14 grudnia 2015
Sto lat po raz kolejny, Ciel!
Dziś kończysz piętnaście wiosen, tym samym już pięć lat dotrzymuję ci towarzystwa. To według mnie niesamowite, móc być przy tobie i patrzeć jak dorastasz. Jesteś kimś zupełnie innym niż tamten dziesięcioletni Ciel, ale twoje zmiany to w większości zmiany na lepsze. Czuję, że już nie tyle się tobą opiekuję, ile faktycznie trwam obok i stanowię kogoś na wzór przyjaciela, bo ty definitywnie stałeś się dla mnie przyjacielem. Jasne, z uwagi na nasz wiek jest duża różnica poziomów i doświadczeń, nie dzielę się z tobą wszystkimi moimi problemami i troskami, ale czuję, że zawsze jesteś obok i akceptujesz mnie takim, jakim jestem. Lubię spędzać z tobą czas i rozmawiać, nawet na błahe tematy. Praca stała się dla mnie czymś niezwykle przyjemnym, ponieważ czuję się, jakbym pomagał i wspierał kogoś mi bliskiego, a nie wykonywał przykre obowiązki. Bardzo dziękuję za kolejny wspólny rok, nie mogę się doczekać kolejnych lat i zmian, jakie będą w tobie zachodzić. Mam nadzieję wciąż być stałym elementem twojej wspaniałej historii.
Teraz opowiem ci, dlaczegom opuściłem dom. Dotychczas przedstawiłem moje życie przed wypadkiem rodziców i po nim. Trwanie w biedzie, beznadziei, prawdopodobnie depresji. W pewnym momencie sądziłem, że tak będzie już zawsze. Wyobrażałem sobie, że zostaję w tym ciemnym, małym mieszkanku i gdy tylko rzucę szkołę, kładę się na kanapie obok brata i piję, piję i piję, póki nie umiem odróżnić sufitu od podłogi.
Bardzo chciałem zrezygnować ze szkoły. Żyłem z tym zamiarem długo, a chęć ta przyszła mniej więcej wtedy, kiedy brat popadł w alkoholizm. Zacząłem wtedy strasznie olewać edukację, nie widziałem w niej sensu. Louie, który skończył szkołę, a nawet dostał się na studia, zapijał się właśnie w zadłużonym mieszkaniu naszych rodziców. Po co więc się męczyć? Po co dokładać sobie zmartwień i obowiązków? W zamian ja także zacząłem pić, najczęściej z równie zdeprawowanymi kolegami. W czasie zajęć szlajałem się po mieście, zastanawiając skąd wziąć pieniądze na kolejne używki, choć często też na jedzenie. Często w akcie desperacji zdarzało mi się kraść, i to nie tylko drobne rzeczy. Elektronikę, ubrania, wszystko to, czego potrzebowałem lub o czym marzyłem, a na co nie miałem pieniędzy. Kiedy zrobisz coś drugi raz, piąty, dziesiąty, staje się to bardzo łatwe. Nie chciałem, aby w szkole się zainteresowali, więc poza moją słabą frekwencją, ocenami i powtarzaniem klas nie dawałem im więcej powodów do przejęcia się moją sytuacją. Nie przychodziłem brudny, w starych lub za małych ubraniach, nigdy nie brakowało mi zeszytów ani książek. Naprawdę, kradzież załatwiała wiele problemów, choć psychicznie była wykańczająca, tak jak cała moja sytuacja. Stałą się ona tym gorsza, kiedy zacząłem szerzej patrzeć na świat i w pełni zrozumiałem różnice między mną, a moimi rówieśnikami, co nasiliło się w starszych klasach. Każdego dnia zazdrościłem dzieciakom z bogatych domów, które jeździły z rodzicami na wakacje, miały wszystko co potrzebne do życia, a nawet więcej, i martwiły się głównie relacjami z rówieśnikami oraz tym, czy dostaną pieniądze na koncert. Byłem pełen zazdrości wobec nich, a nawet wobec biedniejszych nastolatków, którzy mieli w domu wsparcie. Jak wiele by mi dało to, że nie musiałbym dźwigać wszystkiego w pojedynkę. Musiałem zajmować się sobą, bratem i ogarniać dom, choć ten i tak z czasem zaczął przypominać melinę. Po czasie pilnowałem jedynie tego, aby czysty był kawałek łóżka, tak żeby położyć się wieczorem i przespać te kilka godzin przez wybyciem znów z domu na cały dzień. Bardzo wtedy nienawidziłem siebie i swojego życia. Nie widziałem perspektyw na lepszą przyszłość, nie czułem się już przez kogokolwiek kochany i odnosiłem wrażenie, że stałem się bardzo nieistotnym elementem w życiu mojego brata. Louie przestał mieć znaczenie, marzenia przestały istnieć, a relacje z ludźmi były nic nie warte, oparte głównie na używkach i snuciu się bez celu po mieście. Bardzo chciałem wtedy umrzeć, ale to nie ja umarłem.
Pewnego dnia umarł Louie.
To ja go znalazłem, więc bardzo dokładnie pamiętam wyraz jego twarzy. Umarł z obojętnością i butelką piwa w ręce. Lekarze twierdzili, że się zapił. Miałem wtedy osiemnaście lat, więc powoli szykowałem się do wyprowadzki. Nie sądziłem, że nastąpi ona dosłownie kilka dni po moich urodzinach. Wtedy też zrzekłem się spadku po bracie, czyli zadłużonego mieszkania. Wpadło ono w ręce komorników, dzięki czemu nie miałem na karku długów, lecz nie zostało już nic dla mnie. Byłem sam, bez pieniędzy, wsparcia i dobrej rady od kogokolwiek. Kilkadziesiąt funtów które uzyskałem, sprzedając skradziony zegarek, przeznaczyłem na bilet do Londynu. Od zawsze sądziłem, że właśnie tam dzieją się rzeczy nieprawdopodobne, więc w tym mieście albo stanę na nogi, albo umrę.Po przybyciu na dworzec King's Cross miałem ze sobą plecak, telefon i sześć funtów, z czego trzy poszły na wydrukowanie podrobionych papierów, które wręczyłem potem twoim rodzicom. Dasz wiarę? Stanąłem przed nimi, mając jedynie trzy funty w kieszeni. To była wtedy moja najdroższa rzecz, pomijając koszulę ze szkolnego mundurka, którą wziąłem jako jedno z niewielu ubrań.
Wciąż nie wiem, czy może faktycznie w Londynie dzieją się same nieprawdopodobne rzeczy, czy może mój anioł stróż ten jeden raz nade mną czuwał, ale praca u twoich rodziców dosłownie ocaliła mnie od śmierci. Sądzę, że była przeznaczeniem, być może naszym wspólnym. Może tak jak sądziłem, ciebie nasza znajomość też w pewien sposób uratowała? Chcę myśleć, że ratuję cię po trochu każdego dnia, wyciągam z dołka i pokazuję, że jeszcze kiedyś może być pięknie. Nigdy nie staniesz się kimś innym, nie zapomnisz o tym, co bolało cię przez całe dzieciństwo i będziesz musiał mierzyć się z życiem, jakie ci przypadło, lecz nie oznacza to, że jest ono całkowicie stracone. Chciałbym, żebyś o tym pamiętał, kiedy nie będzie mnie już przy twoim boku i nie będę mógł ci o tym przypomnieć, i walczył o to, co dla ciebie ważne, bez względu na przeszkody. Wiem, że masz w sobie taką siłę.
CZYTASZ
BUNT || SEBACIEL
FanfictionCiel jest synem bogatego małżeństwa. Od małego wychowywał się w luksusie i świadomości losu jaki go czeka - gdy dorośnie, ma być kolejną głową Funtomu. Nie protestuje, uczy się pilnie i ponad normę. Gdy kończy dziesięć lat, w jego życiu pojawia się...