Rozdział 13

189 25 18
                                    


Nie potrzebowaliśmy budzika, aby o wczesnej godzinie być już na nogach. Goszczący nas ksiądz obudził się przed siódmą, a w naszym pokoju zawitał punkt ósma, zapraszając na śniadanie. Bez krzty fałszu musiałem przyznać, że posiłek spożywany w tej małej, wypełnionej słońcem kuchni był naprawdę smaczny. W kącie grał telewizor, na małym ekraniku wyświetlał się w dole towarzyszący porannym wiadomościom pasek informacyjny. Ubrana elegancko kobieta przeprowadzała wywiady z mało istotnymi gwiazdeczkami, omawiała ważne wydarzenia nadchodzącego dnia i przepowiadała pogodę, która miała sprzyjać przyjemnym spacerom w lekkim wietrze. Dla nas był to dobry znak, nie uśmiechała mi się podróż w deszczu. Nie mieliśmy jak na razie ubrań na przebranie, a co dopiero parasola. 

- Za niedługo będziemy musieli się zbierać. - stwierdził Sebastian, jedząc grzankę z masłem. 

- Fakt. - przyznałem, myśląc o gospodarzu, który uciekł z kuchni chwilę po naszym przyjściu. Od dłuższej chwili się nie pokazywał, mimo że i na niego czekał talerz ze śniadaniem. - Ksiądz chyba nie będzie ubolewał nad tym, że idziemy tak szybko. 

Wzrokiem omiotłem ekran i o mało się nie zakrztusiłem, widząc moje zdjęcia. W dole wyświetlał się napis ''zaginiony''. Automatycznie zwiększyłem głośność, chcąc usłyszeć słowa prowadzącej. Kobieta szczegółowo opisała skąd zniknąłem, kiedy, w co byłem ubrany. Wspomniała o mundurku, tym samym w którym mnie sfotografowano i tym, który miałem obecnie na sobie. Gdyby któryś z mieszkańców wioski zobaczył tą audycję, a potem dostrzegł mnie, niemal wyjętego z zaprezentowanych fotografii, nie miałby problemów z identyfikacją. 

- Niedobrze. - rzekł mój towarzysz, w czym wyprzedził mnie dosłownie o sekundę. 

Zacisnąłem zęby, automatycznie gniewając się na rodziców, którzy zapewne byli autorami zgłoszenia. Byłem ich dzieckiem, mieli prawo, a wręcz obowiązek szukać mnie, kiedy zniknąłem bez słowa. Mimo to czułem złość spowodowaną tym, że chcą złapać mnie teraz, kiedy poczułem już zew wolności. Tak. To było dobre stwierdzenie. Czułem się, jakby zamierzali pojmać mnie, niczym jakieś dzikie zwierzę.
Na domiar złego w tym właśnie momencie nasz szalony morderca drobiu postanowił wrócić. W dłoni trzymał opakowanie świeżej kawy, najpewniej po to właśnie udał się w głąb domu. Gdy przekroczył próg, natychmiast wyłączyłem urządzenie. 

- Co jest? Też chcę obejrzeć. - odłożył zbiór intensywnie pachnących ziaren i chwycił za pilota. 

- Nie warto. - złapałem go za nadgarstek, nim zdołał unieść przedmiot. - Same głupoty i katastrofy. 

- Mimo to chciałbym obejrzeć. - uparł się i w końcu włączył odbiornik, nie przez pilot, a przycisk na obudowie. 

Jak na złość telewizor włączył się na tym samym kanale, na którym został wyłączony. Do tego mieliśmy tak dużego pecha, że na ekranie wciąż widniała moja podobizna.
Wiedziałem, że muszę działać szybko. Kiedy tylko jego wzrok padł na wyświetlany obraz, szybkim ruchem zrzuciłem z blatu opakowanie kawy. W konsekwencji worek otworzył się i cała jego zawartość wylądowała na posadzce. 

- Przepraszam. - powiedziałem skruszonym tonem, czując na sobie pełen podziwu wzrok Sebastiana. Być może nawet ktoś tak słaby jak ja ma instynkt przetrwania, umożliwiający szybkie działanie w kryzysowej sytuacji. 

- Nie szkodzi, w końcu to tylko kawa. - uśmiechnął się i schylił, zbierając ziarenka. 

Klęknąłem i pomogłem mu w zgarnianiu ich w jedno miejsce, przyłączył się również Sebastian. Na szczęście przyniosło to zamierzony efekt i odciągnęło siwusa od telewizora. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz