Rozdział 30

133 22 14
                                    


- Co piszesz? - zapytałem, koncentrując wzrok na jego lustrzanym odbiciu. 

Układałem włosy przy otwartych drzwiach łazienki, dzięki czemu dostrzegłem, że mój kamerdyner siedzi ze znanym mi już dobrze notatnikiem, zapełniając kolejne strony. Od początku naszego pobytu nad morzem zapisał ich już kilkadziesiąt, przez co zapas czystych kartek stopniowo się uszczuplał. 

- Wiesz przecież, że ci nie powiem. Przynajmniej nie teraz. - wzruszył lekko ramionami, zamykając zeszyt. - Dalej wyglądasz idiotycznie. 

- Czyli wszystko po staremu. - przewróciłem oczami, odgarniając grzywkę z oka, na które według mojej dawnej opiekunki będę kiedyś ślepy. 

Korzystając z wolnego dnia, umówiłem się z Lily. Wtedy, w nocy, było całkiem fajnie, jednak zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństw czyhających na dwójkę małolatów szwędających się po zmroku. Wiedziałem, że nawet jeśli podczas spotkań w dzień wyławianie muszelek będzie mniej klimatyczne (o ile znów będzie chciała to robić) to jednak znacznie rozsądniejsze.

- Wiesz przecież, że nie. - odłożył zeszyt, a następnie gestem mnie do siebie przywołał. Gdy się zbliżyłem i nachyliłem, zaczął mi układać włosy tak jak ostatnim razem. Teraz też poczułem natychmiastowe ciepło i jednocześnie lekkość, tak jakbym miał się stać płonącą jaskółką. 

- Ta. - prychnąłem, pozwalając ułożyć mi włosy. 

- Uważaj na siebie, jasne?

- Wiem, że mam uważać. Nie będę brał niczego od nieznajomych, a na pasach rozejrzę się w lewo, prawo, lewo. - zmarszczyłem lekko brwi. - Albo prawo, lewo, prawo. 

- Kolejność jest nieważna, po prostu nie daj się przejechać. 

- Postaram się. - posłałem mu firmowy uśmiech, prostując się, gdy skończył swoje dzieło. - Nie będziesz umierał z tęsknoty?

- Pewnie będę, ale jakoś dam sobie radę. 

Cóż, jasne, że da. Przecież za kilka miesięcy odejdzie. Ilekroć sobie o tym przypominałem, zastanawiałem się, czy będzie przeżywać równie mocno co ja. Wydawał się zaradny, na pewno szybko pozna kogoś, kto zajmie moje miejsce. Wydawało mi się, że jest niezastąpiony, podczas gdy mnie zapewne dość łatwo będzie podmienić. Mało jest na tym świecie podobnych nieudaczników? 

- Taką mam nadzieję. - podłapałem żart, chowając głęboko w sobie wszystkie obawy i myśli sprzed zaledwie chwili, które być może powinienem wypowiedzieć na głos. 

Zdecydowanie częściej muszę mówić o tym, co mnie martwi, szczególnie gdy jest to tak istotne. Może powinienem z nim pewnego dnia usiąść i obgadać naszą przyszłość? Zapytać, czy odchodzi po moich osiemnastych urodzinach, a jeśli tak, to jaki będzie nasz kontakt. Czy będziemy do siebie pisać, dzwonić, wysyłać listy i może spotykać się ze sobą od czasu do czasu, czy może znów staniemy się dla siebie zupełnie obcymi ludźmi. 
Póki co nie chciałem zaprzątać sobie tym głowy. Pożegnałem się z nim, obiecując że jak najszybciej wrócę, po czym opuściłem pokój, a następnie lokal. Po drodze spotkałem Grella, który standardowo kazał powiedzieć Sebastianowi, że gdyby ten pragnął jego towarzystwa, będzie u siebie. Nie sądziłem, że mój kamerdyner będzie kiedykolwiek chętny, więc jedynie skinąłem głową, rzecz jasna wiedząc, że nie przekażę tej informacji dalej.
Na szczęście już po chwili szedłem skąpanym w słońcu chodnikiem. Pogoda dopisywała, było ciepło, lecz nie gorąco. Co za tym idzie ludzie tłumnie wyszli na ulicę, a przeciskanie się między nimi nie było niczym przyjemnym, jednak przetrwałem te niedogodności, już po chwili widząc Lily czekającą tam, gdzie umówiliśmy się ostatniej nocy. Zdziwiło mnie, że była w towarzystwie chłopaka, którego dostrzegłem z nią wtedy na pomoście. Wskazywali sobie bezczelne lecz całkiem urocze mewy, opychające się wyżebranym od turystów jedzeniem. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz