dostrzegał trud, jaki wkładałem w prowadzenie życia ułożonego mi przez rodziców. Bałem się, że nie spotkam już nikogo, kto wesprze mnie w ten sposób.


Witam moje jelonki! Wybaczcie czasową obsuwę, niestety wczoraj byłam poza domem i wróciłam tak zmordowana, że nie w głowie mi było wrzucanie rozdziałów. Postaram się, aby takie sytuacje działy się jak najrzadziej <3

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz