Stało się to pewnej niedzieli. Siedziałem akurat w swoim pokoju i odrabiałem lekcje, kiedy rodzice zawołali mnie do salonu. Udałem się do nich, zbiegając po dwa stopnie. Myślałem, że chcą spędzić ze mną trochę czasu, być może pogadać o wszystkim i niczym w sposób przyjemny i niezobowiązujący. W salonie jednak nie zastałem tylko rodziców. Był z nimi ktoś jeszcze, ktoś kogo nie kojarzyłem.
- Ostatnio rozmawialiśmy o tym, że przydałaby ci się osoba, która zaopiekuje się tobą pod naszą nieobecność. - przypomniał mi ojciec. Faktycznie odbyliśmy taką rozmowę, w końcu wyjeżdżali coraz częściej. - Kimś takim będzie dla ciebie Sebastian. Zaopiekuje się tobą, kiedy nas nie będzie. Zajmie się też sprawami związanymi z domem. Od dziś tu zamieszka.
Zamieszka? Tutaj? Zmierzyłem bruneta krytycznym spojrzeniem. Wyglądał bardzo młodo, był drobny i w niczym nie przypominał dotychczasowej służby. Byłem już dobrze zaznajomiony ze sprzątaczką Mey-Rin, kucharzem Bardem i ogrodnikiem Finnianem, który zajmował się w porze letniej tyłem domu. Byli oni zdecydowanie starsi, do tego po pracy wracali do swoich mieszkań. Czułem się niepewnie, słysząc o tym, że nowy członek tej załogi ma tu być na stałe.
W momencie, w którym o tym pomyślałem, nieznajomy schylił się, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Mogłem lepiej dostrzec jego wciąż dziecinne rysy twarzy i niepewność, którą dobrze skrywał pod warstwą spokoju. Nie wiem czemu tak, ale praktycznie od początku nie miałem problemu z dojrzeniem jego prawdziwego oblicza. Problem z tym mieli natomiast moi rodzice, który łyknęli wszystko, co im nagadał.
- Witaj, Ciel. Cieszę się, że będę mógł się tobą zająć. Liczę na owocną współpracę. - na powitanie wyciągnął w moją stronę dłoń.
Zerknąłem kątem oka na rodziców, a potem na lekko drżącą rękę chłopaka.Spokojnie, Ciel, mówiłem sobie w myślach. Spokojnie.
To twój dom. Nic ci się w nim zostanie. Nie musisz obawiać się kogoś, kto będzie żył na twoich warunkach.
- Na pewno będzie miło. - wymieniłem uścisk dłoni, posyłając mu nietypowy dla dziesięciolatka, firmowy uśmiech.
To było nasze pierwsze spotkanie. Zaraz po nim brunet faktycznie się do nas wprowadził, a rodzice, już pewnie ze spokojniejszym sumieniem, wyjechali w kolejną podróż. Jak się szybko okazało, rządy sprawowane przez Sebastiana nie były zgodne z panującymi dotychczas zasadami. Nie trzymały się reguł ani moich, ani tym bardziej rodziców. Z jednej strony cieszyłem się z tego. Wcześniej bałem się, że pod nieobecność właścicieli domu Sebastian będzie się starał dokręcić śrubę i będę miał jeszcze więcej roboty niż dotychczas. Tak, to chyba surowego rygoru się spodziewałem. Zamiast tego nowy członek służby, mocno jeszcze nieporadny i w swoich obowiązkach, i w opiece nad dziećmi (chociaż za dziecko się już wtedy rzecz jasna nie uważałem) starał się do mnie dotrzeć. Nie podobało mi się to. Czułem, że narzuca mi się tą uwagą, jego zachowanie było poza moją strefą komfortu. Patrzył mi na ręce, ale nie w ten sam sposób co rodzice. Raczej starał się zrozumieć, co robię, niż to oceniać.
- Nie trzeba, dam sobie radę sam. - po raz kolejny odrzuciłem jego pomoc, kiedy chciał zawiązać mi krawat.
Przecież miałem dziesięć lat. Byłem praktycznie dorosły. Umiałem już na naprawdę dobrym poziomie pisać, liczyć i czytać klasyki, które nie do końca rozumiałem, ale jako tako przyswajałem treść. Jak śmiał traktować mnie w ten sposób?
- Tak, dasz radę. A jednak jest zawiązany krzywo. - powiedział i to wystarczyło, żebym się zdenerwował. On jednak nic sobie z tego nie zrobił, schylił się i poprawił ozdobę na mojej szyi.
- Zostaw. - powiedziałem ze śmiertelną powagą. - Nie potrzebuję twojej pomocy.
- Przecież krzywdy ci nie zrobię... - wyprostował się po chwili i przy poprawił mi włosy, chociaż w połowie tej czynności odtrąciłem jego dłonie. - Możesz mnie traktować jak swoich rodziców, kiedy ich nie ma. Mam wypełniać ich obowiązki.
- Rodzice nie pomagają mi w takich rzeczach. - zgarnąłem plecak i poprawiłem marynarkę z logiem elitarnej szkoły na piersi. - Twojej pomocy tym bardziej nie potrzebuję.
- Masz dopiero dziesięć lat, jeszcze w wielu rzeczach będziesz potrzebował pomocy...
- Nie ty będziesz o tym decydował. - otworzyłem drzwi. - Jedźmy już, wolę nie spóźnić się do szkoły przez taką głupotę.
Po tej sytuacji odpychałem go jeszcze przez bardzo długi czas. A raczej starałem się to robić. Nim się obejrzałem, wniknął w moje życie pod postacią drobnych gestów, jak tamto wiązanie krawata. Nie wiem, czy wyszło to całkowicie naturalnie, czy może był to element jego chytrego planu na to, abym dał się w końcu sobą zająć. Tak po prostu wyszło. Najbardziej przełomowym momentem, który zapamiętałem najlepiej, był chyba ten, kiedy pomagał mi z lekcjami. To było wiosną, Sebastian pracował wtedy w rezydencji już kilka tygodni.
- Umiesz to zrobić? - zapytałem niepewnie, kiedy od dłuższego czasu siedział nad zadaniem, które sprawiło mi kłopot. Wygląda na to, że również dla niego nie było ono łatwe.
- Tak, daj mi chwilkę.
Znów zostaliśmy sami, miałem do pomocy tylko kamerdynera. Tyle że im dłużej ślęczał nad poleceniem, tym bardziej upewniałem się w tym, że za grosz tego nie rozumie. Jakim cudem? Byłem w piątej klasie. Co prawda szkoła była na naprawdę wysokim poziomie, ale mój opiekun zaszedł dalej w swojej edukacji. Tak przynajmniej powiedział moim rodzicom.
- Czego nie rozumiesz? - zapytałem nieśmiało.
- Kilku słów. - wyznał, choć z oporem. Wstydził się tej niewiedzy? A może bał się, co zrobię, kiedy to się wyda?
- Których? - nachyliłem się nad zadaniem.
Chłopak wskazał mi kilka wyrazów, które dobrze znałem. Wtedy nabrałem podejrzeń. Popatrzyłem na Sebastiana jak na człowieka, który nie mieszkał ze mną od kilku tygodni, ale przypałętał się chwilę temu nie wiadomo skąd. Mimo to wyjaśniłem mu, co oznaczają poszczególne słowa i wtedy udało się zrobić zadanie. Dalej mnie to jednak dręczyło. Co prawda wyrazy nie były z tych używanych na co dzień w zwykłej rozmowie, lecz mimo wszystko powinien je znać, skoro był po studiach.
- Nie ukończyłeś Oksfordu, prawda? - zapytałem, kiedy skończyliśmy robić ćwiczenie.
Rodzice powiedzieli mi o papierach, które im podsunął. Podobno ukończył tą elitarną placówkę i kilka kursów pomagających w pracy kamerdynera. Cóż jednak z tego, że dał moim rodzicom papiery, skoro ci ich pewnie nawet nie sprawdzili? Z czasem, między innymi przez tę sytuację, zrozumiałem, że pieniądze uczyniły ich naiwnymi. Przekleństwem ludzi bogatych jest to, że często sądzą, iż z uwagi na spory majątek nikt nie zechce ich oszukać. Naiwnie myślą, że są nietykalni.
- Nie powiesz rodzicom? - zapytał ze swobodnym uśmiechem, chociaż uśmiech ten był na tyle drżący, że zdradzał całe jego zdenerwowanie.
Przez chwilę chciałem powiedzieć, że nakabluję im kiedy tylko przyjadą, że będzie to pierwsza rzecz, jaką zrobię gdy przekroczą próg. Po tym zostałby pewnie od razu wylany, może nawet posądzony o fałszowanie dokumentów.
Chciałem mu to powiedzieć teraz, prosto w twarz, a potem faktycznie tę obietnicę spełnić. Czułem jednak, że nie umiem tego zrobić. Jasne, teraz i ja brałem udział w tym kłamstwie, ale Sebastian przecież dobrze spełniał swoje obowiązki. Poza tym bałem się, kogo rodzice mogą zatrudnić po tym, jak już go zwolnią. Cóż z tego, że nie umie znaczenia bardziej skomplikowanych słów? Miałem tylko dziesięć lat i na tyle, na ile dziesięciolatek może pojąć takie rzeczy rozumiałem, że on potrzebuje tej pracy. Czułem od niego desperację, która była kolejnym powodem, przez który go wtedy nie wsypałem, mimo że niemożebnie mnie wnerwiał.
- Ciel...? - zapytał, kiedy bez słowa wstałem i podszedłem do stojącego w kącie regału.
Piętrzyły się na nim książki poukładane tak, aby ich grzbiety były równe. Ładnie to wyglądało. Odszukałem wśród różnorakich dzieł, najczęściej klasycznych, zbiór prac Szekspira. Dostałem je na urodziny, jakieś dwa lata temu. To średni prezent nawet dla kogoś w moim wieku, a co dopiero ośmiolatka, ale rodzice lubili dawać mi upominki na zaś. Być może sądzili, że dzięki temu stanę się mądrzejszy, mimo że do wspominanej książki jeszcze nigdy nie zajrzałem. Nawet nie miałem kiedy tego zrobić, byłem zbyt zajęty uczeniem się ponad normę.
- Weź i przeczytaj. Jeśli chcesz nauczyć się trochę bardziej skomplikowanego języka, powinno pomóc. - podałem mu książkę, którą chętnie przyjął. - Możesz oddać nawet za rok czy dwa, ale nie zniszcz, jasne?
Datując zwrot książki na tak długi czas, dałem mu jasno do zrozumienia, że nie zamierzam mówić rodzicom. Pozwoliłem mu jeszcze trochę się ze mną pomęczyć.
Niedługo po tamtej sytuacji przełamała się jakaś bariera. Pozwoliłem mu trochę bardziej mi pomagać, częściej angażowałem go w sprawy dotyczące mojego życia. Do dobrej relacji czekała nas jeszcze wtedy długa droga, tak samo jak do tego, abym wyrósł z bycia rozpieszczonym, roszczeniowym dzieciakiem. Mimo to nawiązała się wtedy między nami nić porozumienia, która zapewne przyczyniła się do tego, że Sebastian stał się w późniejszych latach moim najlepszym przyjacielem.Wiadomo, że nic nie łączy tak, jak wspólny sekret.
![](https://img.wattpad.com/cover/309977756-288-k35260.jpg)
CZYTASZ
BUNT || SEBACIEL
FanficCiel jest synem bogatego małżeństwa. Od małego wychowywał się w luksusie i świadomości losu jaki go czeka - gdy dorośnie, ma być kolejną głową Funtomu. Nie protestuje, uczy się pilnie i ponad normę. Gdy kończy dziesięć lat, w jego życiu pojawia się...