Rozdział 9

237 25 27
                                    


Sobotnie poranki zazwyczaj kojarzą się ludziom z lenistwem. Dla mnie jest to dzień jak co dzień, jedynie nie muszę z samego rana ubierać się i opuszczać domu. Szósty dzień tygodnia zawsze zaczynam wcześnie, ale pozwalam sobie na chwilę zadumy w trakcie śniadania, które zazwyczaj jem długo. Nie zawsze jest to spowodowane tym, że jajecznica akurat bardzo się Sebastianowi udała. To dla mnie po prostu chwila na zaczerpnięcie oddechu, rozkosz z samego faktu że istnieję i choć przez moment nie muszę się niczym martwić. Kiedy jednak ubiorę się już i zjem pierwszy posiłek, siadam do nauki. Dziś akurat szła mi ona opornie. Zamiast siedzieć z nosem w książkach, tęsknym wzrokiem zerkałem na okno. Zbliżało się lato, co za tym idzie było słonecznie i ciepło. Rozleniwiała mnie taka pogoda. W związku z tym nie zirytowałem się, słysząc głos przywołującej mnie matki. Była to dla mnie w ostatnim czasie nietypowa reakcja. Zazwyczaj denerwowałem się, kiedy byłem zajęty i ktoś postanowił mi przerwać. W ogóle stałem się niezwykle drażliwy, z czego Sebastianowi zdarzało się żartować. Pewnie dostałby w zęby gdyby nie fakt, że słabo by się prezentował z siniakiem, którego zresztą z moją siłą pewnie nie byłbym w stanie nabić. 

- Już jestem. - zameldowałem, przekraczając próg sypialni. 

Przywitał mnie widok mojej rodzicielki w długiej, wieczorowej sukni. Ubranie mieniło się w słońcu, które wpadało do pokoju przez długie okna. Kreacja wyglądała w tym świetle naprawdę zjawiskowo. Do tego naprawdę pasowała do swojej właścicielki, która zdawała się zatrzymać bieg czasu. Stresowała się mniej od ojca, do tego korzystała z dobroci zabiegów, które nieco maskowały upływ lat. Wygląda na to, że jeszcze przez jakiś czas będzie mogła cieszyć się młodością. 

- Zapniesz mi suwak, proszę? - zapytała, na co zbliżyłem się, wykonując zadanie przypadające zazwyczaj mojemu ojcu. 

- Naprawdę ładna sukienka. - pochwaliłem, zapinając też guzik, który łączył materiał w okolicy karku. - To na jakąś specjalną okazję? 

- Na następną wyprawę do Francji. Przyszli kontrahenci organizują bal charytatywny. 

- Więc to już na pewno kontrahenci? - wychyliłem się lekko zza jej pleców, aby zerknąć na jej twarz w odbiciu lustra, naprzeciw którego staliśmy. W całym pomieszczeniu były takie trzy, z wiekiem zacząłem bardziej rozumieć po co. 

- Tak podejrzewa twój tata. - posłała mi ciepły uśmiech i przygarnęła do siebie, abym stanął przy jej boku. 

Słowo ''tata'' zabrzmiało obco, mimo że to pewnie tak nazywałem Vincenta Phantomhive, kiedy byłem mały. Nie miałem jednak pewności, czy rodzice byli na tyle obecni w moim życiu, abym umiał ich nazwać. Przypuszczałem, że prędzej pojąłem znaczenie słowa ''niania'' i to ono najczęściej opuszczało moje usta.
Już chciałem zapytać matki, jakie było moje pierwsze słowo, jednak w porę ugryzłem się w język. Wątpiłem, że wie takie rzeczy. 

- Rozumiem. - kiwnąłem lekko głową, wpatrując się w nasze odbicie. 

Stojąc przy niej, dostrzegałem między nami wiele wspólnych cech. Mieliśmy drobne postury, oczy w podobnym odcieniu i niezwykle jasną skórę. O ironio po dziś dzień większość porównywała mnie do ojca. Wielu mogło sądzić, że nie wypada mówić dorastającemu chłopakowi, że odziedziczył dużo z kobiecej urody i faktycznie nie chciałbym czegoś takiego usłyszeć, nawet jeśli zdawałem sobie z tego sprawę. 

- Trzeba będzie kupić ci nowy garnitur, kochanie. - schyliła się i poprawiła kołnierzyk mojej koszuli. 

- Stary wydaje się jeszcze dobry. - mruknąłem bez przekonania, pozwalając na poprawienie fragmentu mojej odzieży. Sebastian robił to tyle razy, że przyzwyczaiłem się i jedynie czekałem, aż matka będzie usatysfakcjonowana moim wyglądem. - Poza tym z jakiej okazji bym takowego potrzebował? 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz