Następnego dnia wstałem, choć nie w znaczeniu tego słowa, które było mi znane. Zazwyczaj padałem po całym dniu i rano nie mogłem się dobudzić, dziś za to mimo nieprzespanej nocy rześko podniosłem się z łóżka. Wtedy wiedziałem już, co zrobię. Szybko się przebrałem i wziąłem torbę, z której wyrzuciłem rzeczy, pakując następnie kilka innych artefaktów. Rzecz jasna wybrane wczoraj koszule zabrałem, jednak poskładałem je bardziej umiejętnie, aby zajmowały mniej przestrzeni. Znalazło się też miejsce na moje oszczędności, które trzymałem w gotówce. Oprócz tego wziąłem też ciastka i nieco innych drobiazgów, które w mojej opinii mogły się przydać. Rodziców nie było, więc bez presji zbiegłem na dół, przeskakując po dwa stopnie. Tak jak sądziłem w kuchni zastałem Sebastiana. Stał przy płycie indukcyjnej, zupełnie nieświadomy moich planów.
- Dzień dobry. - zerknął na mnie przez ramię, uśmiechając się. - Siadaj, śniadanie będzie zaraz gotowe.
Usiadłem i posłusznie zjadłem to, co mi przygotował. Uznałem, że do ucieczki trzeba mieć siłę. Poza tym były to akurat naleśniki, więc rezygnacja z jedzenia równałaby się z grzechem. Wydawało mi się, że to dobry ostatni posiłek w tym domu. Miałem nadzieję jeszcze kiedyś tu wrócić, jednak nie mogłem być tego pewien.
Kiedy po posiłku udałem się w stronę przedpokoju, gorączkowo myślałem, czy kiedykolwiek zobaczę jeszcze ten dom. Co za tym idzie z nietypową wnikliwością rozglądałem się po miejscu, które pamiętałem jeszcze z czasów dzieciństwa. Spędziłem tu całe życie i wciąż nie mogłem się nadziwić, że tak góruję nad stołem, którego blatu nie umiałem kiedyś dosięgnąć. Byłem już wyższy i bardziej świadom tego, że jeśli mam zacząć jakkolwiek żyć, muszę opuścić to pozornie bezpieczne, znajome miejsce.- Nie musisz mnie dzisiaj odwozić do szkoły. - uprzedziłem Sebastiana, zakładając buty.
Czarne lakierki były prawdopodobnie fatalnym obuwiem na podróż w którą się udam, ale nie miałem nic innego. Ciuchy też niezbyt pasowały do wyprawy, jak co rano ubrałem mundurek, który i tak był jedną z wygodniejszych rzeczy w mojej szafie. Szkolny uniform miał jeszcze ten plus, aż do ostatniej chwili nie wzbudzałem w moim kamerdynerze żadnych podejrzeń.
- Dlaczego? Źle się czujesz? - standardowo przyłożył dłoń do mojego czoła. To też może być ostatni raz. Tak strasznie bałem się rozstania z nim, które nastąpiłoby po moich osiemnastych urodzinach, a tymczasem wygląda na to, że przejdę przez nie kilka miesięcy wcześniej.
- Nie, czuję się dobrze. Wydaje mi się, że nie mógłbym lepiej. - odsunąłem jego dłoń. - Uciekam, Sebastianie. Możesz spróbować mnie zatrzymać, ale nie dam się. Jeśli jednak boisz się reakcji rodziców, możesz podwieźć mnie pod szkołę. Nikt cię nie będzie winił.
- Nie, czekaj... - spojrzał na mnie z niedowierzaniem, zaciskając jedną z dłoni na swoich kruczoczarnych włosach. - Uciekasz?
- Uciekam. - kiwnąłem lekko głową. - Z domu. Jak w tych wszystkich fajnych filmach, które są jak cała reszta produkcji dla nastolatków, jednak ludzie i tak je oglądają. Tyle że ja nie zamierzam wracać po tygodniu, uznając, że w gruncie rzeczy nie było mi tak źle.
- Czy ty w ogóle wiesz z czym się wiąże ucieczka z domu? Może chcesz to zrobić jak na filmach, ale w prawdziwym życiu nie będzie tak fajnie! Jeszcze rok temu nie potrafiłeś dobrze zawiązać krawatu, a teraz będziesz uciekał...
- Możesz mi pozwolić uciec, albo odwieźć mnie pod szkołę, ówcześnie milknąc. - oparłem dłonie na biodrach, marszcząc brwi. - Ty sobie rób co chcesz. Mam to gdzieś. Ja nie zamierzam cofać swojej decyzji.
- Co z egzaminami?
- Mam gdzieś egzaminy.
- Studia?
CZYTASZ
BUNT || SEBACIEL
FanficCiel jest synem bogatego małżeństwa. Od małego wychowywał się w luksusie i świadomości losu jaki go czeka - gdy dorośnie, ma być kolejną głową Funtomu. Nie protestuje, uczy się pilnie i ponad normę. Gdy kończy dziesięć lat, w jego życiu pojawia się...