Rozdział 29

155 17 3
                                    


- Więc też jesteś z Londynu? - zapytałem, zagłuszając dźwięk naszych kroków w opustoszałej uliczce, oświetlonej przyjemnym blaskiem latarni. 

Gdy w środku nocy wstałem i udałem się w umówione miejsce, byłem niemalże pewien, że nikogo tam nie zastanę. Naprawdę bym się nie zdziwił, to chyba nawet było to, czego się spodziewałem. Wstałem z myślą że ubiorę się, wybiorę w to spokojne skrzyżowanie dróg i wrócę, nie odnajdując znajomej już dziewczyny. Okazało się jednak że czekała na mnie, wręcz wypatrując kiedy się zjawię. Aż do ostatniej chwili wyciągała szyję, a kiedy mnie dostrzegła, pomachała mi i pośpiesznie zbliżyła się kilka kroków, naprawdę mnie tym dziwiąc. Była niczym sukces w dzień, który wydawał się pasmem porażek. 

- Tak, chociaż bardziej na przedmieściach. Rodzice mieli dom odziedziczony po dziadkach, dość stary, ale ładny. Po remoncie miło się w nim mieszkało, miałam spory pokój. - uśmiechnęła się na samo wspomnienie miejsca, do którego, jak zgadywałem, już nigdy nie wróci. - A jak wyglądał twój dom? W jakiej dzielnicy mieszkałeś? 

Jak to dwójka ludzi która widzi się po raz drugi, temat naturalnie i niemalże od razu zszedł na nasz dotychczasowy styl życia. Nie wiedziałem iloma faktami chcę się z nią podzielić, jednak póki co odpowiadałem dość chętnie, pokrzepiony jej przyjaznym uśmiechem. Od dawna nie spotkałem kogoś, kto chciałby mnie słuchać, pomijając Sebastiana i Aloisa. Wiadomo jednak, że czasem dobrze porozmawiać z kimś nowym, kto widzi świat zupełnie inaczej i przeżył coś, o czym się jeszcze nie słyszało. Świeża znajomość była jak nieśpieszne zagłębianie się w książkę, która wciąga nas od pierwszej strony.

- Mieszkałem na przedmieściach. Dom był... Dość duży. - odpowiedziałem ostrożnie, przypominając sobie ciszę, która panoszyła się we wnętrzu rozległej rezydencji. 

Rzecz jasna nie minęło wystarczająco dużo czasu abym zapomniał o miejscu, w którym spędziłem ponad siedemnaście lat swojego życia, jednak powoli zaczęły się zacierać wspomnienia o emocjach, które w nim czułem. Przejmująca samotność stała się odległa, skryta za mglistą zasłoną. Wiedziałem jedynie, że mieszkając tam, niezwykle często przemawiały przeze mnie negatywne uczucia. Nie nawiedzały mnie jednak od dawna, przez co przestały być tak dramatyczne jak w chwilach, kiedy nimi nasiąkałem. 

- Z kim mieszkałeś?

- Z moim kamerdynerem. Tym, o którym ci już mówiłem. I rodzicami, ale oni to w sumie nie są w domu zbyt często. - nieco już poirytowany pomyślałem o mojej rozmowie z Aloisem. Denerwowałem się, ponieważ ilekroć pojawiał się temat rodziców, wracały do mnie słowa przyjaciela. Ponadto dręczyła mnie obecnie propozycja Sebastiana. Czy naprawdę powinienem zadzwonić i zapytać o wszystko, co zaprzątało w ostatnim czasie moją głowę? - A ty? Z kim obecnie mieszkasz? 

- Z mamą. Stwierdziła, że nam obu dobrze zrobi nadmorski klimat. Ciężko się było przestawić, ale tu jest dość fajnie, pomijając brak cywilizacji. Tęsknię za centrami handlowymi. 

- Ja tęsknię za starbucksem. 

- Burżuj. - uśmiechnęła się, lekko mnie trącając, aby w następnej chwili przeciągle ziewnąć. Zapewne na co dzień kładła się wcześniej. Sekundę później uleciało z niej jednak całe zmęczenie i znów była tą żywiołową Lily, która zaprosiła mnie wczoraj na spotkanie. - Wiesz gdzie na plaży jest najwięcej muszli?

Nie wiedziałem i szczerze mówiąc mało mnie to interesowało, lecz posłusznie za nią poszedłem, kiedy pociągnęła mnie w znajomym kierunku. Z daleka usłyszałem szum morza, a po chwili ujrzałem plażę skąpaną w nikłym blasku latarni na molo. Nie wyglądało to bezpiecznie, jednak jej towarzystwo jakoś łagodziło mój niepokój, tak jakby obecność drobnej, nastoletniej dziewczyny miała gwarantować nam bezpieczeństwo. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz