Rozdział 2

393 34 17
                                    


Stałem nieopodal jednej z kabin w szkolnej toalecie i starałem się nie skupiać na odgłosach, które wydawał mój przyjaciel, zwracając śniadanie. 

- Potrzymać ci włosy? - zagadnąłem, nie wiedząc co ze sobą począć. Nie towarzyszyłem mu w tej mało atrakcyjnej sytuacji pierwszy raz, jednak dalej nie miałem określonego sposobu działania. 

- Nie jestem twoją pijaną dziewczyną. - usłyszałem jego cichy, słaby głos. Był tak pełen zrezygnowania, że aż się wzdrygnąłem. - Poza tym i tak są za krótkie, żeby mi przeszkadzały.

Dodał potem, na co pokręciłem głową. Przecież nie będę się z nim o to kłócił. 

- Cóż, chyba jakoś przeżyję jeśli tego nie zrobię. - odparłem, kontrolując czas, jaki pozostał do dzwonka. 

Uznając że mam jeszcze chwilę, chciałem zalogować się do dziennika i sprawdzić oceny oraz komunikaty od nauczycieli, wtedy jednak Alois opuścił kabinę. Zeszło mu trochę krócej niż zazwyczaj. 

- Ile nam zostało? - zapytał, ocierając wargi.

- Pięć minut. Opłucz usta, na spokojnie zdążymy. - pogłaskałem go lekko po plecach, ubolewając nad tym, że tylko tyle mogę zrobić. 

Trancy posłuchał mojej rady i przepłukał usta, chłodną wodą obmywając też twarz. Stałem obok i uważnie go obserwowałem, oddychając z ulgą kiedy zauważyłem, że wraca powoli do rzeczywistości. Wciąż drży, po części ze stresu, ale jest odrobinę lepiej. 

- Może poproś lekarza o coś na uspokojenie? Zęby ci się popsują jak będziesz tak często wymiotował. 

- Do końca roku zostało już tylko trochę. Wytrzymam. - mruknął, ocierając twarz i ręce papierowym ręcznikiem. Wyrzucił go następnie do kosza, a kiedy opuścił łazienkę, poczłapałem w ślad za nim. 

Znaleźliśmy się na korytarzu pełnym uczniów ubranych w identyczne barwy, z herbem elitarnej szkoły noszonym dumnie po prawej stronie klatki piersiowej. Był elementem eleganckiego swetra, który każdy uczeń obowiązkowo zakładał do białej koszuli. Jedyne co odróżniało od siebie stroje to spodnie lub spódnica dobrane w zależności od płci. Broń Boże preferencji danego ucznia, to byłaby herezja. 

- Jesteś pewien? Jedno wyjście do lekarza nie zajmie ci dużo czasu. 

- Leki uspokajające mnie otępiają. Obecnie potrzebuję być jak najbardziej skoncentrowany. - rzekł nieugięty, mimo że w ostatnich tygodniach niknął w oczach. Byłem pewien, że jakiekolwiek leki nie mogłyby go już bardziej rozkojarzyć. 

Zbliżały się egzaminy końcowe, dla większości uczniów był to spory stres. To tu, w ostatniej klasie szkoły średniej, zaczynała się prawdziwa walka. Co prawda droga dzieci naszego pokroju zaczynała się od najlepszych szkół w Londynie, więc dostanie się na dobre uniwersytety nie było nie wiadomo jak wielkim przeskokiem w naszej edukacji, ale to studia będą miały największy sens. Ten papier będzie potem przy nas przez całe życie, więc kiedy nadchodzi moment wyboru uniwersytetu i wspomnianych egzaminów, atmosfera w szkole robi się naprawdę gorąca. To nie tylko nasze egzaminy. To egzaminy uczniów, ich rodziców i nauczycieli, którzy z całych sił muszą dbać o nasze wyniki, a co za tym idzie renomę placówki. 

- Może w takim razie gdzieś dzisiaj wyjdziemy? - zapytałem i złapałem go za ramię, widząc jak lekko się chwieje. - Albo pójdziemy do ciebie? Już dawno nie byliśmy w twoim domu. Pogramy sobie w coś fajnego, co? 

- Możemy. - kiwnął głową, docierając ze mną pod salę, w której odbywały się lekcje matematyki. 

Poczułem, że widok znajomych drzwi wywołuje u niego dreszcz. Ten przedmiot nigdy mu nie szedł. Był urodzonym humanistą. Zapewne w zwykłej szkole dostawałby co najwyżej słabe stopnie i na tym by się skończyło. Tutaj musiał znać się na wszystkim, inaczej szkoła się go pozbędzie. Wszystkie jednostki muszą spełniać określone standardy. 

BUNT || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz