Rozdział 31

147 21 9
                                    


Finalnie zdecydowałem się zadzwonić do ojca. Uległem słowom Lily i Michaela, a także namowom Aloisa i Sebastiana. Rodzice przestali mnie szukać, więc co mi groziło? W teorii mogłem jedynie zyskać spokój, który powinienem osiągnąć po dowiedzeniu się, dlaczego wycofali zawiadomienie o moim zaginięciu. 

- No dobra. - odetchnąłem głęboko, stojąc w samotności przed dobrze mi już znanym telefonem. 

Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer ojca, a następnie przyłożyłem ją do ucha, wsłuchując się w sygnał towarzyszący oczekiwaniu na połączenie. Każde kolejne pyknięcie wydawało się trwać wieki, podczas gdy w rzeczywistości zajmowało sekundę, może dwie. Wydawało mi się, że dźwięk ten mknie z prędkością światła, gdy miałem rozmawiać z przyjacielem, a teraz zdawał się wypełnić sobą całe dekady. Moja świadomość utknęła w nim, w jego spokojnej i cichej barwie przypominającej szept.
''Może się wycofasz? Wciąż możesz to zrobić'' mruczał mi przy uchu, namawiając do podjęcia błędnych, tchórzliwych wyborów. Do wycofania się i zaprzepaszczenia szansy na rozmowę z rodzicem. Wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nie odważę się zadzwonić aż do końca naszej podróży. Być odezwę się do ojca dopiero wtedy, kiedy wrócę do Londynu i staniemy ze sobą twarzą w twarz. 

- Po tej stronie Vincent Phantomhive. W czym mogę pomóc? - drgnąłem przestraszony, kiedy sygnał przeistoczył się w melodyjny głos ojca. 

Wyczuwałem w nim zmęczenie i zrezygnowanie, lecz w gruncie rzeczy wciąż miał w sobie coś żwawego. Trochę tak, jakby ciało odmawiało posłuszeństwa, podczas gdy dusza wciąż była skora do aktywności ponad normę. W podobnym stanie wydawał się być obecnie Vincent, nawet jeśli jego głos zniekształciły kilometry pokonane dzięki łączu, które nie umiało w stu procentach odwzorować głosu człowieka po drugiej stronie. Technika póki co nie była w stanie zabrać tego, co najcenniejsze i najbardziej unikalne w kontakcie z drugą osobą. 

- Halo? Z kim rozmawiam?

Dopiero słysząc go ponownie doszło do mnie, że od dobrych dwóch minut wpatruję się w ścianę naprzeciwko, dokładnie lustrując wzrokiem odpryski farby na jej powierzchni. Zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem się jakkolwiek odezwać. Być może nie mówić od razu ''cześć, jestem twoim synem'', jednak zrobić cokolwiek, co utrzyma go jeszcze przez chwilę przy telefonie. Wyczułem, że jest zniecierpliwiony. 
Wiedziałem, że muszę to zrobić, lecz mimo to milczałem, słysząc jego spokojny oddech mieszający się z moim, drżącym i rozpaczliwym. 

- Pytam ostatni raz...

Odłożyłem słuchawkę, czując że serce bije mi tak, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Stchórzyłem. 

***

Do pokoju wróciłem przygaszony. Przekroczyłem próg i poczłapałem w stronę łóżka, opadając na nie twarzą do pościeli. Nie przeszkadzało mi, że ledwie mogę oddychać. Jako astmatyk byłem poniekąd przyzwyczajony do problemów z tą podstawową czynnością. 

- A tobie co? 

Uniosłem wzrok i zmierzyłem nim krótko Sebastiana, potem znów chowając twarz w materiale. Mężczyzna westchnął, po czym wstał ze swojego łóżka i klęknął przy moim posłaniu. 

- No co? 

- Próbowałem zadzwonić do ojca. - wydusiłem, nie unosząc głowy. 

- Co próbowałeś?

- Próbowałem zadzwonić do ojca. - powtórzyłem, wspierając się na łokciach. - Próbowałem z nim porozmawiać, ale stchórzyłem kiedy tylko usłyszałem jego głos. Nawet nie powiedziałem, że to ja dzwonię. W sumie to nie powiedziałem absolutnie nic. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz