Rozdział 16

224 21 12
                                    


Nasza podróż trwała całą noc. Gdy zjawiliśmy się na miejscu, nastał rozkoszny, rześki poranek. Mało kto przemierzał wilgotne od deszczu ulice. Wtedy też, będąc jedynymi przechodniami, uświadomiliśmy sobie pewien niewygodny szczegół, a raczej Sebastian go sobie uświadomił, obmacując kieszenie. 

- Zostawiłem w hotelu portfel. - jęknął, poprawiając niesiony na plecach bagaż. 

Ja taszczyłem torbę, lekko kulejąc. Chusteczki podłożone pod pięty trochę pomogły, jednak wystarczyło choć lekkie otarcie, abym znów cierpiał. Przysięgam, że przy każdym kroku czułem krew oblepiającą moje buty. Pech chciał, że nigdzie w pobliżu nie dostrzegłem całodobowej apteki. Nie mieliśmy nawet możliwości zakupienia opatrunków. 

- Nie przejmuj się. Jakby nie patrzeć, dokumenty i tak by ci się już pewnie nie przydały.  -poklepałem go pocieszająco po ramieniu. 

Dowód osobisty, karty kredytowe, karta z programem lojalnościowym pewnej lodziarni, według którego po zebraniu odpowiedniej ilości pieczątek można było otrzymać w gratisie jeszcze jedną zimną przekąskę. Często z tego korzystaliśmy, szczególnie w sezonie letnim. Miałem nadzieję, że wybierzemy się jeszcze kiedyś na lody do naszej ulubionej, ''zamieszkanej'' przez życzliwą staruszkę budki z lodami. 

- Masz rację. - przyznał, choć z żalem. Potem spojrzał na moje stopy, od których ja sam starałem się odwracać wzrok, po czym nieznacznie się skrzywił - Na pewno dasz radę iść sam?

- Mhm. To tylko obtarte pięty. 

- Raczej nie jesteś do tego przyzwyczajony. 

- Nie jestem. - pokręciłem lekko głową. - Ale wytrzymam, nie martw się. 

Brunet wbrew moim zapewnieniom postanowił się martwić. Przystanął i podał mi plecak, a kiedy go przejąłem, schylił się, zgarniając mnie na barana. Było to tak niespodziewane, że prawie odleciałem do tyłu, w ostatnim momencie oplatając rękami jego szyję. Dopiero po kilku chwilach poluzowałem uścisk, czując się już stabilniej.
Kiedy ostatni raz mnie nosił? Miałem wtedy dziesięć lat? A może dwanaście? Byłem znacznie młodszy, choć pewnie niewiele niższy i lżejszy. Nie mam pojęcia jak wtedy wyglądałem. Po tamtym okresie zostały zdjęcia, ale obraz młodszego mnie zaczął się w mojej pamięci zacierać. Nie pamiętałem już dziecięcych rysów mojej twarzy i włosów, które czasem sięgały ramion. Taki najwyraźniej był urok dorastania - zyskiwaliśmy nowe wspomnienia i cenne chwile tylko po to, aby inne utracić już na zawsze. 

- Nie jest ci zbyt niewygodnie? Naprawdę nie musisz mnie nosić, poradziłbym sobie. 

- Nie, jest w porządku. - zapewnił i na tym póki co skończyliśmy rozmowę. 

Oparłem głowę na jego ramieniu i pozwoliłem, abyśmy przez dłuższy czas bez celu przemierzali budzący się do życia rynek. Czasem przemknęła koło nas jakaś elegancko ubrana kobieta, innym razem mały chłopiec z plecakiem wypchanym po brzegi, który nie wyglądał jednak na szkolny. Aż ciężko było zaakceptować fakt, że oni też mają swoje historie i swoje życia, które mogą być znacznie bardziej emocjonujące od tego, co przeżywam obecnie z Sebastianem. Podczas gdy nasza wyprawa była dla mnie obecnie centrum wszechświata, ktoś mijający nas w drodze do swoich spraw mógł przeżywać epizod, o jakim nigdy mi się nawet nie śniło. To było ciekawe, jednak o dziwo nie odczuwałem potrzeby roztrząsania takich domysłów. Wystarczająco absorbowało mnie moje własne, wywrócone do góry nogami życie. 

- Na pewno mam nie schodzić? - zapytałem po dłuższej chwili, słysząc zbolałe westchnięcie, które wystarczyłoby mi za odpowiedź. Mimo to Michaelis dodał coś jeszcze. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz