1 lutego 2011
"Jeśli nie dostanę tej pracy, umrę."
Dokładnie to myślałem, drukując CV, fałszywy list motywacyjny i dyplom z Oksfordu, który podrobiłem, korzystając z komputera w miejskiej bibliotece. Padało, jak prawie zawsze w Londynie, który dopiero poznawałem. W akompaniamencie chrzęstu drukarki w punkcie ksero wyobrażałem sobie, że wychodzę z budynku i wchodzę pod nadjeżdżający samochód, lub wspinam się na jakiś wysoki punkt, z którego spadam, i kończy to moje życie. Scenariusze stawały się boleśnie realne w przypadku, w którym moja ostatnia deska ratunku by się złamała. Może właśnie z powodu ''planu B'' nie martwiłem się, że potencjalni pracodawcy odkryją, że papiery są fałszywe? Zapewne policja ukarałaby mnie za to, gdyby się dowiedziała, ale kogo to obchodzi, skoro zawsze mogę liczyć na czekającą cierpliwie śmierć?
Takie rozważania pojawiały się w mojej głowie, jednak fakty są takie, że się dostałem. Jak się okazało wystarczył spokój i dobrotliwy uśmiech, aby państwo Phantomhive zostali zauroczeni moją osobą i przekonani dokumentami, które im podsunąłem. Nawet nie wnikali w szczegóły życia na tak prestiżowej uczelni, nie zadali podchwytliwego pytania dotyczącego uniwersytetu, na które odpowiedź znałby tylko ktoś z wyższych sfer, kto faktycznie mógł aspirować do zdobycia miejsca na jednym z kierunków. Przez chwilę sądziłem, że śnię, kiedy podsunęli mi umowę i pióro, droższe zapewne od całego mojego dotychczasowego dobytku. Bez wahania złożyłem w rogu swój podpis i o to jestem. Kamerdyner, doradca i pomagier, a przede wszystkim opiekun dla ich syna. Chyba nigdy nie widziałem tak smutnego dziecka jak on, Ciel.
Kiedy proponuję mu coś słodkiego, reaguje, lecz bez zbytniego entuzjazmu. Nie interesują go zabawki ani wspólne wyjścia. Mam nieograniczony budżet na organizowanie mu zabaw, ale on nie chce się w nic bawić. Na świat patrzy z chłodną obojętnością, która nie przystoi nawet starcom, a co dopiero chłopcu, który całkiem niedawno zdmuchnął na torcie dziesięć świeczek. Wciąż zastanawiam się jak mu pomóc i jednocześnie raz po raz okazuje się, że nic nie mogę zrobić. Odpycha mnie, jakbyśmy żywili do siebie urazę sprzed lat.
Z początku sądziłem, że opieka nad nim faktycznie będzie przypominać opiekę nad dzieckiem. Czasem nawet myślałem, że sam choć przez chwilę poczuję się jak dziecko, którym nigdy w pełni nie byłem, ale on jest poważniejszy ode mnie. Wraz z nim skrupulatnie trzymam się terminarza, odbieram go i zawożę na dodatkowe zajęcia, a nawet odrabiam lekcje, choć rzadko, bo sam niewiele z nich rozumiem. Czuję się tak, jakbym odbierał mu wolność, choć to nie ja zdecydowałem, jak ma wyglądać jego życie.
Naprawdę chciałbym się z nim dogadać. Nie tylko dlatego, że jesteśmy teraz na siebie skazani, ale przede wszystkim kieruje mną to, że chcę go bliżej poznać, być może ściągnąć część ciężaru z jego barków. Wydaje mi się, że potrzebuje kogoś, kto byłby przy nim i uważnie go słuchał. Każde dziecko tego potrzebuje, szczególnie takie, które mierzy się z tak dużą presję jak Ciel. Od kiedy zacząłem tu pracować, uszczęśliwienie go jest moją nową misją. Coraz częściej się przy tym zastanawiam, czy właśnie tak czuł się mój starszy brat? Od zawsze starał się mnie chronić i wykazywać zrozumieniem tam, gdzie rodzice zawodzili. Wydawało mi się, że czuł się za mnie odpowiedzialny, tak jak ja czuję się teraz odpowiedzialny za dobrobyt mojego podopiecznego, choć nie wiąże nas krew ani długa znajomość.
Naprawdę tęsknię za moim bratem. Chciałbym jeszcze choć raz wejść w rolę osoby otoczonej troską, a nie troszczącej się.
CZYTASZ
BUNT || SEBACIEL
FanfictionCiel jest synem bogatego małżeństwa. Od małego wychowywał się w luksusie i świadomości losu jaki go czeka - gdy dorośnie, ma być kolejną głową Funtomu. Nie protestuje, uczy się pilnie i ponad normę. Gdy kończy dziesięć lat, w jego życiu pojawia się...