Rozdział 39

96 15 0
                                    


Zdarzyło się to pewnego ponurego wieczoru, kiedy miałem jedenaście lat. Świat wydawał się wtedy zamilknąć, pogrążony w spokoju i mgle. Po jezdni toczyły się powoli nieliczne samochody, wszelkie zwierzęta, szczególnie owady, zdawały się pochować do wszelkich szczelin. W mieszkaniu Ronalda było jednak dość głośno, towarzystwo przednio się bawiło przy winie i ciastkach. Wystarczyło mi tylko to drugie, abym siedział z nimi, wsłuchując się w niesamowite historie z tego, póki co mało mi jeszcze znanego, świata. Niezwykle polubiłem bycie takim biernym obserwatorem ich spotkań. W pewnym momencie jednak zasnąłem, z głową na ramieniu mojego kamerdynera, i było to ostatnim, co zapamiętałem.
Obudziłem się w zupełnie innym, skąpanym w mroku pomieszczeniu. Byłem zdezorientowany, w pierwszej kolejności dostrzegając okno, na którym osiadły kropelki wilgoci. Mieniły się w nich obecne na dworze latarnie. Potem, błądząc wzrokiem po pokoju, dostrzegłem drugie źródło światła. Był nim laptop, przy którym siedział Ronald.
Przetarłem oczy i podniosłem się do siadu, przez co koc, którym mnie okryto, zsunął się, a łóżko skrzypnęło. Zwróciłem tym uwagę blondyna, który uniósł wzrok znad ekranu.

- Już się obudziłeś? Pośpij jeszcze.

- Która godzina? - zapytałem i wstałem niemrawo, po czym zatoczyłem się, wspierając na pobliskiej komodzie.

- Niech cię nie niepokoją takie rzeczy. Sebastian ma wszystko pod kontrolą.

- Pytam, która godzina.

- Dwudziesta. - westchnął, odsuwając się od biurka.

- Późno.

- Nie aż tak.


Zbliżyłem się, przystając obok Knoxa. Spojrzałem przy tym na do połowy opuszczony ekran urządzenia.

- Czemu nie siedzisz z resztą?

- Muszę zrobić taki jeden projekt na studia. Jutro jest termin oddawania prac.


- Duży ten projekt?

- Całkiem. - odgiął wyświetlacz do wcześniejszej pozycji, najwyraźniej uznając, że nie wrócę do łóżka.


- O czym jest?

- O postępach w dziedzinie sztucznej inteligencji, szczególnie w sferze artystycznej. No wiesz, dotyczącej pisania, muzyki, malowania... Zastanawiam się w tej pracy, czy sztuczna inteligencja będzie umiała zastąpić w tym ludzi.

- I co, będzie umiała? - zapytałem, przechylając lekko głowę.

Blondyn zamiast odpowiedzieć, poklepał swoje uda. Spojrzałem na niego niezdecydowany, jednak kiedy zrobił to ponownie, westchnąłem, wykonując polecenie. Momentalnie poczułem znany mi już zapach papierosów i tanich perfum. W ten właśnie sposób pachniało większość ludzi z paczki, jednak wiadomo, że mimo wszystko każdy się pod tym względem trochę różnił.

- Myślę, że nie. - podał mi myszkę, abym mógł przejrzeć to, co dotychczas zrobił.

Na kilkunastu slajdach zamieścił małym drukiem swoje przemyślenia, zebrane wcześniej badania i informacje, uatrakcyjniając je zdjęciami. Rzecz jasna nie przejrzałem wszystkiego dokładnie, bo robiłbym to chyba z godzinę albo i dwie, jednak zerknąłem pobieżnie na wszystkie jego argumenty, które do mnie przemawiały. Przy okazji poprawiłem kilka literówek i dorobiłem parę przecinków, o których zapomniał.

- Już kończysz? - zapytałem, dostrzegając w jego pracy niezwykle duży nakład czasu, cierpliwości i rozmyślań.

- Jestem mniej więcej w połowie. - uśmiechnął się do mnie, przejmując z powrotem myszkę. - Czeka mnie jeszcze dokładniejsze rozważenie, czy sztuczna inteligencja zastąpi malarzy i grafików, a jeśli tak, to czy będzie umiała wymyślić coś nowego, czy może będzie to jedynie powielanie uzyskanych wcześniej wzorców. Myślałem też o wklejeniu badań dotyczących opinii ludzi na temat sztuki, którą tworzy, oraz potencjalnych jej kupujących, a potem skomentowaniu obu tych kwestii.

- Przecież to masa roboty. - mruknąłem, marszcząc brwi. - A musisz to oddać już jutro. Jakim cudem znajdujesz na wszystko czas?


Blondyn był produktywnym człowiekiem, chociaż może trafniej będzie powiedzieć że takim, co go wszędzie pełno. Na wiele godzin znikał w pracy i studiował dość skomplikowany kierunek, a potem jeszcze miał czas, aby spotykać się ze znajomymi i grubo balować. Zdawał się przy tym lekkoduchem, który do niczego nie przykłada zbyt dużej wagi. Kto wie, może właśnie dzięki temu udawało mu się wszystko ze sobą pogodzić?

- Prawda jest taka, że nie znajduję. - odparł, z lekkim uśmiechem wzruszając ramionami. - Ani trochę.

- Jak to?

- Tak to, Ciel. To, że mam tyle zajęć nie oznacza, że wszystko zgodnie ze sobą łączę. - przysunął się bliżej biurka i mówiąc, poprawiał w tekście kolejne błędy. - Nie umiem wszystkiego pogodzić. Fakt faktem, że jakoś ciągnę całość moich zajęć, jednak nie rozdzielam czasu po równo. Nieraz jest tak, że zawalam studia, a innym razem cały czas spóźniam się i nie przykładam do pracy. Innym razem jestem stuprocentowo produktywny w pracy i na studiach, ale z nikim się nie spotykam, a jeszcze innym razem baluję od rana do nocy, mając wszystko inne gdzieś.


- Czemu tak? - zapytałem, wpatrując się w jego sunące po klawiaturze dłonie. Co jakiś czas zatrzymywały się na chwilę, kiedy ich właściciel musiał nad czymś pomyśleć. Zaskoczyła mnie jego podzielność uwagi.

- Nie wiem. Gdybym wiedział, zapewne pokierowałbym tym wszystkim jakoś mądrzej. - ponownie wzruszył ramionami. - Kto wie, może to kwestia złych wzorców? Rodzice nigdy nie pokazali mi, jak zdrowo dzielić czas. A może ambicja? Marzenia? Czasem niezwykle ciężko odpowiednio rozporządzać swoim czasem, bo chcemy robić dużo rzeczy na raz. Mamy wizje dotyczące danych zajęć, plany oraz cele, i w dodatku bardzo szybko się to wszystko zmienia. Nieraz jednego dnia myślę, że przyjaciele są ważniejsi od całej reszty, a innym razem chcę być piątkowym studentem, bo myślę o tym, że mogę mieć dzięki temu piękną przyszłość. Wszystkie te stany łączy zatracenie się w jednej rzeczy, ponieważ wydaje nam się, że jeśli nie będziemy się do niej przykładać, bezpowrotnie przepadnie.

Skinąłem głową na znak zrozumienia, zastanawiając się, czy w podobny sposób myśli mój ojciec. Również wydawał się pochłonięty ideą, której trzymał się, jakby miała zniknąć, gdyby choć raz odpuścił. Przyszło mi na myśl, że może tak jak Ronald, tak również najstarszy z Phantomhive'ów nie umie uczciwie podzielić swojego czasu, i to stąd wynika zaniedbanie mojej osoby.

Miałem jednak zaledwie jedenaście lat, więc ta myśl stanowiła krótki przebłysk, coś, czego nie mogłem się uczepić, ani wykorzystać w przyszłości. Poza tym denerwowanie się na ojca było wtedy w jakiś sposób kojące. Mogłem bez wyrzutów sumienia cały mój żal skierować w stronę jednej osoby.

- Nie myślałeś o tym, żeby z czegoś zrezygnować? - zapytałem, mrużąc oczy. Chyba zbyt długo wpatrywałem się dzisiaj w ekrany.

Tymczasem za ścianą rozległ się wesoły śmiech, jak zgadywałem Williama. Zastanawiałem się, co śmiesznego musiało się wydarzyć, lub jakim żartem rzucił jeden z chłopaków, że doprowadził do śmiechu kogoś tak sztywnego jak Spears.
Odgłos ten, słyszany w pokoju, w którym byliśmy, sprawiał wrażenie dźwięku z innego świata.

- To znów ambicja. - odparł, trąc oczy. Wydawał się zmęczony i niezbyt chętny do kontynuowania projektu. Zgadywałem jednak, że aspiracje, o których obecnie mówił, nie pozwolą mu skończyć na dotychczasowych slajdach. - Chcąc nie chcąc, ludzie ulegają pragnieniu zdobycia wszystkiego, co jest w ich zasięgu. Pragną być jednocześnie biegli w językach, gotowaniu i sporcie, ponadto mieć piękny dom i dobry samochód. Gnając za ''dobrym'' życiem, nieraz zatracają się i zaprzepaszczają umiar. Przede wszystkim nie umieją niczego porzucić, szczególnie jeśli poświęcili już temu czas. To zabawne w obecnym społeczeństwie, prawda? Marnujemy masę czasu w social mediach, dążąc jednocześnie do doceniania go i produktywności.


Byłem jeszcze zbyt młody, żeby dyskutować na takie tematy, więc jedynie ponownie pokiwałem głową. Czułem, że jestem zbyt zmęczony na jakąś grubszą dyskusję, nawet jeśli zaciekawiły mnie ambicje, pragnienia i zatracenia, nad którymi się rozwodził.

- Idź się jeszcze położyć, Ciel. Obudzę cię za jakąś godzinę. - powiedział, najwyraźniej dostrzegając mój stan. Jednocześnie poklepał mnie po głowie. - Jeśli będziesz chciał, pogadamy o tym innym razem.


Posłusznie poszedłem spać, jednak jak się po czasie okazało, już nigdy więcej nie poruszyliśmy tego tematu. Zgodnie z oczekiwaniami zapomniałem również o tym, że rozmawiając z Ronaldem, pomyślałem o moim ojcu, znajdując potencjalny powód jego zachowania. Może tak naprawdę nie chciałem go poważniej rozważyć, a może jedynie miałem pilniejsze rzeczy do roboty, takie jak chociażby klasówki i sprawdziany, które wyparły z mojej głowy prawdopodobnie ważniejsze sprawy.

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz