Zbudził mnie nieprzyjemny, ostry zapach specyfików, który przypominał preparaty do odkażania ran. Nim otworzyłem oczy, byłem nim już mocno zgorszony. Po uchyleniu powiek zaczęło mnie natomiast napastować światło, zarówno ostatnie promienie wpadające przez szerokie okna, jak i generowane przez chłodne jarzeniówki wiszące nad moją głową. Potrzebowałem dłuższej chwili, aby mój umysł zaczął przyswajać coś poza podstawowymi bodźcami, takimi jak wspomniane wcześniej światło, zapach, czy chłód. Oj tak, definitywnie było zimno.
Podniosłem się do siadu i niemrawo rozejrzałem. Wyglądało na to, że leżałem na szpitalnym łóżku, przykryty cienką kołdrą. Na miejsce mojego pobytu wskazywało wyposażenie wokół oraz materac, który w kontakcie z moim ciałem przypominał bardziej płytę wiórową okrytą dla niepoznaki prześcieradłem.- Sebastian? - zapytałem cicho, niemalże instynktownie, jakby mężczyzna zawsze przy mnie był i jedynie czekał na wezwanie. Jak się okazało, tym razem faktycznie trwał przy moim boku.
- Jak się czujesz? - zapytał, przez co lekko się wzdrygnąłem, niespodziewanie odnotowując jego obecność. Siedział przy moim łóżku, wsparty łokciami o barierkę przy boku posłania.
- Ja... W porządku. - odparłem, póki co nie umiejąc połączyć faktów. Oprócz zmęczenia czułem się wyśmienicie, w głowie jednak miałem pustkę. Dopiero po chwili zaczęły do mnie docierać wspomnienia z ataku choroby. - Co się stało?
- W końcu dopadła cię astma, Ciel. Goniła cię przez całą podróż i wreszcie znalazła odpowiedni czas.
- Aż do ostatniej chwili miałem nadzieję szczęśliwie jej unikać.
- Również myślałem, że może nam się udać, ale cóż, nie tym razem. Na pewno wszystko potoczyłoby się łagodniej, wręcz bezinwazyjnie, gdybyś miał leki.
- Wiem. - westchnąłem cicho, przecierając twarz dłońmi. Po raz kolejny przypomniałem sobie naszą rozmowę pierwszego dnia podróży, kiedy Sebastian przeglądał moją torbę. Od razu zwrócił uwagę na brak inhalatora. - Co się stało później? Po tym jak zemdlałem?
- Trochę spanikowałem. Mamy spore szczęście, że nieco za nami tym samym szlakiem szedł lekarz. Pomógł mi z pierwszą pomocą i wezwaniem odpowiednich służb. Przyleciał po ciebie helikopter.
- Mój Boże. - ukryłem twarz w dłoniach, zażenowany zamieszaniem, którego byłem powodem.
- Najważniejsze, że wszystko w porządku. - położył dłoń na moich plecach i zaczął mnie głaskać. Czułem w tych ruchach zrezygnowanie, absolutne zmęczenie w każdym możliwym aspekcie. To musiał być dla niego ogrom stresu. - Lekarze twierdzą, że atak nie był przypadkowy. Podobno stanowił skutek wielu drobnych, ciągnących się tygodniami infekcji. Możliwe, że twój organizm przez podróż uodpornił się na tyle, żeby pierwsza lepsza choroba go nie rozkładała, jednak wciąż je przyjmował.
Wszystko stało się jasne. Moje złe samopoczucie, wrażenie ciepła niczym w trakcie gorączki, napady kaszlu. Zrzuciłem to na karb wyprawy i jej niedogodności, drobnego przewiania. Nie sądziłem, że podczas gdy bagatelizowałem wszelkie objawy, drobne infekcje po trochu wygryzały mój organizm.
- Jest bardzo źle? - zapytałem niepewnie, bo mimo szóstki z biologii, do lekarza było mi daleko. Zdawałem sobie jedynie sprawę z tego, że mój organizm jest zapewne nadwyrężony. Ciekawe tylko, jak bardzo.
- Trochę się dostało twoim płucom, ale spokojnie. Nie stało się nic, co w dalszej perspektywie utrudniłoby ci życie. - założył kosmyk włosów za moje ucho. - Czuję się winny. Czasem widziałem, że coś jest nie tak, ale sądziłem że cię przewiało, czy coś.

CZYTASZ
BUNT || SEBACIEL
Fiksyen PeminatCiel jest synem bogatego małżeństwa. Od małego wychowywał się w luksusie i świadomości losu jaki go czeka - gdy dorośnie, ma być kolejną głową Funtomu. Nie protestuje, uczy się pilnie i ponad normę. Gdy kończy dziesięć lat, w jego życiu pojawia się...