Rozdział 33 (poprawione)

48 2 4
                                    

Maraton 4/5

Bruno postanowił pójść do kuchni. Wchodząc zapytał:

- Maksiu to jak było z tą mąką?
- No jak to jak - zaczął Max nie przerywając robienia kanapek - poprostu, zszedłem na dół jako pierwszy, później dołączyła Sofia. Zaczęliśmy robić naleśniki, zaczęliśmy rzucać się mąką i tyle wsumie - wzruszył ramionami.
- Ale, że w całej kuchni mąka? - podpytał.
- No tak, przy wysypywaniu na siebie po kilogramie mąki tak bywa - tym razem powiedziała Sofia smarując kolejną kromkę chleba.
- No patrz, normalnie jak z dziećmi - skwitował Bruno.
- Dobra, choć wracamy do pokoju, jak się najedzą to przyjdą - powiedziałam i zaczęłam iść w stronę, z której przyszliśmy.
- Racja - brunet ruszył za mną - tylko uważajcie żeby mąką was nie zaatakowała - dodał śmiejąc się. Sofia i Max odprowadzili go złowrogimi spojrzeniami.

Usiedliśmy na naszych wcześniejszych miejscach i zaczęliśmy rozmawiać o jakichś mało ważnych rzeczach. Po chwili do salonu weszli Sofia, która miała w rękach 4 kubki herbaty i Max z dużym talerzem pełnym kanapek. Wszystko położyli na ławie i zajęli swoje miejsca.

- Może i głodni nie jesteście, ale zrobiliśmy wam herbatę - powiedziała Sofia i wzięła kanapkę z talerza.
- Ale nie zatrute? - zaśmiałam się i podniosłam kubek, odpowiedziała mi cisza, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie no, pij, nie zatrujesz się... chyba- pośmieszkował Max wgryzając się w kanapkę. Reszta czasu minęła nam na miłej rozmowie. Dopóki do pokoju nie wszedł ojciec Maxa.
- Widziano wilki z watahy pioruna, czas się zbierać jeżeli nie chcemy aby wkroczyły na nasz teren - powiedział, a my wstaliśmy z naszych miejsc i jak na komendę skierowaliśmy się w stronę drzwi. - Sara ty nie idziesz. Musisz być bezpieczna, a tu będzie najlepiej.
- Ale mogę się przydać - zbuntowałam się, przecież nie mogę tu siedzieć w czasie gdy oni będą za mnie walczyć.
- Nie ma takiej opcji, TY TU ZOSTAJESZ - zawtórował mu Max i podkreślił ostatnie slowa, a Sofia z Brunem przytakneli.
- Sofia ty tak samo - tym razem powiedział Bruno.
- Że co? Ja tez idę - próbowała siostra ich przegadać, ale skapitulowała widząc i groźne miny - oj no weźcie - zaprotestowała po raz ostatni i z rezygnacją usiadła na kanapie.
- Chodźcie chłopaki idziemy się przygotować - oznajmił Alfa i wyszedł razem z chłopakami.

- Świetnie, zostałyśmy tu same - powiedziała Sofia dalej siedząc z obrażoną miną.
- Właśnie, że nie same, kobiety z dziećmi, chorzy i starsi ludzie też zostali - stwierdziłam patrząc przez okno. Widziałam jak wilki wychodzą za bramę - Nie mogę tu zostać idę za nimi.
- Nawet nie próbuj Alfa powiedział, że mamy tu zostać. - zatrzymywała mnie wstając z kanapy.
- Nie tylko on tu jest Alfą i nie chodzi mi też o Maxa - skwitowałam poważnie. Siorka spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnęłam jej porozumiewawczo.
- Ty też? - zapytała ze zdziwieniem.
- Oczywiście - powiedziałam i otworzyłam okno.
- Jak ty idziesz to ja tez idę.
- Nie ma takiej opcji, ty zostajesz.
- No weź - upierała się.
- Nie! Nie chcę żeby coś ci się stało, rodzice by mi nie darowali - powiedziałam, zmieniłam się w orła i wyleciałam przez okno szukając swoich.

Jak ich znajdę to będę musiała się trzymać troche z daleka żeby mnie nie zauważyli, bo przecież miałam siedzieć razem z Sofią. Z góry szybko ich znalazłam, kierowali się jeszcze dalej od miasteczka w którym mieszkałam. Chwilę później byliśmy na pustej polance, żadnej rzeczki, małego drzewka, czy nawet wysokiej trawy, a dookoła las. Po jednej stronie wilki z watahy pioruna, na ich czele Alfa. Po drugiej stronie wilki pod przywództwem taty Maxa. Przez jakiś czas obydwie Alfy dyskutowały jednak po pewnym czasie wrogi Alfa dał sygnał i cała jego armia rzuciła się w stronę naszych. Wilki Maxa również wpadły w wir wojny. Ja wszystko obserwowałam z góry, chętnie bym im pomogła, niestety lepiej jak zostanę na chwilę w obecnej postaci, w ukryciu. "Więc sobie latam i obserwuje wszystko co się dzieje, a Sofia siedzi bezpiecznie na terenie watahy". Mówię sama do siebie. Nie no, nie mogę tak dłużej nic nie robić - pomyślałam i zleciałam na granice lasu zmieniając się w wilka. Już miałam wychodzić na pole bitwy, gdy usłyszałam coś w krzakach, podeszłam bliżej nich, ale nie za blisko i bardziej się wsłuchałam. Po chwili wyszła z nich moja siostra, z łukiem i kołczanem pełnym strzał. Co ona tu robi, miała siedzieć w willi. Zmieniłam się w człowieka, złapałam Sofię za przedramię i pociągnęłam ją głębiej w las.

- Co ty tu robisz? - zapytałam.
- Przyszłam pomóc.
- Nie, wracasz w tej chwili.
- No proszę. Obiecuje, że będę siedzieć tu i nie rzucać się w oczy - przetarłam twarz ręką i odpowiedziałam.
- No dobra, ale nie wychylaj się.
- Okej - powiedziała, a ja przemieniłam sie i poszłam im pomagać.
- Sara co ty tu robisz? Miało cię tu nie być. - powiedział Max gdy mnie zauważył.
- Nie umiem usiedzieć w jednym miejscu, więc wybacz. - odpowiedziałam i unieszkodliwilam jednego z wilków obcej watahy..

Już jakiś czas walczyłam i powoli miałam dość, co chwila nie wiadomo skąd dobiegały nowe wilki
wroga. Aktualnie stałam na środku całego zamieszania, ofiary były po obu stronach. To się musi w końcu skończyć. Wataha Maxa była na skraju wyczerpania. Z przeciwnej watahy wciąż nadbiegali nowi. Skąd oni się biorą - pomyślałam. Kątem oka zauważyłam, że wrogi wilk zakrada się so kryjówki Sofii. Oooo nie, co to to nie, nie ma opcji - miałam serdecznie dość.

- DOSYĆ TEGO!!! - krzyknęłam i po chwili moje ciało stanęło w płomieniach.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz