Rozdzial 51 (poprawione)

35 3 0
                                    

- I my mamy niby uwierzyć wiedźmie? Jakoś mi się nie widzi w to wierzyć - zakpiła Melody, chciałam coś powiedzieć jednak Em odezwała się natychmiastowo.
- Nie musicie mi wierzyć, ale chciałabym żebyście wiedzieli, że jestem po waszej stronie, więc to byłby zasztyt się do was przyłączyć i wam pomóc, może nie zdziałam dużo jednak to zawsze dodatkowa osoba - spojrzała na mnie wyczekująco, zresztą nie tylko ona cała reszta, że tak powiem, mojej małej watahy patrzyła na mnie z pytaniem co robimy dalej. – Słuchajcie, czasu mamy niewiele. Oscar wie, że nie pisał do niego Samuel tylko ktoś się za niego podszył. On od dawna się szykował na to. Wiem też, że ma „kreta na tym podwórku” jeśli wiecie o co mi chodzi - dziewczyna dalej mówiła, ale już do wszystkich – więc warto się pospieszyć. Poza tym – spojrzałą na mnie – pamiętasz co Ci ostatnio mówiłam? – kiwnęłam głową, że pamiętam – od tamtego czasu nie zmieniłam zdania, jesteś i będziesz moją najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek mogłam mieć – zakończyła przemowę.

Nie wiedziałam co robić. Znowu zaufać jej i pozwolić wstąpić do naszych szeregów czy wygonić mówiąc, żeby się więcej nie pokazywała mi na oczy. Jednak patrząc na to, że już ryzykowała pojawieniem się tutaj i wcześniejszą "pomocą", w końcu zapytałam Melody, czy zaprowadzi ją do zbrojowni, żeby wybrała sobie jakąś broń. Wiedźma popatrzyła na mnie z wdzięcznością.

- Czemu ja? – zapytała Melody trochę naburmuszona.
- Wydaje mi się, że wiesz dlaczego. W razie gdyby nie miała czystych zamiarów przewidzisz jej kolejny ruch i będziemy wiedzieli – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Dobry argument – powiedział Mel – chodźmy zatem – powiedziała do Emily i ruszyły w stronę zbrojowni. Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach myśląc nad tym wszystkim. Niby chciałam, żeby moje życie było ciekawe i pełne przygód, ale teraz się szykuje do już drugiej nadprzyrodzonej bitwy w ciągu pół roku. Chyba nie o takie przygody mi chodziło. Poczułam jak sofa ugina się pod czyimś ciężarem. Dziewczyny się do mnie dosiadły. Zaśmiałam się i wyprostowałam.

- Wiecie co? - zadałam retoryczne pytanie - Zawsze sądziłam, że mam normalne życie, a jak się okazuje dowiedziałam się takich rzeczy, o których nawet nie myślałam, że są prawdziwe. Ale bardzo się cieszę, że was poznałam.
- Sara, to brzmi jakbyś się z nami żegnała - powiedziała Sofia.
- Tak naprawdę nie wiemy co się może tam stać. Mamy tylko siebie i watahe ojca Melody - wstałam z kanapy i zaczęłam chodzić od ściany do ściany - nie wiemy ile siły w ludziach ma Oscar, ile watah zdążył zebrać, ani tego jak dobrze są uzbrojeni.
- Są plusy Sara – Mel, która właśnie wróciła, podeszła do mnie i położyła mi rękę na ramię, mówiła bardzo spokojnie jakby w ogóle się nie przejmowała tym co się dzieje - on też nie wie jak stoimy z bronią i w ludziach - chciałam wspomnieć, że miał Sama jako szpiega, ale szybko mi przerwała – wiem, że Samuel się z nim kontaktował ale on sam nie wiedział wszystkiego co się tu dzieje, był bardziej skupiony na zabiciu cię.
- Masz rację - przyznałam - damy radę. Bo jak nie my to kto, co nie? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Dokładnie tak, szczególnie że w naszych szeregach teraz mamy wiedźmie i chimerę, nie ma opcji, że się nie uda - oznajmiła, uśmiechnęła się i podeszła do nas Sofia.
- Powiem wam tyle, tą bitwe już wygrałyśmy - powiedziałam i idealnie w tym momencie do salonu wszedł Max.
- Dobra, wszystko pięknie, świetnie ale bierzcie wiedźmę i ruszamy - jak szybko się pojawił tak szybko zniknął.

Powiedziałam dziewczynom, żeby poszły przodem i poczekały z resztą. Podeszłam do Emily. Popartzyła na mnie i powiedziała:

- Dziękuję za szansę pokazania tobie i całej reszcie, że jednak nie jestem taka zła, jak mnie oceniali – po czym przytuliła mnie serdecznie.

Chwilę później szłam razem z blondynką do całkiem niezłej grupki wilków gotowych do walki. Gdy tylko zauważyli, że już jesteśmy ruszyliśmy w stronę wyjścia z małego osiedla.

Szliśmy już jakieś dobre 30 min przez gęsty las. Nie było słychać dosłownie nic. Żadnego szumu lisci, śpiewu ptaków, czy innej zwierzyny. Dosłownie nic, gdybyśmy teraz wszyscy ustali w miejscu to było by jak w próżni. Po kolejnych 5 minutach byliśmy na pustej polance, zewsząd otaczały nas drzewa i krzaki. Chwilę później z przeciwległej strony łąki wyszła już nam znana wataha pioruna, jednak na samym przedzie zamiast ich Alfy, stał mężczyzna miał włosy koloru takiego popielatego brązu, a jego ciemne oczy wręcz emanowały chęcią mordu.

- Dajcie mi zgładzić białą Alfę, a obędzie się bez większego rozlewu krwi - oznajmił nieprzyjaciel, a Max wyszedł z naszego szeregu i zabrał głos.
- Jak chcesz jej, najpierw musisz pokonać nas.

Oscar wywrócił oczami i pstryknął palcami, ludzie z watahy pioruna od razu zmienili formę na wilczą. My nie zostaliśmy dłużni i też to uczyniliśmy, teraz jedynymi ludźmi jacy zostali to Sofia, Oscar i Emily. Wilki przeciwników warczały groźnie, gotowe do ataku. Po chwili mężczyzna kiwną w naszą stronę palcem i wilczury nie zastanawiając się ani sekundy dłużej ruszyły na nas. Sofia od razu powaliła kilku wrogów swoimi strzałami, a ja jak i reszta zaczęliśmy biec w stronę wrogich wilków.

Walka była zaciekła. Straty były po obu stronach, wiele rannych jak i martwych, przy mnie walczyła Melody tłumacząc to tym, że jako moja Beta nie opuści mnie na krok. W pewnym momencie zauważyłam, że Oscar zniknął, nigdzie go nie widziałam. Po jakimś czasie coś skoczyło na mnie powalając mnie z nóg, był to jasnobrązowy wilk, prawdopodobnie właśnie to ten ktorego szukałam. Potoczyłam się z mim kawałek dalej. Mel próbowała do mnie doskoczyć, ale cały czas jakieś nowe wilki zagradzały jej drogę walcząc z nią, odganiając dalej ode mnie i Oscara. Walczyliśmy zażarcie raniąc się gdzie popadnie, jednak w pewnym momencie nie wiem jak to się stało ale zamroczylo mnie delikatnie przed oczami wprawiając w osłupienie. Mój przeciwnik chciał to wykorzystać i doskoczył do mnie chcąc mi zadać śmiertelny cios. Po chwili szczęśliwie zauważyłam, że nic się nie stało. Zerknęłam na wilka który mnie przed chwilą atakował, stał z szokiem w oczach i patrzył na mnie, w jego boku tkwiła strzała mojej siostry zakołysał się słabo, by po chwili runąć na ziemię. Wszystkie wrogie wilki na raz się zatrzymały zaprzestając ataku na naszych. Oscar przemienił się, strzała dalej była tam gdzie była, też się przemieniłam stojąc nad nim.

- No no, twoja siostra się postarała - powiedział i z jego ust pociekło trochę krwi - strzała z mordownikiem - spojrzałam na Sofię zdziwiona, a w mojej głowie odezwał się głos ojca Maxa.
- Powiedziałem, żeby wzięła na wszelki wypadek - wytłumaczył moją siostrę, a ja ponownie spojrzałam w stronę wroga.
- Teraz się nie dowiesz co się stało z twoimi rodzicami - to było ostatnie co powiedział, po tym kaszlnął krwią i już więcej się nie odezwał.

Himera czy Wilkołak (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz